"Aquarius" (1×01-02): Era bylejakości
Marta Wawrzyn
1 czerwca 2015, 19:03
Czy da się stworzyć nieoglądalny serial o jednym z najciekawszych morderców w historii? Oczywiście! NBC to potrafi – i to mając do dyspozycji Davida Duchovny'ego.
Czy da się stworzyć nieoglądalny serial o jednym z najciekawszych morderców w historii? Oczywiście! NBC to potrafi – i to mając do dyspozycji Davida Duchovny'ego.
NBC zrobiło coś, czego amerykańskie telewizje do tej pory nie robiły: udostępniło przed weekendem cały, składający się z 13 odcinków, sezon nowego serialu, który na papierze wyglądał jak potencjalny hit. Problem w tym, że stworzony przez Johna McNamarę ("In Plain Sight") "Aquarius" to nie kolejne "House of Cards". Z każdego kadru wyziera straszliwa przeciętność i oszczędności budżetowe. Choć rzecz się dzieje w fascynujących pod wieloma względami – ze względu na zmiany społeczne, nowe idee, modę, muzykę itd. – latach 60., klimatu w serialu nie ma żadnego, jest tylko jakiś paskudny filtr do kamery. A historię jednego z najbardziej interesujących morderców w dziejach tak spłycono, że prawdopodobnie nic nie stracicie, jeśli pożegnacie się z tą produkcją po jednym odcinku. Ja żegnam się po dwóch.
Akcja "Aquariusa" rozpoczyna się w 1967 roku, kiedy to w Los Angeles czai się Charles Manson, w serialu zwany pieszczotliwie Charliem (w tej roli kompletnie nijaki Gethin Anthony). Megan Draper na razie jest bezpieczna, bo Charlie zaczaił się na 16-letnią Emmę (Emma Dumont z "Bunheads"), córkę pewnego prawnika, któremu marzy się polityczna kariera. A ponieważ matką dziewczyny jest dawna narzeczona det. Sama Zodiaka Hodiaka (David Duchovny), policja przypadkiem wpada na trop mordercy, budującego wokół siebie coś w rodzaju sekty złożonej z głupiutkich nastoletnich panienek.
Jeśli pominąć Davida Duchovny'ego, którego da się oglądać praktycznie we wszystkim, nawet kiedy scenariusz sięga dna, obsada wypada po prostu fatalnie. Nie zawsze to wina aktorów – to prawda, portret Mansona z "Aquariusa" poraża wręcz nijakością, ale możliwe, że żaden aktor nie dałby rady, kiedy musiałby pleść co chwila tak okropnie puste frazesy. Z pewnością Gethin Anthony tego nie umie – oglądając go, bardzo trudno uwierzyć, że ktokolwiek mógłby go wielbić, tak jak wielbią go te dziewczynki. W tym wspomniana Emma, też zresztą strasznie płaska i niewiarygodna.
Oprócz Duchovny'ego policję w serialu reprezentują Grey Damon i Claire Holt – oboje do tej pory znani głównie z seriali dla nastolatków. I znów – nie wiem, czy to ich wina, czy scenariusza, ale i te postacie nie wyglądają, jakby dało się jeszcze z nich coś ulepić. Grany przez Damona det. Brian Shafe aparycją przypomina typowego hipisa i w zasadzie można go pomylić z Mansonem, jeśli ogląda się serial niezbyt uważnie (a oglądać uważnie naprawdę nie ma po co).
Sam wątek polowania Mansona jest sprzedany w skrajnie nieciekawy sposób – tak źle poprowadzonej i pozbawionej suspensu intrygi dawno nie widziałam. A kiedy do wątku głównego doszła sprawa tygodnia, "Aquarius" stał się prawdziwą męką. Tak, tak, to nie żart, NBC postanowiło zrobić serial w stylu kablówki i dorzucić do niego element proceduralny. Widać wypełnienie 13 odcinków dobrą historią to za duże wyzwanie w tym przypadku.
By oddać serialowi NBC sprawiedliwość – kiedy na ekranie pojawia się David Duchovny i mrukliwym tonem rozporządza wszystkimi dookoła, jakość od razu się poprawia. Ten facet potrafi zamienić najbardziej byle jaki tekst na świecie w ironiczną perełkę. Z przyjemnością też słucha się serialowej muzyki, na której zdecydowanie nie oszczędzano. Choć może jednak lepiej było przeznaczyć te pieniądze na scenarzystów i reżyserów. "Aquarius" i źle wygląda, i jest kiepsko napisany. Choć promowany był jako coś więcej, to tak naprawdę kolejny boleśnie przeciętny tasiemiec kryminalny telewizji ogólnodostępnej. Dwa pierwsze odcinki wypchane są wielokrotnie powielanymi kliszami i najbardziej banalnymi z banałów. Każda postać jest stereotypowa do bólu, każde wydarzenie da się przewidzieć. A lata 60. wyglądają tu po prostu sztucznie, jak gdyby ktoś je odtworzył na podstawie haseł z Wikipedii.
Nie ma żadnego powodu, aby to oglądać. David Duchovny zrobiłby widzom większą przysługę, gdyby znalazł czas na więcej odcinków "Z Archiwum X". A Wam dobrze radzę – zamiast tracić czas na kolejnego kryminalnego gniota, nadróbcie jakiś dobry serial. Na przykład "The Americans", które zasłużenie dziś dostało najważniejszą nagrodę amerykańskich krytyków. Albo "Halt and Catch Fire", które w pierwszym sezonie nie zawsze zachwycało, ale teraz, po powrocie, po prostu błyszczy. Na kiepskie seriale po prostu szkoda czasu.