Christine Baranski: Telewizja dobrze służy kobietom
Redakcja
31 maja 2015, 16:04
Jutro wieczorem będziecie mogli zobaczyć finał 6. sezonu "Żony idealnej" w Universal Channel, a my zapraszamy do lektury rozmowy z Christine Baranski. Aktorka, która wciela się w Diane Lockhart, opowiada o wpływie współczesnej telewizji na kulturę, o tym, dlaczego najlepsze historie kobiet oglądamy na małym ekranie, oraz o swoim charakterystycznym serialowym śmiechu.
Jutro wieczorem będziecie mogli zobaczyć finał 6. sezonu "Żony idealnej" w Universal Channel, a my zapraszamy do lektury rozmowy z Christine Baranski. Aktorka, która wciela się w Diane Lockhart, opowiada o wpływie współczesnej telewizji na kulturę, o tym, dlaczego najlepsze historie kobiet oglądamy na małym ekranie, oraz o swoim charakterystycznym serialowym śmiechu.
Robert i Michelle Kingowie mówią, że śmiech Diane jest zaraźliwy.
O, jej śmiech? Cóż, to jest mój śmiech.
Nie ma go w każdym odcinku. Czy kiedy już go używasz, mamy to traktować jako specjalną nagrodę dla widzów?
Diane prowadzi kancelarię prawną i na co dzień jest w serialu bardzo poważna. Ale był taki odcinek w pierwszym sezonie, który kończył się w ten sposób, że patrzyłam na ekran telewizora i z czegoś się śmiałam. Nie pamiętam, który to był odcinek, ale pamiętam, że śmiałam się wtedy do rozpuku. Wyłączyłam telewizor i dalej się śmiałam, idąc korytarzem. Reżyserowi bardzo się spodobał mój śmiech i pozwolił mi po prostu śmiać się dalej. Wykorzystali to na końcu odcinka – kiedy lecą napisy końcowe, wciąż możecie usłyszeć, jak ja się śmieję. Ludziom to się spodobało, bo nie widzieli wcześniej postaci serialowej, która tak by się śmiała. Śmiech nas uczłowiecza, ludzie sobie myślą: "Mój Boże, ona ma takie poczucie humoru".
Scenarzyści potrafią świetnie rozpoznawać i wykorzystywać to, co w nas jest najlepsze, wszystkie nasze mocne strony. Ja mam poczucie humoru i dobry śmiech, więc Diane często znajduje powody do śmiechu. Tak to się zaczęło, a ja zawsze jestem szczęśliwa, kiedy pozwalają mi się śmiać w serialu, bo ja się wtedy rzeczywiście się śmieję. Zrobiłam mnóstwo komedii i jestem przyzwyczajona do tego, że słyszę śmiech. Ale w "Żonie idealnej" nie ma wielu powodów do śmiechu. Muszę je stwarzać sama.
Diane to niesamowicie twarda i często poważna osoba. Czy bardzo różni się od Ciebie?
Wydaje mi się, że ona może być twardsza niż ja. Lubię myśleć, że jestem silna i prężna, ale ona prowadzi firmę prawniczą, jest kobietą, która znajduje się na czele tej firmy i sprawuje kontrolę nad wieloma facetami. W kolejnych sezonach wiele razy musiała walczyć o swoje. Dla mnie jako aktorki to spore wyzwanie. I uważam, że jest to wspaniałe wyzwanie, zagłębiać się w siebie i zastanawiać się, gdzie znajduje się ta cząstka mnie, która pozwoliłaby wejść do pomieszczenia pełnego facetów i oznajmić im: "Teraz wszystko będzie tak, jak mówię". To coś, co naprawdę się dzieje, w świecie rzeczywistym. Kobiety sięgają po władzę, a jedną z najbardziej genialnych rzeczy w serialu jest to, że Alicia i Diane cały czas muszą szukać w sobie coraz więcej odwagi, aby brać to, czego chcą. Wezmę, co do mnie należy. Pokażę sobie, że potrafię. Zostawię przeszłość za sobą. To widać szczególnie w przypadku tych dwóch postaci. Dla mnie jako aktorki to też niezwykła podróż. Wychowywałam się w Buffalo, w miłej, katolickiej szkole dla posłusznych dziewczynek. Katolickie dziewczyny wydają się bardzo miłe i posłuszne, ale tam w środku siedzą buntowniczki. Dlatego naprawdę lubię grać taką kobietę jak Diane.
W zeszłym roku głośno wyraziłaś swoje niezadowolenie, kiedy 5. sezon nie dostał nominacji do Emmy. Byłaś przekonana, że naprawdę na to zasłużyliście. A jak myślisz, co będzie z 6. sezonem?
To było dla mnie naprawdę niepokojące, kiedy twórcy serialu w zeszłym roku nie dostali nawet nominacji, bo to był nadzwyczajny sezon. Myślę, że teraz to może zadziałać na naszą korzyść, bo ludzie byli w szoku, że nie dostaliśmy nominacji. A przy tym zauważono to, co Julianna Margulies wspomniała w swoim przemówieniu – że my tutaj robimy 22 odcinki co sezon, kablówki robią po dziesięć, a "True Detective" zrobił ile? Sześć? Cztery? Nie ma porównania. Jesteśmy jak biegacze długodystansowi. Co roku przebiegamy maraton, robimy 22 odcinki, które są po prostu dobre, które opowiadają dłuższą historię i czynią to naprawdę świetnie. Myślę, że w tym roku możemy zostać docenieni. Czytałam wiele artykułów, w których pisano: "To najlepszy serial, jaki jest obecnie w telewizji. Kropka. Zapomnijmy o podziale na telewizję ogólnodostępną, kablówkę i Netfliksa, to po prostu najlepiej zrobiony i najlepiej zagrany serial w telewizji". Jestem więc pełna nadziei, jeśli chodzi o 6. sezon. Serial nie jest przecież teraz słabszy. To nie jest tak, że 5. sezon był szczytem naszych możliwości, a teraz będzie już tylko gorzej. Przeciwnie, uważam, że to 6. sezon jest najmocniejszy w całym serialu.
Pewna aktorka raz powiedziała, że film nie wystarczy, aby opowiedzieć dobrą historię o kobiecie. 90 minut to za mało, aby stworzyć dobrą postać kobiecą. Co o tym sądzisz?
Uważam, że to prawda. To prawda i właśnie dlatego wszystkie aktorki teraz chcą pracować w telewizji, gdzie historia twojej postaci jest opowiadana tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. Wystarczy spojrzeć, jak rozwinęła się moja postać z "Żony idealnej". Nie byłabym w stanie tego zrobić w ciągu 90 minut. A jeszcze bardziej imponuje rozwój Alicii Florrick – od żony, która stała u boku męża, cała blada i pokonana, do kandydatki na prokuratora stanowego, za którą to mąż stoi. Taki rozwój postaci zajął pięć i pół roku, gdyby to się wydarzyło w ciągu 90 minut, oglądalibyśmy to w strasznym przyspieszeniu. Tymczasem w ciągu pięciu i pół roku można opowiedzieć historię, w której wszystko jest pokazane subtelnie i w której oglądamy rozwój jej relacji z kolegami z pracy, to, jak zmieniło się jej małżeństwo i jej relacje z dziećmi, jak stawała się coraz silniejsza i pewna siebie, aż do momentu, gdy postanowiła przejść na swoje, i jak zmieniało się jej postrzeganie moralności. To wszystko miało miejsce w ciągu kilku lat. Która kobieta chciałaby, aby jej historię opowiedziano w 90 minut? Ja nie byłabym w stanie opowiedzieć swojej historii w 90 minut. Telewizja jest wspaniała, zwłaszcza dla kobiet i kobiecych postaci.
Czy wzorujesz się na jakiejś konkretnej kobiecie, kiedy grasz Diane?
Nie. Nie wzoruję się na nikim konkretnym, ale jeśli chodzi o mowę ciała, podpatrywałam kobiety znane z mediów, które muszą wstawać i przemawiać – jak Diane Sawyer, Christiane Amanpour czy kobiety stojące na czele korporacji. Spójrzcie, jak one wstają i prezentują się, i jaką mają przy tym ogromną siłę. Nie muszą krzyczeć. Nie muszą tego robić. Każdy, kto ma prawdziwą władzę, może mówić bardzo cicho, a i tak wszyscy go słuchają. Kiedy jesteś królem, inni mają ci się kłaniać. Kiedy grasz kobietę u władzy, musisz sprawić, aby ludzie myśleli, że to ty masz tę władzę. Jako aktorka musiałam nauczyć się pokazywać siłę bez wysiłku i po cichu. Kiedy grasz osobę u władzy, cały trik polega na tym, żeby robić to jak gdyby od niechcenia, nie pracować nad tym. Coś jak z byciem sexy – nie da się tego wyrobić. Albo to jest, albo tego nie ma, nie możesz tego udawać.
Diane bardzo przez te wszystkie sezony się zmieniła, dzięki Tobie i Twojej grze. Jak Ty postrzegasz te zmiany?
Kingowie i ja jesteśmy dumni z jednej rzeczy. W pilocie dawało się wyczuć, że ona będzie prawdziwą zołzą jako szefowa i że da popalić Alicii. Diane w pierwszym odcinku jest bardzo ostrożna, jeśli chodzi o przyjmowanie Alicii do firmy, i potem się okazuje, że ma rację, żona prokuratora stanowego rzeczywiście komplikuje sprawy. Will musiał ją do tego namówić, ona była bardzo ostrożna. Ale serialowi cały czas udaje się unikać popadania w stereotypy, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety. Diane nie stała się więc szefową zołzą, udało mi się pokazać, że ona bywa silna i twarda, bo taka być musi, ale jednocześnie potrafi Alicię docenić. Ona pomogła Alicii na wiele sposobów, a na początku 6. sezonu weszła do jej firmy, dlatego, że zawsze chciała z nią pracować.
W pierwszym odcinku 6. sezonu jest taka scena, kiedy jemy z Alicią same lunch, bo Cary akurat został aresztowany i się nie pojawił, i ja do niej mówię, że możemy mieć najlepszą kancelarię w kraju prowadzoną przez kobiety. Myślę, że Diane już wcześniej wpadło do głowy, iż Alicia to niezwykła kobieta i praca razem mogłaby być czymś świetnym. Udało się tutaj zrobić coś, czego zwykle się nie robi w podobnych historiach. Wszędzie indziej byłabym zołzą, Alicia przeżywałaby przeze mnie piekło, a ja paradowałabym w moich wspaniałych strojach, jak w filmie "Diabeł ubiera się u Prady". To cudowne, że udało się tego uniknąć.
Widzieliśmy Cię w wielu komediach, zawsze powtarzasz, że kochasz komedię. Ale coś się dzieje teraz w telewizji – co sezon pojawia się mnóstwo komedii i są one szybko kasowane. Jako że jesteś częścią tego przemysłu – co o tym sądzisz?
O co w zasadzie pytasz – że komedie to już nie to co kiedyś? Że teraz dramaty są dużo mocniejsze…?
Tak, tak jakby.
Wiem, co masz na myśli. W latach 90. serialowe komedie rządziły popkulturą. Nie wiem, czy skończyły nam się ironie i absurdy, czy może trudno jest komikom przebić prawdziwe życie, takie wszystko zrobiło się szalone, ale myślę, że głównie polityczna satyra ma się bardzo dobrze. Ale przecież Chuck Lorre, który kiedyś zrobił "Cybill", też ciągle radzi sobie świetnie. Ja mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, iż w tym momencie mogę robić serial dramatyczny. Pamiętam, że kiedy skończyłam pracę na Broadwayu, gdzie grałam w sztuce "Boeing-Boeing", która była przezabawną farsą, powiedziałam do mojego agenta: "Teraz byłoby świetnie zagrać silną kobietę w produkcji dramatycznej". I oto pojawił się pilot "Żony idealnej", a ja dostałam dokładnie to, co chciałam. Rzeczywiście serialowe dramaty są teraz na fali. Spójrzmy prawdzie w oczy – świat jest teraz dość mrocznym i skomplikowanym miejscem, więc to dobry moment, żeby opowiadać ludziom mroczne i skomplikowane historie.
Pytaliśmy wczoraj Kingów, jak udało im się namówić Glorię Steinem do występu w serialu, która nie robi takich rzeczy przecież na co dzień. I ona powiedziała, że chciała wystąpić w serialu i że zrobiło na niej wrażenie to, jak Christine Baranski i Julianna Margulies wcielają się w silne kobiety sukcesu, które niekoniecznie…
Naprawdę ona tak powiedziała?
Tak.
Wow, mam ochotę rozpłakać się ze wzruszenia.
Tak, to rzeczywiście musi być bardzo satysfakcjonujące. Tyle słyszymy, że najlepsze dorosłe role kobiece są teraz w telewizji, ale zastanawiam się, jak widzą Cię młode kobiety. Czy wiesz coś o tym, że jesteś wzorem do naśladowania dla młodych kobiet? Czy myślałaś, aby być dla nich mentorką? W końcu docenił Cię ktoś taki jak Gloria Steinem…
Ostatnio podczas rozdania nagród Emmy podeszła do mnie profesorka prawa i powiedziała, że jej studentki patrzą na mnie jak na wzór do naśladowania. Pomyślałam wtedy: "OK, to ja już nie potrzebuję Emmy". To jest po prostu niezwykłe, w jaki sposób serial wpływa na kulturę. Wszystko dzięki temu, że takie programy jak "Murphy Brown" czy "Ellen" przetarły szlaki. Telewizja nie musi tylko odzwierciedlać kultury, może grać w niej rolę przewodnią, może mówić ludziom: "Spójrzcie, to jest nowy świat, zobaczcie tylko te postacie".
Jak już wspomniałam, Kingom udało się napisać postacie kobiece, którym daleko do stereotypowych. Na przykład Diane wyszła przecież niedawno za mąż, a jednak bardzo rzadko widujemy jej męża. Pojawia się on raz na jakiś czas, ale to nie jest serial o jej życiu prywatnym, nie oglądamy jej zgorzkniałej, bo nie ma czasu iść do domu. Nie ma żartów na temat menopauzy, nie ma żadnych tych poniżających rzeczy, które często są częścią portretu kobiety w pewnym wieku. Udało nam się zrobić serial, w którym trzy główne bohaterki są po czterdziestce, i są przede wszystkim inteligentnymi, świetnie wykształconymi osobami. To świat, w którym opowiadane są historie z naszego życia i z naszego życia z mężczyznami. Mężczyźni niekoniecznie od razu są źli, są ludźmi, z którymi musimy sobie radzić. To dość innowacyjne, dlatego ludzie są tak tym zafascynowani.
Uniknęliśmy typowych stereotypów i widzowie są za to wdzięczni – zwłaszcza kobiety. Mieszkam w Nowym Jorku i bardzo często podchodzą do mnie różne kobiety, które mówią, że są szczęśliwe, kiedy widzą na ekranie postacie kobiece takie jak one. To znaczy prowadzące biznes, zarządzające uczelnią, zajmujące się polityką. Takich kobiet jest mnóstwo, kobieta teraz kandyduje na prezydenta. To naprawdę ekscytujące czasy, a nasz serial był pod wieloma względami przełomowy. Ale przecież to nie jest też tak, że Kingowie machają feministyczną flagą. Nie ma w "Żonie idealnej" wrzaskliwości, nie ma wściekłych kobiet buntujących się przeciwko męskiemu światu. Serial pokazuje po prostu świat ze wszystkimi jego zawiłościami, pokazuje dorosłe kobiety, żyjące w moralnie skomplikowanym świecie. Ale to coś naprawdę niezwykłego, usłyszeć to od Glorii Steinem. To naprawdę super, dziękuję za przytoczenie tych słów.
Wywiad jest zapisem rozmowy Christine Baranski z dziennikarzami z całego świata podczas eventu promującego "Żonę idealną". Tłumaczenie: Marta Wawrzyn.
W poniedziałek 1 czerwca o godz. 22:00 możecie obejrzeć finał 6. sezonu "Żony idealnej" w Universal Channel. Zapraszamy!