Kultowe seriale: "Czarna Żmija"
Daniel Nogal
28 października 2011, 22:01
Jeśli Rowana Atkinsona kojarzysz wyłącznie z postacią Jasia Fasoli, zaś Hugh Laurie to dla Ciebie jedynie dr House, to znaczy, że nie oglądałeś jednego z najlepszych brytyjskich seriali komediowych.
Jeśli Rowana Atkinsona kojarzysz wyłącznie z postacią Jasia Fasoli, zaś Hugh Laurie to dla Ciebie jedynie dr House, to znaczy, że nie oglądałeś jednego z najlepszych brytyjskich seriali komediowych.
"Black Adder", bo o tym serialu mowa, produkowany był przez telewizję BBC w latach 1983-1989 (później nakręcono jeszcze odcinki specjalne). Właściwie były to cztery samodzielne miniseriale, każdy składający się z sześciu odcinków opowiadających o wydarzeniach z innego okresu imperium brytyjskiego. Tytułową rolę Czarnej Żmii zagrał Rowan Atkinson, a w trzeciej i czwartej serii w jednego z głównych bohaterów wcielał się Hugh Laurie. Inni aktorzy, którzy odegrali w serialu istotne role, to: Tony Robinson, Tim McInnerny, Miranda Richardson oraz, najbardziej znany z tego grona, Stephen Fry.
Akcja pierwszej serii (polski tytuł to "Czarna Żmija: Konia za królestwo") rozgrywa się u schyłku XV wieku. Odgrywany przez Atkinsona Edmund Czarna Żmija w tych pierwszych sześciu odcinkach w niewielkim stopniu przypomina przedstawicieli swojego rodu, których oglądamy później. Mówiąc wprost: jest głupkiem. Choć z czystym sumieniem polecam tę serię, przyznaję od razu, że tutaj Atkinson i spółka nie pokazali jeszcze wszystkiego, na co ich stać.
Polski tytuł drugiej serii brzmi "Głupek renesansu" – właściwie nie wiadomo dlaczego, bowiem lord Edmund (potomek średniowiecznego Edmunda) jest już przebiegłym i bystrym dworzaninem Elżbiety I, wspaniale zagranej przez przez Mirandę Richardson. Na te sześć odcinków BBC przeznaczyło co prawda mniejszy budżet (większość akcji toczy się w dwóch pomieszczeniach: w domu Czarnej Żmii oraz w dziwnie ciasnej sali tronowej), lecz za sprawą o wiele bardziej dopracowanych postaci i dialogów są zdecydowanie zabawniejsze. W "Głupku renesansu" pojawia się już Hugh Laurie, jednak tylko epizodycznie.
Trzecia seria ("Rozważny i romantyczny"), której akcja rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX stulecia, jest – nie mam co do tego wątpliwości – najlepsza. Postać Czarnej Żmii sprawia tu nareszcie wrażenie kompletnej, Atkinson osiąga wyżynę swoich możliwości, a do tego Hugh Laurie gra jednego z głównych bohaterów, księcia idiotę, i jest w tej roli po prostu fenomenalny.
Edmund Blackadder tego okresu jest najbardziej cwany – ma plany "tak szczwane, że można by doczepić im ogony i powiedzieć, że to lisy". Fałszuje nawet wybory, by swego nędznego i cuchnącego pachołka Baldricka (w tej roli, od początku serialu, znakomity Tony Robinson) uczynić parlamentarzystą. Poniżej fragment ich rozmowy przy wypełnianiu dokumentów, dobrze prezentujący to, jakich dialogów należy spodziewać się podczas oglądania "Czarnej Żmii":
– Karany sądownie?
– W żadnym razie!
– Przecież będziesz członkiem Izby Gmin. Napiszę chociaż defraudacja i zboczenia seksualne.
Atkinson, Laurie i Robinson pojawiają się ponownie w czwartej serii ("Jak spędziłem I wojnę światową") i znów wcielają się w rolę cwaniaka, idioty i pachołka. Ale choć i tu nie brakuje zabawnych tekstów (jak na przykład komentarz Czarnej Żmii do artykułu propagandowego: "jest to największa fikcja od czasów, kiedy Francuzi zaczęli przysięgać wierność małżeńską"), zatęsknić można za kostiumami z odległych epok, które wcześniej dodawały serialowi wyjątkowego uroku. Mimo to czwartą serię również warto zobaczyć.
Aha, no i są jeszcze odcinki specjalne. "Nonszelanckie lata", których akcja toczy się w 1648 roku, podczas angielskiej wojny domowej; "Tam i z powrotem" o podróżach Czarnej Żmii wehikułem czasu oraz najzabawniejszy – "Opowieść wigilijna", w której będący wcieleniem dobroci Ebenezer Blackadder zostaje przekonany przez świątecznego ducha, że to źli faceci mają lepiej.
Jeśli więc nie znasz jeszcze "Czarnej Żmii", najwyższy czas to nadrobić. Gdybyś nie miał ochoty lub czasu na oglądanie wszystkiego, co opisałem powyżej, sięgnij przynajmniej po trzecią serię – nie pożałujesz. A pewnie i tak nabierzesz chęci, aby zobaczyć wszystkie pozostałe epizody z dziejów niezwykłego rodu Blackadder.