Pazurkiem po ekranie #75: Spokojnie, to tylko fikcja!
Marta Wawrzyn
21 maja 2015, 20:02
Ponieważ przypadkiem wmieszałam się w dziwną awanturę, dziś znowu będzie o gwałtach, a także rasizmie, pedofilii, torturach i innych równie wesołych rzeczach. Spoilery z "Gry o tron", "Veepa", "Doliny Krzemowej", "Community", "Outlandera" i… a to niespodzianka, z pilota "Mad Men"!
Ponieważ przypadkiem wmieszałam się w dziwną awanturę, dziś znowu będzie o gwałtach, a także rasizmie, pedofilii, torturach i innych równie wesołych rzeczach. Spoilery z "Gry o tron", "Veepa", "Doliny Krzemowej", "Community", "Outlandera" i… a to niespodzianka, z pilota "Mad Men"!
Wczoraj wieczorem od niechcenia popełniłam na Onet krótki tekst, w którym wyraziłam moje zdziwienie szokiem, jaki wywołała wśród szanownej publiczności scena nocy poślubnej Sansy Stark. Dziś o godzinie 6. rano z zaskoczeniem odkryłam, że moja średnio interesująca opinia na ten średnio interesujący temat bije jakieś absurdalne rekordy oglądalności na Onecie, a na dodatek jest cytowana i na Wykopie, i na różnych blogach, i na fanpejdżach dalekich od mojego własnego. Czuję się jak polityk opcji niesłusznej albo nastoletnia Miss Ameryki, kiedy czytam, jak blogerzy i komentatorzy odnoszą się do czegoś, czego nie napisałam.
Dlatego postanowiłam zinterpretować się sama, w nadziei że to zakończy już dyskusję o serialu, który w tym sezonie reprezentuje zbyt przeciętny poziom, by wart był jakichkolwiek dyskusji. Oto wersja rozszerzona tego, co miałam wczoraj na myśli. Nie żeby wczorajszy tekst był aż tak skomplikowany, ale skoro to konieczne, objaśniam się sama w trzech prostych punktach.
1. Nie popieram gwałcenia nastoletnich dziewczyn na oczach Fetorów w prawdziwym życiu. Ani nikogo innego w żadnych innych okolicznościach.
2. Nie uważam, aby jak na standardy "Gry o tron" ta konkretna scena była czymś aż tak strasznym. Nie chcę zabrzmieć jak prawicowy publicysta płci męskiej, ale dużo gorsze dla mnie było brutalne zabicie dziecka w brzuchu matki podczas Krwawych Godów. Serial przekroczył wszelkie granice już dawno – było kazirodztwo, obcinanie głów i innych części ciała, palenie żywcem, orgie, zdrady, gwałty (o, tu macie zestawienie "największych hitów") – a ja jako widz przyzwyczaiłam się do tego, co jednak nie oznacza, że mam problemy psychiczne albo że praktykuję taki styl życia na co dzień. Nie, moi mili, ja wciąż całkiem nieźle odróżniam rzeczywistość serialową od prawdziwego życia, nie znoszę za to hipokryzji i podwójnych standardów. I w "Grze o tron", w i w innych serialach były bardziej niepokojące sceny niż ta z odcinka "Unbowed, Unbent, Unbroken". Ich obecność w serialach nie oznacza promowania czegoś takiego w prawdziwym życiu, a to, że je akceptujemy na ekranie, nie oznacza, że jesteśmy chorymi ludźmi. To tylko fikcja, która rządzi się własnymi regułami. Nie dajmy się zwariować.
3. Trzymam się wersji, że gwałt Sansę wzmocni. Jej postać jest świetnie budowana w ostatnich dwóch sezonach – z zahukanej dziewuszki wyrasta żelazna dama. Sama podjęła decyzję o wyjściu za Ramsaya, wiedziała, w co się pakuje, a im większy horror przeżyje, tym silniejsza z tego wyjdzie. "Gra o tron" nie szokuje dla samego szokowania, wszystko jest rozplanowane, wszystko jest po coś. Ta scena też. To element całej tej wielkiej gry – nie wiem, czy konieczny, ale na pewno nie wrzucony tutaj kompletnie bez powodu.
Kontrowersyjny w tym tygodniu był również…
…Louis C.K., który prowadził finał sezonu "Saturday Night Live". Program wypadł w najlepszym razie przeciętnie, zwłaszcza jak na finał, a na dodatek Louie przywalił już na początek z grubej rury. Z jakiegoś powodu "SNL" nie udostępnia jego monologu w naszym kraju – wszystkie inne fragmenty znajdziecie na YouTube – a streszczanie wywodów komików średnio ma sens, więc mogę tylko krótko napisać, że było to tyleż kontrowersyjne co nieśmieszne. Popularny komik na warsztat wziął różne odcienie rasizmu, a także pedofilię, i został zrównany z błotem w internetach.
Ja nie poczułam się ani zniesmaczona, ani rozśmieszona – coś tu zwyczajnie nie zagrało, prawdopodobnie dlatego, że Louie musiał sam się ocenzurować ze względu na miejsce, w którym występował – ale publiczność NBC zwariowała. Twitter pełen był gróźb w rodzaju "Wyłączę to teraz i nigdy więcej nie włączę!", co pokazuje, że tematy tabu wciąż istnieją, a jeśli jesteś białym facetem w średnim wieku, to już w ogóle masz przerąbane. Jako przedstawiciel uprzywilejowanego gatunku nie możesz żartować z niczego.
"SNL" nie wyszło, ale warto w tym miejscu pochwalić zeszłotygodniowy odcinek "Louiego", "Sleepover", który zawierał przedziwną dziecięcą imprezę z wizytą na posterunku policji, mającą wiele barw i odcieni rozmowę głównego bohatera z Pamelą, a także cudownie surrealistyczną historyjkę wujka Bobby'ego z kozą w roli głównej oraz najbardziej logiczną na świecie odpowiedź na pytanie, skąd się bierze jogurt. "Louie" ma bardzo dobry sezon, szkoda tylko, że za chwilę już koniec.
"Community" wreszcie zaliczyło…
…rzeczywiście udany odcinek. To nie przypadek, że miał on związek z paintballem. Ale też "Modern Espionage" stanowił zupełnie nowe, świeże podejście do zabawy w strzelanie do siebie kolorowymi pociskami. Doszła tutaj prawdziwa intryga szpiegowska, eleganckie ciuchy, słuchawki w uszach, zwroty akcji i cała ta oprawa rodem z Bonda. Dziekan paroma szybkimi ruchami rozwalił pół tuzina przeciwników w windzie, Annie i Abed tańczyli jak dwójka seksownych superszpiegów, swoje momenty mieli w zasadzie wszyscy.
I choć nie była to aż taka jazda bez trzymanki jak poprzednie odcinki paintballowe, trzeba przyznać, że zabawa dobrze znanymi zabawkami i tym razem "Community" wyszła.
Tymczasem chłopakom z "Doliny Krzemowej"…
…świat zawalił się na głowę kilka razy w ciągu jednego odcinka. Wydaje się, że gorzej już być nie może – ich kod został ukradziony i wykorzystany przez konkurencję, a tą konkurencją nie jest nawet Hooli. Na miejscu Richarda chyba już bym zwinęła interes i zajęła się czymś spokojniejszym, na przykład wypasaniem krów Milki w Alpach. Tylko wcześniej powinien sprawdzić za pomocą SWOT, czy to rzeczywiście ma sens…
W "Figurantce" wciąż rządzi i dzieli Tom James, a mnie się dziwnie ogląda doktora House'a w roli takiego przesympatycznego faceta. Cokolwiek by nie robił, węszę podstęp. Nic na to nie poradzę, widzę Hugh Lauriego, mam wrażenie, że Selinie coś grozi. I ciągle nie mogę pozbyć się myśli, że za parę miesięcy to on będzie prezydentem, a ona jego VP-em. Nie wiem, jakim cudem ta zamiana miejsc miałaby się dokonać, ale pod względem komediowym nie potrafię sobie wyobrazić niczego lepszego.
Skoro dziś zaczęliśmy od przekraczania granic…
…to jeszcze do tego wróćmy. "Outlander" w tym tygodniu stał się jeszcze bardziej mroczny i jednocześnie przekroczył kolejną granicę. Tę, za którą jest już tylko zobojętnienie lub/i zdrowy sen. Oglądanie tych wszystkich więziennych tortur, które przechodził najseksowniejszy Szkot, jaki kiedykolwiek pałętał się po małym ekranie, okazało się dla mnie torturą samą w sobie. Nieważne, że aktorzy dali z siebie wszystko, ta godzina dręczenia Jamiego strasznie się wlokła, a wrzaski, płacz i błagania zmieszane ze świadomością, że oni przecież wydostaną się z tego więzienia, aby serial znów mógł pójść w kierunku "50 twarzy Greya", nie pomagały w odbiorze.
Ale jedno muszę oddać "Outlanderowi": zapowiedź gwałtu Black Jacka na Jamiem była czymś dużo straszniejszym niż to, co "Gra o tron" zrobiła Sansie. Pewnie dlatego, że bohaterowie "Outlandera" to zwykli ludzie, którzy nie robią tego dla władzy czy innych zaszczytów, podczas gdy w Westeros pozostali już prawie sami gracze, bo normalni, uczciwi ludzie dawno zostali powbijani na pale czy też skróceni o głowę.
Jedyną naprawdę świetną rzeczą…
…jaką widziałam w tym tygodniu pozostaje finał "Mad Men". Z Nikodemem chcieliśmy zrobić zestawienie 10 najlepszych odcinków, ale odpadliśmy, bo okazało się, że mniej niż 20 wybrać się nie da. W końcu zaczęłam oglądać "Mad Men" od początku i z pewną fascynacją patrzyłam na młodziutkie twarze wszystkich aktorów w pilocie oraz słuchałam oczywistych oczywistości padających z ich ust.
Pewnie tego już nie pamiętacie, ale w pilocie "Mad Men" przeparadowały przez nami aż trzy kobiety Dona Drapera, klientem był Lucky Strike, na jednym ze spotkań biznesowych wszyscy panowie nagle zaczęli zgodnie kaszleć, a Salvatore rzucał co chwila seksistowskie uwagi.
"Smoke Gets in Your Eyes" nie należy do moich ulubionych odcinków "Mad Men" – widać, że to pilot i że próbowano tam zmieścić wszystko to, co może sprawić, że serial zostanie wybrany przez stację. Don czaruje więc Rachel Menken, wygłasza mądrości życiowe o miłości i nylonach, snuje się od jednej kobiety do drugiej. Pojawia się Peggy i zalicza parę mniej i bardziej poważnych życiowych błędów, powodowanych niesamowitą ambicją. Joan sunie po biurze niczym wspaniały okręt, co drugi tekst padający w serialu poraża pełnym buty seksizmem, a dymu jest tyle, że momentami bohaterów widać jak przez mgłę.
Nie wiem co dalej, wydaje mi się, że powinniśmy obejrzeć znowu całość…
Na koniec tradycyjnie pytanie: co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.