Pazurkiem po ekranie #74: Dzień świstaka 2015
Marta Wawrzyn
15 maja 2015, 21:03
Telewizyjne upfronty co roku wprowadzają mnie w dziwny nastrój, ale tym razem jest po prostu źle. Dlatego nie będzie całego odcinka "Pazurka" poświęconego jesiennym nowościom. Będzie też o "Veepie", "Inside Amy Schumer", "Outlanderze" i "Grze o tron". Ze spoilerami i to dużymi.
Telewizyjne upfronty co roku wprowadzają mnie w dziwny nastrój, ale tym razem jest po prostu źle. Dlatego nie będzie całego odcinka "Pazurka" poświęconego jesiennym nowościom. Będzie też o "Veepie", "Inside Amy Schumer", "Outlanderze" i "Grze o tron". Ze spoilerami i to dużymi.
Czas powiedzieć to głośno: amerykańska telewizyjna Wielka Czwórka nie ma żadnych pomysłów. Rok temu jeszcze było jako tako. W tym roku nie ma niczego. Jak już napisałam na Onecie, upfronty 2015 to parada seriali archaicznych, w najgorszym wydaniu. Królują procedurale z twistem i sitcomy, do tego mamy kilka dramatów medycznych, młodzieżowych historyjek o superbohaterach i superbohaterkach, potencjalny nowy hicior Shondy Rhimes (hicior – ale nie dlatego, że to będzie dobry serial), a także kilka seriali ABC, które wyróżnia jedynie to, że będą miały ciągłą fabułę zamiast spraw tygodnia. Nie sądziłam jednak, że w 2015 roku będę chwalić seriale tylko za to, że nie ma w nich spraw tygodnia…
Jest źle, trzeba to powiedzieć jasno. Być może nie aż tak źle, jak sądzimy – pamiętacie, jak rok temu zgodnie krytykowaliśmy "Jane the Virgin"? – ale naprawdę ciężko o optymizm w sytuacji, kiedy nawet Lucyfer zstępuje z piekieł tylko po to, by rozwiązywać te cholerne zagadki kryminalne, których mam już po dziurki w nosie! Policyjne procedurale to najgorsza zaraza, jaka toczy telewizję. Nie rozumiem, czemu stacje wciąż upierają się, aby je zamawiać w hurtowych ilościach. Wyraźnie widać, że ogląda je starsza publiczność (spójrzcie na dane dotyczące oglądalności seriali CBS), która wcale nie jest taka atrakcyjna dla reklamodawców. Więc, na Boga, po co to zamawiać!?
Z powodu upfrontów niewiele w tym tygodniu widziałam…
…a jeśli już coś widziałam, to pewnie na Serialowej wisi już pełna recenzja. Udało mi się jednak rzucić jednym okiem na "Grę o tron" i choć większość odcinka "Kill the Boy" wynudziła mnie straszliwie, to jednak nie do końca zgadzam się z surową oceną Nikodema. Zrujnowana Valyria wyglądała po prostu nieziemsko, spotkanie ze smokiem – mimo że zapowiadane przez HBO i zapowiadane! – miało w sobie coś bardzo ekscytującego, a Mormont zapewne nie bez przyczyny został zarażony paskudną chorobą. Książek nie czytałam, ale wierzę, że jednak coś bardziej spektakularnego w tym sezonie "Gry o tron" się wydarzy. Na razie ogląda mi się go zaskakująco dobrze, choć rzeczywiście daleko mu do poprzednika, gdzie jedno mocne wydarzenie goniło drugie mocne wydarzenie.
Poniedziałki z HBO w ogóle nie mają sobie równych. "Dolinę Krzemową" jakoś w tym tygodniu przegapiłam – całemu złu tego świata winne są te paskudne upfronty! – ale znalazłam czas na "Figurantkę". Cóż to było za fantastyczne pół godziny! W odcinku "Convention" wreszcie pojawił się Hugh Laurie i jego amerykański akcent. Postać Toma Jamesa – który będzie startował razem z Seliną Meyer w wyborach – zaskakuje tym, jak bardzo nie pasuje do całej reszty tego światka. Takich sympatycznych facetów, których wszyscy lubią, po prostu tam nie ma! Nie wiem, jakim cudem on przetrwał w Waszyngtonie – pewnie jednak potrafi być skutecznym graczem, nawet jeśli nie wygląda – ale dla serialu ta postać i ten aktor to prawdziwy skarb.
Chwaląc najnowszy odcinek "Figurantki" nie wolno jednak zapomnieć o Annie Chlumsky, która zagrała najlepszą chyba scenę w historii serialu. Załamanie nerwowe Amy było idealne pod każdym względem, a fakt, że Tom James o nią pytał, sugeruje, iż ona jeszcze może wrócić do ekipy Seliny.
Tradycyjnie przezabawnie wypadła Amy Schumer…
…która w tym tygodniu nie miała budżetu na kolejne takie cudeńko jak parodia "12 Angry Men" sprzed tygodnia, ale za to genialnie wyśmiała typową rozmowę gospodarza programu late night z młodą aktorką w stylu Blake Lively. Mam tylko nadzieję, że to, co spotkało Amy w puencie tej sceny, nie było aż tak przerażające, jak sugerowana wersja wydarzeń.
Skoro przy silnych babkach jesteśmy…
…znów muszę pochwalić "Outlandera". Odcinek "The Search" miał co prawda momenty lepsze i słabsze, ale Claire i Jenny jako XVIII-wieczne Thelma i Louise były po prostu prześwietne. Wielka szkoda, że na razie nie zobaczymy więcej ich wspólnych scen. W ogóle ten odcinek to było 100% Winnetou i 0% Greya – czyli w zasadzie całkiem miła odmiana od serialowej normy.
Na szczęście nie czytałam książek, więc kompletnie nie wiem, co będzie dalej. Ron Moore już obiecał szoki, skandale i kontrowersje. A ja doprawdy nie wiem, jakim cudem druga część sezonu zleciała tak szybko. "Outlander" to wciąż moja ukochana babska bajeczka i za nic nie chcę zepsuć tego wrażenia książkami Diany Gabaldon. Ale to czekanie na ciąg dalszy po każdych ośmiu odcinkach jest po prostu wykańczające.
Na koniec tradycyjnie pytanie: co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. Tyle że w czwartek.