"The Big Bang Theory" (8×24): Musimy porozmawiać
Marta Wawrzyn
8 maja 2015, 19:48
"The Big Bang Theory" od dawna jest serialem nie tyle o grupce nerdów, co o związkach damsko-męskich. Tegoroczny finał pokazuje, że to się nie zmieni, to właśnie te relacje mają nas interesować najbardziej. Uwaga na spoilery.
"The Big Bang Theory" od dawna jest serialem nie tyle o grupce nerdów, co o związkach damsko-męskich. Tegoroczny finał pokazuje, że to się nie zmieni, to właśnie te relacje mają nas interesować najbardziej. Uwaga na spoilery.
Odcinek "The Commitment Determination" był tak skonstruowany, że już po paru minutach można było się zorientować, co będzie główną "atrakcją": rozstanie którejś z serialowych par. Raj i Emily jakimś cudem przetrwali. Leonard i Penny najszczęśliwszego dnia w życiu nie przeżywają, ale do zrywania ze sobą też im się nie spieszy. Stuartowi udało się uratować swój związek z domem (i lodówką) Holowitzów. Padło na Sheldona i Amy.
To nawet zabawne, że powodem był serialowy "The Flash". Od początku sezonu czekałam na jakiś złośliwy komentarz Sheldona na temat produkcji CW. Takowy niestety nie padł, padło za to pytanie, które doprowadziło Amy do wniosku, że Sheldon to straszny dzieciak. Problem w tym, że dzieci nie kupują pierścionków zaręczynowych… Porobiło się, krótko mówiąc.
Ale choć działo się dużo, nie był to specjalnie udany finał sezonu "The Big Bang Theory". Wątek potencjalnego rozstania Emily i Raja wydał mi się wydumany, bo choć ruda piękność od dawna przejawiała zainteresowanie mrocznymi rozrywkami, seks na cmentarzu był jakimś okropnym przegięciem. Rozumiem, ten wątek też musi iść do przodu, nie wszyscy mogą żyć długo i szczęśliwie, a któryś z głównych bohaterów musi kiedyś zerwać z kobietą – ale seks na cmentarzu!? No błagam…
Penny i Leonard od iluś sezonów zachowują się jak stare dobre małżeństwo i nic tego nie zmieni. Czy wezmą ślub, czy go nie wezmą, czy ktoś kogoś pocałował, czy nie – naprawdę wszystko jedno. Ta para od dawna wygląda głównie na znudzoną swoim towarzystwem, a jednocześnie niechętną, żeby cokolwiek zmieniać. Kłótnia o datę ślubu pokazała to dość dobitnie. Im jest ze sobą wystarczająco dobrze, nie ma tu czego analizować.
Nie rozbawiły mnie też próby wyrzucenia Stuarta z domu przez Howarda i Bernadette, tak jak nie bawiło mnie jego przebywanie w tymże. To jeden z najbardziej nijakich wątków w tym bardzo nijakim sezonie.
"The Big Bang Theory" z błyskotliwej komedii o nerdach stało się średnio ekscytującym komediodramatem – z coraz większą dawką dramatu czy też dramatów – o związkach damsko-męskich. Przez cały sezon i interesujących zdarzeń, i śmiechu było jak na lekarstwo. Tydzień temu okazało, że nawet Christine Baranski wiele nie pomoże, kiedy żarty są przeciętnie napisane. W tym tygodniu nad przeciętnym materiałem męczyła się już tylko stała obsada. Wyszło, jak wyszło.
Ale z drugiej strony to nie jest tak, że mamy tu do czynienia z czymś nieoglądalnym. Były już słabsze sezony "The Big Bang Theory" niż ósmy. Serial poniżej pewnego poziomu ostatnio nie schodzi – szkoda tylko, że ten poziom to "średniej jakości produkcja telewizji, którą oglądają miliony". Do kotleta może być, o czymś więcej czas zapomnieć. Ale to chyba już wszyscy zrobiliśmy kilka lat temu.