Pazurkiem po ekranie #71: Kochanice szatana
Marta Wawrzyn
23 kwietnia 2015, 21:29
W tym tygodniu przyglądamy się związkom popkultury z szatanem, śmiejemy się z porażek w Waszyngtonie i Dolinie Krzemowej, a także poznajemy nowe odcienie relacji damsko-męskich. Spoilery z "Veepa", "Doliny Krzemowej", "Community", "Jane the Virgin", "Louiego", a przede wszystkim – ogromny! – z "Outlandera".
W tym tygodniu przyglądamy się związkom popkultury z szatanem, śmiejemy się z porażek w Waszyngtonie i Dolinie Krzemowej, a także poznajemy nowe odcienie relacji damsko-męskich. Spoilery z "Veepa", "Doliny Krzemowej", "Community", "Jane the Virgin", "Louiego", a przede wszystkim – ogromny! – z "Outlandera".
OK, nie będę ukrywać: tytuł odnosi się głównie do "Outlandera", ale stanowi też dla mnie pretekst, aby się pochwalić, że czytałam TO. Listę gier demonicznych wg Frondy. Jeśli są wśród Was gracze, zerknijcie, a dobry humor na resztę dnia będziecie mieli zapewniony. Przy okazji przypomniało mi się, że mieliśmy kiedyś na Serialowej zrobić przegląd najbardziej absurdalnych artykułów z cyklu "Co Polak katolik sądzi o serialach". Jeśli chcecie tego, dajcie lajka. Jeśli nie, pożryjcie mnie w komentarzach. Tak czy siak – taki przegląd będzie.
Tymczasem na srebrnym ekranie…
…odbył się szalenie emocjonujący proces czarownic. Zwykle nie oglądam odcinków seriali, które uważam za guilty pleasure, po dwa razy, ale tym razem po prostu nie dało się inaczej. W końcu to był odcinek w stylu: "Outlander" spotyka "Żonę idealną". Dodatkowo przed ekran zagnała mnie nadzieja, że może w międzyczasie zmienili zakończenie. Niestety, nie. Cierpię straszliwie, bo Lotte Verbeek była przewspaniała jako Geilis, a teraz, kiedy Claire poznała jej tajemnicę, mielibyśmy kolejny powód, by ją uwielbiać. To była niesamowita postać – pełna uroku, wielowymiarowa, tajemnicza i niejednoznaczna. Szkoda, że najwyraźniej już spełniła swój cel.
Odcinek "The Devil's Mark" to w ogóle rewelacja, chyba jeszcze większa niż "The Wedding". Bo przecież były i wielkie emocje podczas procesu, i zwroty akcji, jak ten z pastorem, i fantastyczne rozmowy o polityce i miłości prowadzone przez dwie kobiety, z których jedna zrozumiała, jak bardzo nie doceniała swojej koleżanki. I jeszcze to wyznanie Claire: "Jestem z przyszłości". Ponieważ książek Diany Gabaldon nie czytałam, to było dla mnie jak grom z jasnego nieba. Jak to tak, pozbywamy się jednej z najciekawszych bohaterek i już teraz każemy Jamiemu zmierzyć się z prawdą? To o czym niby ma być reszta serialu!?
To koniec pewnego etapu w "Outlanderze" i choć dalej emocje już trochę opadają, muszę przyznać, że ten konkretny odcinek wyegzekwowano perfekcyjnie. Odejście Geilis złamało mi serce, Jamie jak zwykle mnie utulił, a na końcu dokonany został dokładnie taki wybór, jakiego dokonałabym sama. Czego chcieć więcej?
Skoro przy związkach jesteśmy…
…bardzo ciekawą perspektywę przedstawił "Louie". A dokładniej Pamela, która powróciła i odmówiła wniesienia spraw na kolejny poziom. Niby żyjemy w XXI wieku, niby emancypacja się udała, ale takie rzeczy, zwłaszcza z ust kobiet, które mają więcej niż 20 lat, rzadko padają na ekranie. Kobiety mają chcieć tego samego: "i żyli długo i szczęśliwie". Ona i jej książę z bajki. Oczywiście wersje rzeczywistości mogą być różne, to już telewizja odkryła. Jeśli on ją zdradza, nie muszą żyć długo i szczęśliwie. Jeśli nie jest im ze sobą dobrze z jakiegokolwiek innego powodu, również oboje mogą poczuć się rozgrzeszeni i iść każde w innym kierunku. Pań w średnim wieku, które dokonują takiego wyboru jak Pamela, prawie się nie widuje. Jak gdyby to, co ona zrobiła, było nienaturalne albo niedojrzałe. I właśnie dlatego, że pewne tabu zostało tutaj złamane, patrzyłam na nią z zachwytem.
W ogóle "Louie" w tym sezonie jest świetny, pełen świeżych pomysłów, jak zawsze lekko surrealistycznych. Mam tu na myśli zarówno scenę otwierającą odcinek, w której problem pt. "chce mi się kupę!" został potraktowany z należytą powagą, jak i scenę ostatnią, sprowadzającą do absurdu to, czym na co dzień zajmuje się Louis C.K. A najgorsze, że młody komik opowiadający o swoim żałosnym życiu piskliwym głosem rzeczywiście był śmieszny… Co jest ze mną nie tak!?
W "Community" śmiechu nie było, była za to Honda.
I choć to nie pierwszy taki odcinek – pamiętacie Subwaya? – tutaj lokowanie produktu wypadło po prostu okropnie. Nie wiem, ile Honda zapłaciła za ten odcinek, ale nie były to dobrze wydane pieniądze. W tej chwili ta marka kojarzy mi się z nachalnymi próbami wciskania widzom czegoś na siłę, kiepskimi żartami i ogólnym upadkiem. Czas to powiedzieć głośno: nie o takie "Community" walczyliśmy, nie takie Greendale chcieliśmy uratować. Za nami siedem odcinków, z których żaden szczególnie nie wyróżnił się na plus. Prawdę mówiąc, chyba nawet 4. sezon aż tak zły nie był. Ciekawe, jak to Dan Harmon wytłumaczy, skoro wyciek gazu już był.
Tempa nie zwalniają za to poniedziałkowe komedie HBO.
"Figurantka" i "Dolina Krzemowa" to wyśmienity duet, co tydzień udzielający nam kilka porządnych lekcji cynizmu. Selina i Gary z "Figurantki" – których najlepsze momenty zobaczycie tutaj – mieli przepyszną wspólną scenę, w której kłócili się i godzili jak stare, ale wciąż zakochane w sobie do szaleństwa małżeństwo. Iskier było nie mniej niż w "Outlanderze", a tu nawet nie ma mowy o seksie! Można wręcz powiedzieć, że ta relacja byłaby znacznie mniej pokręcona, gdyby chodziło w niej o seks. Paradoksalnie, tu mamy wszystko inne. Gary traktuje Selinę jak skrzyżowanie matki, żony i bogini, ona bez niego jest całkiem pogubiona. Procedury, które ich rozdzieliły, to najstraszniejsza – i zarazem najśmieszniejsza – rzecz na świecie. Nawet jeśli będą to eksploatować przez cały sezon, prawdopodobnie mnie nie znudzą.
W "Dolinie Krzemowej" mieliśmy cudowne odwrócenie ról – chłopcy spotykali się z tymi samymi ludźmi co tydzień temu, tylko w zupełnie innych okolicznościach. I byli genialni! Z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej żałośni i coraz zabawniejsi. A te przymiotniki, które padały w trakcie… no miodzio! Dodatkową atrakcją był Ben Feldman – madmenowy Ginsberg – który udawał grubą rybę.
Swoją drogą, i "Figurantka", i "Dolina Krzemowa" to ostro przerysowane komedie, ale obie je łączy jedna rzecz – są zaskakująco realistyczne. Tak jak prawdziwa polityka to chaos, niekompetentni ludzie i mnóstwo przekleństw, tak prawdziwe firmy z Doliny Krzemowej rzeczywiście działają tak jak te z serialu. Czyli inwestorzy tak szybko uciekają, jak się pojawiają, duzi gracze używają armii prawników, by unieszkodliwić konkurencję, a innowacyjność i "bycie fair" ma znaczenie tylko na początku. Potem albo powstaje drugi Facebook, albo chłopaki pakują manatki, wprowadzają się z powrotem do mamy i piszą pełne wściekłości posty na Reddicie czy Quorze.
"Jane the Virgin" znów mnie nie zachwyciła, ale…
…parę udanych scen jak zwykle się znalazło. Najwyraźniej jest to serial, w którym można umrzeć dwa razy… w ten sam sposób. Petra i jej porywacz wygrali ten odcinek, choć Xiomara i Rogelio też byli blisko. #DeLaVegasBaby!
Ale skomplikowane problemy uczuciowe Jane i Rafaela wciąż mają w sobie jakąś fałszywą nutę. Oboje zachowują się jak dzieci, plącząc się w tym wszystkim straszliwie, a robienie wielkiego halo z seksu, kiedy już jest się w ciąży, średnio do mnie przemawia. I nie wiem, czy to mój problem, czy serialu. Do tej pory nie miałam problemu z akceptowaniem całego kolorowego świata Jane Gloriany Villaneuvy, ostatnio jest z tym jakby gorzej. Wolę nie sprawdzać, ile odcinków miał oryginał…
Ostatnio zaniedbałam Johna Olivera…
…ale coś mnie podkusiło, aby zerknąć na odcinek sprzed tygodnia – ten o IRS-ie – i to był strzał w dziesiątkę! Od razu nieco łaskawszym okiem spojrzałam na naszą polską skarbówkę, która co prawda budzi mnie czasem telefonami o 7. rano, ale przecież tylko dlatego, że chce mojego dobra. Kto jej zaśpiewa serenadę, ach, kto!?
Jeśli interesuje Was cały materiał, oto i on. Jeśli chcecie zobaczyć tylko występ Michaela Boltona, który zaśpiewał prawie miłosną piosenkę o skarbówce, przewińcie do minuty 13:00. Polecam przygotować chusteczki… będziecie płakać ze śmiechu i wzruszenia!
Na koniec tradycyjnie pytanie: co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.