Z nosem przy ekranie #69: Magia liczb na koniec
Bartosz Wieremiej
18 kwietnia 2015, 19:03
Jedna scena czy minuta, pojedyncze wrażenia lub rzeczy wielokrotnie powtarzane – czasem z powodu zwykłej nieuwagi. Zbiory elementów, które przyciągają lub zniechęcają i to niezależnie od poziomu samej produkcji. O tym właśnie będzie w dzisiejszym "Z nosem przy ekranie" – spoilery też będą, oj, będą.
Jedna scena czy minuta, pojedyncze wrażenia lub rzeczy wielokrotnie powtarzane – czasem z powodu zwykłej nieuwagi. Zbiory elementów, które przyciągają lub zniechęcają i to niezależnie od poziomu samej produkcji. O tym właśnie będzie w dzisiejszym "Z nosem przy ekranie" – spoilery też będą, oj, będą.
Podstawową miarą serialowych doświadczeń są często albo rzeczy pojedyncze i wyjątkowe, albo te łatwo powtarzalne. Co więcej, myśl zawartą w poprzednim zdaniu dałoby się przerobić tak, aby zdatna była do praktykowania w naszej rzeczywistości. Niestety jednak przeczuwam, że wszelkie próby przybliżania serialowych światów do tego, co dzieje się za oknem doprowadziłyby do powstania niespecjalnie uroczego poradniczka przypominającego formą standardowe wynurzenia niezbyt lotnych lifesty…
Brrr, nie! Lepiej wrócić w nieco normalniejsze i bezpieczniejsze rejony.
W tym sezonie…
…praktycznie dobrnęliśmy do maja, a po drodze udało się przewidzieć, że oglądanie w pociągu kreskówki z lat 80. ma trochę sensu (#68). Było o zaletach płynących z cofania się (#48) oraz o zadziwiającej niechęci do procedurali i o fikcyjnych egzaminach na polskiego krytyka (#47). Nie można też zapomnieć o perypetiach panów w kolorowych kubraczkach (#51) oraz o bardzo smutnym wydarzeniu, które doprowadziło do wspomnienia kilku świetnych scen z "Gilmore Girls" (#54). Oczywiście nie zabrakło smęcenia o pogodzie (#59) oraz gier, w które grywał prezydent Underwood (#62). Ponadto "Plotkarz Bluebellski" dzielnie służył czytelnikom poszukującym najświeższych informacji o Bluebell i okolicach (#61, #62, #63, #65 i #66), czyli mieścinie, za którą teraz bardzo tęsknię.
W 3. sezonie "Z nosem przy ekranie" udało się dobić do 25 odcinków, a pomiędzy początkiem a końcem pożegnaliśmy m.in. stałych gości tej rubryki, czyli "Hart of Dixie", "Covert Affairs" i "Perception". Kilku pomysłów niestety nie udało się zrealizować, choć listę aktorów marnujących się w swoich serialowych rolach pewnie w końcu stworzę.
A tymczasem…
…w "The Big Bang Theory" role się odwróciły i to Penny (Kaley Cuoco) zapukała trzykrotnie do drzwi Sheldona (Jim Parsons). Początkowo chciałem napisać, że często właśnie dla takich pojedynczych i długo oczekiwanych scen ogląda się seriale, które na antenie znajdują się zbyt długo; że tego typu kilkadziesiąt sekund i określona liczba stuknięć w drzwi wystarcza, aby uzasadnić zasiadanie do danej produkcji przez kolejne tygodnie. Jest tylko jeden problem: to nie był pierwszy raz, kiedy Penny postanowiła udawać Sheldona.
Wychodzi więc na to, że "The Big Bang Theory" tak długo gości na naszych ekranach, iż człowiek zapomina, że niektóre śmieszne, ważne i pożądane sceny miały już miejsce ładne parę lat temu. Potem jeszcze działy się i takie rzeczy:
Zaledwie kilka sekund…
…wystarczyło, aby jeden powrót zza grobu w "Once Upon a Time" wywołał na mojej twarzy bardzo szeroki uśmiech, bo nic lepszego nie mogło się przydarzyć produkcji stacji ABC niż powrót do świata żywych fantastycznej i niezwykle pokręconej Zeleny (Rebecca Mader). Był to zresztą ładnie uknuty sposób na przywrócenie do życia, a od pierwszych minut interakcje mojej ulubionej wiedźmy ze wszystkimi bohaterami, z którymi miała okazje zamienić choć słowo, były nie do przecenienia. Najbliższe tygodnie w Storybrooke zapowiadają się bardzo, bardzo dobrze. Dla widzów…
Na marginesie…
Uwaga: w poniższy fragment zawiera duże spoilery! Próbujących w spokoju zapoznawać się z "Daredevilem" lub z "Empire" prosi się o przejście do "W telewizji zabrzmiało…", zanim ciekawość zwycięży.
…chwalimy tego "Daredevila" i chwalimy, bo choć nie był to sezon bez wad, to nie da się ukryć, że całość pozostawiła po sobie naprawdę dobre wrażenie. I o ile wiele rzeczy zostało już napisane, to chciałbym zaznaczyć, że Fisk (Vincent D'Onofrio) i Vanessa (Ayelet Zurer), gdy na dłużej znajdą się w jednym miejscu i bez żadnych przeszkód przyjdzie im wspólnie knuć, mają potencjał, aby stać się jedną z najciekawszych serialowych par. Z drugiej strony Fiskowi uchodziło na sucho nawet nadmierne wgapianie się w rozmaite ściany, więc co ja tam wiem.
Swoją drogą, wyobrażacie sobie cały ten cyrk, gdyby Wilson i Lucious Lyon (Terrence Howard) z "Empire" trafili do jednej celi?
W telewizji zabrzmiało…
…chwila, spokojnie. Zanim o tym, co zabrzmiało w trakcie ostatniego spotkania z "Supernatural", należy zaznaczyć, że w "Book of the Damned" można było zobaczyć po raz 3784, jak jeden Winchester wprowadza w błąd innego Winchestera. A zresztą, jak to się mówi: "Who cares?" – ważne, że znowu w odwiedziny wpadła Charlie (Felicia Day), a Castiel (Misha Collins) w końcu świecił, jak na niebiańską choinkę przystało. Powtórzmy więc "Who cares?", a skoro już jesteśmy przy "who", to warto dodać, że na samym końcu odcinka zabrzmiało "Behind Blue Eyes" grupy The Who.
https://youtu.be/BfuWXRZe9yA
Tradycyjnie już dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa.
Do zobaczenia!