Serialowa alternatywa: "The Job Lot"
Nikodem Pankowiak
15 kwietnia 2015, 22:02
W zeszłym tygodniu odwiedziliśmy brytyjskie biuro i tak naprawdę pozostajemy w bardzo podobnych klimatach. Tyle że dziś skoczymy do miejsca, którego w telewizji chyba jeszcze nie odwiedzaliście.
W zeszłym tygodniu odwiedziliśmy brytyjskie biuro i tak naprawdę pozostajemy w bardzo podobnych klimatach. Tyle że dziś skoczymy do miejsca, którego w telewizji chyba jeszcze nie odwiedzaliście.
Akcja seriali komediowych działa się już w wielu miejscach. Zwykle był to salon głównych bohaterów serialu, ale zdarzały się też posterunki policji, szkoły, bary, biura. Chyba jeszcze nigdy natomiast nie widzieliśmy produkcji, która zostałaby osadzona w… pośredniaku. Tak, "The Job Lot" to komedia o ludziach, którzy podjęli się niezbyt pasjonującego zajęcia – poszukiwania pracy dla innych. Oprócz nich dobrze poznajemy kilka osób odwiedzających to miejsca, wiecznie poszukujących zatrudnienia, choć prawdopodobnie nikt o zdrowych zmysłach nigdy ich nie zatrudni.
W "The Job Lot" możemy wyróżnić dwie najważniejsze postacie. Karl (w tej roli Russell Tovey, którego mogliście zobaczyć w "Looking" czy "Sherlocku") to młody facet, w okolicach trzydziestki, który niespecjalnie przepada za swoją pracą, ale cały czas coś powstrzymuje go przed zrobieniem kolejnego kroku w swojej karierze. Przez większość czasu Karl wydaje nam się apatyczny i ożywa dopiero w 2. sezonie, gdy do zespołu dołącza urocza Natalie (Laura Aikman). Szefową całego zespołu jest Trish (Sarah Hadland) – kobieta, delikatnie mówiąc, nie do końca zrównoważona. Niedawno zostawił ją mąż, przeszła załamanie nerwowe, aby teraz przekonywać każdego dookoła, że czuje się wspaniale.
Do tej pory stacja ITV wyemitowała dwa 6-odcinkowe sezony, jeszcze w tym roku powinien zadebiutować kolejny. Nie będę próbował mydlić Wam tutaj oczu, nie jest to najzabawniejsza produkcja pod słońcem, nigdy pewnie nie będzie. Na całe szczęście jest to serial na tyle przyjemny, że w momencie, gdy większość amerykańskich komedii zawodzi, warto się ku niemu zwrócić. Postacie są dobrze nakreślone, a przy tym twórcy nie przeszarżowali przy tworzeniu żadnej z nich.
Najbardziej wyrazista wydaje się Angela (Jo Enright), której stosunki z Trish nie układają się najlepiej. Jest najbardziej oziębłą osobą na świecie, a przynajmniej tak o niej myślimy, dopóki nie dowiadujemy się więcej o jej seksualnych fantazjach. Po obejrzeniu pewnego filmiku z nią w roli głównej, Wasze życie nie będzie już takie samo. Świetnie wypada także Sophie McShera, czyli Daisy z "Downton Abbey". Pojawia się ona w 7 odcinkach i gra osobę, jakiej w normalnych warunkach nikt by nie polubił – roszczeniową paniusię, która nie ma najmniejszej ochoty pracować, za to chciałaby otrzymywać od państwa pieniądze. Ta dziewczyna kradnie każdą scenę, w której się pojawia, poważnie. Ten serial warto zobaczyć chociażby dla niej.
Oczywiście Sophie nie jest jedynym powodem, dla którego warto pochylić się nad tą produkcją. W "The Job Lot" czuć brytyjski humor, ale nie na tyle mocno, aby zrazić jego antyfanów. Prawdziwy kolaż przeróżnych postaci także jest wielką zaletą tego serialu, ale na dłuższą metę mógłby być niewystarczający, gdyby nie świetnie napisane dialogi i sporo żartów sytuacyjnych. Mimo że prawie cały czas gościmy w dwóch, trzech pomieszczeniach, absolutnie nie możemy mówić o znużeniu. Drugi sezon jest pod tym względem nieco inny – częściej wychodzimy na zewnątrz, odwiedzamy mieszkania bohaterów czy domy ich byłych mężów, ale to nadal pośredniak pozostaje centrum akcji. Zmiana reżysera przed 2. sezonem sprawiła także, że serial zmienił się także pod względem realizacyjnym – chyba słuszne będzie stwierdzenie, że stał się on nieco bardziej dynamiczny.
Wszyscy dobrze wiemy, jak Brytyjczycy robią seriale – 10-odcinkowe sezony są dla nich zwykle zbyt długie. Formuła 6 razy 20 minut może wydawać się komuś niewystarczająca, bo w końcu w dwa wieczory można obejrzeć wszystkie dostępne odcinki (zawodowcy zrobią to w jeden wieczór), ale mnie absolutnie to nie przeszkadza. W każdym sezon można uznać za spójny, a przy tym podczas oglądania nie ma się wrażenia, że cała historia jest opowiedziana zbyt szybko lub po łebkach. Zresztą, nie ma co się oszukiwać, wyrafinowanej fabuły w "The Job Lot" nie ma. Tyle że nie jest ona nam potrzebna, aby się dobrze bawić. Ja bawiłem się znakomicie, może ktoś z Was również będzie.
***
A za tydzień zmieniamy kraj, zmieniamy kontynent i przenosimy się do Australii. Będzie o serialu, którego amerykańską wersję widziało kilka(naście) osób, za już mało kto zna oryginał. Do zobaczenia.