7 rzeczy, za które uwielbiam "Twin Peaks"
Nikodem Pankowiak
8 kwietnia 2015, 22:02
Dokładnie dziś mija 25 lat od premiery "Twin Peaks", mam więc dla Was krótką listę powodów, dla których uwielbiam ten serial. Jest ich tylko siedem, bo przecież nie mogę całego dnia poświęcić na pisanie tekstu.
Dokładnie dziś mija 25 lat od premiery "Twin Peaks", mam więc dla Was krótką listę powodów, dla których uwielbiam ten serial. Jest ich tylko siedem, bo przecież nie mogę całego dnia poświęcić na pisanie tekstu.
1. Czołówka. Jedna z najlepszych w historii telewizji, chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Przepiękna muzyka skomponowana przez Angelo Badalamentiego i hipnotyzujące obrazy Lyncha całkowicie wciągają w przedstawiony nam świat. Czy jest tu ktoś, kto nawet jeśli nie widział "Twin Peaks", nie zna tej melodii? Ta czołówka jest jedną z najważniejszych w historii telewizji i trudno się temu dziwić. Choć trzeba przyznać, że dla wielu może być bardzo myląca, po takim otwarciu można byłoby się spodziewać jakiejś romantycznej historii osadzonej w urzekającej scenerii.
2. Lara Flynn Boyle i Sherilyn Fenn. Obie panie totalnie zachwyciły mnie już na samym początku i tak pozostało do końca. Każda z nich jest inna, ale od obu nie mogłem oderwać wzroku. I nie chodzi mi tu wyłącznie o estetykę. W zalewie charakterystycznych postaci dwie młode dziewczyny nie miały prawa się przebić, a jednak im się to udało. Donna (Flynn Boyle) jest bardzo pomocna w dojściu do prawdy na temat śmierci Laury, z kolei Audrey (Fenn) to wybitna manipulatorka, która niemal każdego obwinie dookoła palca. Co prawda czas (i botoks) nie zadziałał na ich korzyść, jednak mam nadzieję, że obie bohaterki pojawią się w kontynuacji "Twin Peaks".
3. Kobieta z pieńkiem. Jedna z najbardziej charakterystycznych i najbardziej intrygujących postaci w tym serialu. Wiemy o niej bardzo mało, niemal nic i chyba właśnie dlatego pamiętamy ją jeszcze długo po ostatnim odcinku. Kobieta z pieńkiem stała się ważnym elementem świata przedstawionego przez Lyncha i kolejnym dowodem, że jego wyobraźnia w kreowaniu postaci jest niemal nieograniczona.
4. BOB. Pewnie wszyscy już słyszeliście, jak to było. Frank Silva, rekwizytor na planie "Twin Peaks", dostał tę rolę zupełnie przez przypadek. Gdy kamera przypadkowo uchwyciła jego odbicie w lustrze, Lynch zachwycił się tym ujęciem i zdecydował się powierzyć Silvie rolę BOB-a. Nie powinniśmy jednak nazywać tego przypadkiem, a raczej przeznaczeniem, bo ciężko wyobrazić sobie kogoś innego w tej roli, Silva jest w niej perfekcyjny i budzi autentyczne przerażenie. Szkoda tylko, że w powodu jego śmierci BOB nie pojawi się już w serialu. Chyba że… pod inną postacią.
5. Oniryzm. Sceny snów w "Twin Peaks" przeszły już chyba do historii telewizji. A zwłaszcza ta, którą możecie zobaczyć poniżej. Wizje Lyncha są niepokojące, ale jednocześnie nie można oderwać od nich wzroku, prawdziwy artystyczny majstersztyk. Zresztą, co ja będę Wam tu opowiadał, zobaczcie sami. Wierzę, że wszyscy już to widzieliście, ale ten fragment serialu warto sobie przypomnieć.
6. Kawa i ciasto wiśniowe. Nieodłączne elementy tego serialowego świata. Choć sam nie piję kawy, niemal czuję jej aromat przedostający się z ekranu, gdy agent Cooper kolejny raz mówi, że to "damn fine coffee" i tak jak on chciałbym doświadczyć tego zachwytu. Najlepiej w połączeniu z wiśniowym ciastem.
7. Za to, że znalazłbym jeszcze wiele powodów. Poczynając od każdego z bohaterów z osobna, przez muzykę, aż po zdjęcia i charakterystyczny, niedający się podrobić klimat. Lynch stworzył dzieło ponadczasowe, którym fani seriali będą się zachwycać także za kolejne 25 lat. Mam nadzieję, że kłopoty przy produkcji 3. sezonu są chwilowe i za moment wszystko wróci do normy. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek inny twórca mógł wejść do tego świata i udźwignąć taką odpowiedzialność.