Z nosem przy ekranie #65: Wiosenne fajerwerki
Bartosz Wieremiej
21 marca 2015, 19:54
Wiosna przypałętała się w tym roku bez zbędnej zwłoki, co może być lekkim zaskoczeniem – w poprzednich latach zdarzało jej się lenić. Początek nowej pory roku wypadł zresztą całkiem spektakularnie: w serialowym światku telewizyjne żywoty kończyły się i zaczynały, a i świętowano nadchodzącą apokalipsę. Spoilery.
Wiosna przypałętała się w tym roku bez zbędnej zwłoki, co może być lekkim zaskoczeniem – w poprzednich latach zdarzało jej się lenić. Początek nowej pory roku wypadł zresztą całkiem spektakularnie: w serialowym światku telewizyjne żywoty kończyły się i zaczynały, a i świętowano nadchodzącą apokalipsę. Spoilery.
W tym roku, może nawet bardziej niż w poprzednich kilku, odczuwam, jak bardzo rzeczywistość kręci się w kółko. Towarzystwo miłośników wiosny wciąż jest obecne – gdzieżby zresztą miało uciec, skoro zamiast jakiegokolwiek wysiłku woli organizować leniwe spacery w pełnym słońcu. May sweeps też już za rogiem, powoli więc można przewidywać, co i komu się przydarzy.
Siedzę więc przed tym nieszczęsnym ekranem i odliczam kolejne sekundy do dobrze znanych wydarzeń. Po cichu mam też nadzieję, że jeszcze przed nadchodzącym majem uda się zebrać z tych sekund kilka nikomu niepotrzebnych minut. Najlepiej od razu z pięć.
A tymczasem…
…w ostatnich dniach żegnaliśmy sezony i seriale. Wyjawiano prawdziwe imiona bohaterów ("Empire"), obserwowaliśmy cudowne ozdrowienia, a niektóre postacie spotkał przedwczesny koniec – czasem zasugerowany przez stację telewizyjną (znowu "Empire"). Nie zapomniano też o tych, którzy już odeszli, a imionami granych przez nich bohaterów nazwano szkolną aulę ("Glee") i stypendium dla uzdolnionych studentów ("Rizzoli & Isles"). Kilku bohaterów zmuszonych zostało do porządnego spiskowania ("Empire" – wiadomo – oraz "Perception"), a inni zaliczali dziwne randki lub zastanawiające intymne spotkania. Zwiedziliśmy też bliższą i dalszą przyszłość (ponownie "Glee"), co podobno miało utwierdzać w przekonaniu, że marzenia się spełniają. Nie zapomniano również o przeszłości czy wręcz o powrotach do źródeł i początków – podobno 2009 rok był całe wieki temu.
Najciekawsze w powyższej wyliczance jest jednak to, że większość tych wydarzeń zawarto także w ostatnim odcinku "The Flash". Do końca sezonu jeszcze daleko, a serial stacji The CW postanowił po prostu wstrząsnąć widzami. Szczególne brawa należą się za scenę konfrontacji Cisco z Harrisonem Wellsem. Carlos Valdes i Tom Cavanagh spowodowali, że nawet jeśli efekt tej sceny nie będzie trwały, będzie ona pamiętana przez długie miesiące.
A właśnie, skoro zacząłem od imion, to które "nowe" imię jest bardziej interesujące: Eobard ("The Flash") czy Dwight ("Empire")?
Całkiem możliwe, że…
…że w najbliższych tygodniach ciężko będzie na poważnie podchodzić do niektórych wydarzeń w "Grimm". Już nawet nie chodzi o nieszczęsne królicze łapki – to akurat mogło niektórym przypaść do gustu – ale o to, że scenarzyści zdecydowali, że Adalind (Claire Coffee) raz jeszcze zmierzy się z ciążą. Owszem, krzyżówka grimma i hexenbiest to uroczy i potencjalnie fantastyczny pomysł, a sami twórcy po prostu bezwiednie wpisali zdarzenie z realnego świata w tworzony przez siebie serial, jednak jednej rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć. Jakim cudem przy całym tym knuciu i żmudnym wprowadzaniu w życie dokładnie przygotowanego planu mającego na celu odebranie Nickowi (David Giuntoli) jego mocy, Adalind nie wpadła na pomysł, aby np. zabezpieczyć się przed ciążą?
Na marginesie…
…chciałem tylko wspomnieć, że "Community" mogło wrócić w jakiejkolwiek formie, a ja i tak bym się cieszył, i to nawet jeśli przez całe pół godziny musiałbym oglądać Brittę (Gillian Jacobs) jeżdżąca na trójkołowym rowerku. Z drugiej strony, skoro jak na razie 6. sezon wypada nieźle, to mam małe życzenie: niech Elroy Patashnik (Keith David) spróbuje podłączyć Abedowską wyobraźnię pod najbliższy hotspot. Pomyślcie, jak ogromny mogłoby mieć to wpływ na nasze codzienne życie!
Plotkarz Bluebellski
W ostatnich dniach Bluebell świętowało koniec świata i okolic. To wielkie wydarzenie poprzedzone zostało specjalnymi odwiedzinami założyciela miasta, Cyrusa Laviniusa Jeremiah Jonesa, u AnnaBeth Nass (Kaitlyn Black). Kiedy jednak treść przepowiedni została oficjalnie ogłoszona wszystkim możliwymi plotkarskimi kanałami, a kolejne jej części zaczęły się sprawdzać, okazało się, że odliczanie czasu do końca może być niesamowitą przygodą pełną szalonych pomysłów i niecodziennych wydarzeń. Były tatuaże i wielkie imprezy, a szukanie sposobu na oryginalne oświadczyny zakończyło się przypadkowymi zaręczynami innej pary.
O ile jednak sam świat się nie skończył, to moment, w którym George (Scott Porter) żegnał się przed wyjazdem, na stałe zapisze się w historii miasta. Przede wszystkim dlatego, że razem z nim do Nashville udali się Meatball (Matt Lowe) oraz Truittowie.
I pamiętajmy: "Carpe the last diem!".
W telewizji zabrzmiało…
…"Fever" duetu The Black Keys. Utwór wykorzystano w premierowym odcinku "iZombie" w czasie, gdy Liv Moore (Rose McIver) publicznie udawała zombie. Tak, zombie postanowiło przebrać się za zombie, a przecież tyle strojów było do wyboru. Mogła na ten jeden wieczór zostać Dzwoneczkiem albo nawet przywdziać pewien bardzo charakterystyczny żółty kostium.
I nie chodzi o dyskryminację udomowionych mózgożerców. Już Hannibal Lecter pokazał, jak ciekawe może być korzystanie z głowy w kuchni i cieszyłbym się, gdyby mógł znaleźć chwilę użyczenie pannie Moore kilku dobrych przepisów. Ile można się raczyć ludzkim mózgiem z mikrofali?
Tradycyjnie już dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa.
Do zobaczenia!
Do zobaczenia!