"W cieniu" (1×01): Depresja rumuńskiego gangstera
Mateusz Madejski
14 marca 2015, 18:03
Gangsterski czarny humor był na fali długie lata za sprawą chociażby Guya Richiego czy Quentina Tarantino. Ostatnio jednak udanych produkcji w tym gatunku było jak na lekarstwo. Więc tym bardziej warto docenić serial "W cieniu" (w oryginale "Umbre"), który zapowiada się naprawdę świetnie.
Gangsterski czarny humor był na fali długie lata za sprawą chociażby Guya Richiego czy Quentina Tarantino. Ostatnio jednak udanych produkcji w tym gatunku było jak na lekarstwo. Więc tym bardziej warto docenić serial "W cieniu" (w oryginale "Umbre"), który zapowiada się naprawdę świetnie.
Rumunia przeciętnemu Polakowi kojarzy się źle albo bardzo źle. Mimo tego, że Rumuni od kilku lat produkują na przykład całkiem przyzwoite samochody. Teraz wyprodukowali serial, którego pierwszy odcinek robi bardzo dobre wrażenie.
Produkcja traktuje o Relu Oncesc (Șerban Pavlu), taksówkarzu z Bukaresztu, który po godzinach dorabia, wykonując czarną robotę dla niejakiego Kapitana – bezwzględnego szefa miejscowego podziemia przestępczego. Najczęstsze zlecenia taksówkarza to po prostu odzyskiwanie pieniędzy, które różni przedsiębiorcy zalegają Kapitanowi. Jego metody odzyskiwania długów – jak można się domyślać – do zbyt wysublimowanych nie należą. Taksówkarz jest też w stu procentach oddany swojemu bossowi – nawet kobiety nie są w stanie odwieść go od zadania. Zresztą, na ich uroki w ogóle wydaje się dziwnie odporny. Do tego jest tak małomówny, że mógłby zawstydzić Clinta Eastwooda. Słowem – gangster idealny.
Mimo to w Relu kryje się pewna wrażliwość. Ktoś powie – nic nowego, nawrócony gangster to w kinie zdarta płyta. Tyle że Relu jest zarysowany w taki sposób, że nie da się odmówić postaci świeżości. Nie jest ani kabotynem, który cytuje Biblię przy niszczeniu wrogów, ani cwaniakiem, który chce wszystkich ograć i wyjść z interesu i potem udawać "nawróconego". Jest po prostu gościem, któremu coś w duszy gra, choć co – tego na razie nie wiemy.
Natomiast jego znajomi wrażliwości w ogóle nie dostrzegają. Zresztą trudno się dziwić – dla nich rozprawianie się piłą mechaniczną z konkurencją (dosłownie) to całkiem niezła zabawa. Za to całe środowisko docenia zaangażowanie i skuteczność Relu. W końcu zauważa go sam Kapitan, który zleca mu bardzo nietypowe zadanie… Nie będę zdradzał jakie, ale obstawiam, że będzie ono osią fabuły reszty sezonu.
Bardzo dobre wrażenie dopełniają udane dialogi. Choć zdarzają się wpadki. Na przykład – czy kogoś w roku 2015 jeszcze śmieszą żarty z kultury emo? Czy w ogóle ktoś pamięta, że taka kultura istniała?
Natomiast ciekawe samo w sobie jest miejsce akcji – w Rumunii w końcu niezwykle rzadko kręci się filmy czy seriale, które są przeznaczone na szerszy rynek. Może wyjątkiem są produkcję o Drakuli… Albo "Borat" – ale w tym przypadku transylwańska wioska udawała Kazachstan. Bukareszt w serialu to miasto biedne, dziwne i oczywiście bardzo brutalne. Ale też wcale nie sprawiające ponurego wrażenia. Nie zobaczymy tu szarych bloków czy zmęczonych życiem policjantów – czyli charakterystycznych elementów polskich seriali kryminalnych.
Mam nadzieję, że cała reszta sezonu będzie równie udana co pierwszy odcinek. Rumuni mogą zresztą zawstydzić naszych twórców. Nie pamiętam równie świeżego pilota polskiej produkcji od co najmniej ładnych paru lat. Mam więc nadzieję, że "W cieniu" odniesie sukces – i wreszcie zmotywuje polskie stacje do stworzenia czegoś odważniejszego.
Premiera "W cieniu" już dziś, czyli 14 marca, o godz. 22:00 w HBO. Cały sezon serialu można również oglądać w HBO GO.