Seryjnie oglądając #41: Na polu minowym
Andrzej Mandel
13 marca 2015, 19:43
Wiele seriali porusza się między dobrym humorem a złym smakiem niczym saper po polu minowym. Ok, aż mnie zęby bolą przez ten truizm własnego autorstwa. Mam nadzieję, że Was mniej. #sucharwannabe Spoilery.
Wiele seriali porusza się między dobrym humorem a złym smakiem niczym saper po polu minowym. Ok, aż mnie zęby bolą przez ten truizm własnego autorstwa. Mam nadzieję, że Was mniej. #sucharwannabe Spoilery.
To interesujące, jak wiele pilnych zajęć pojawia się nagle, gdy człowiek ma szansę poleniuchować kilka tygodni. Z leniuchowania, nadrabiania serialowych zaległości i innych takich oczywiście nici i spędzam czas, nie mając nawet chwili na złapanie oddechu. Ale nie ma mocnych na to, by całkiem oderwać mnie od seriali. Co ja bym bowiem zrobił choćby bez zaskakująco dojrzałego Jake'a Peralty?
Jednak to nie Peralta był najlepszym, co mi się w tygodniu przytrafiło. Tak się bowiem składa, że 3. sezon zaczął brytyjski "Bluestone 42" i więcej mi naprawdę do szczęścia nie potrzeba. Brytyjczykom udało się stworzyć kolejny komediowy serial o wojnie, a że są w tym dobrzy, już dawno udowodniło nieśmiertelne "Allo, allo".
Jednak opowieść o oddziale saperów służących w Afganistanie prezentuje zupełnie inny typ humoru, choć nadal jest on brytyjski do szpiku kości. Dużo tu wulgaryzmów, trochę niepoprawności politycznej, ale mnie i tak najbardziej podoba się pozbawione zadęcia podejście do wojny. W "Bluestone 42" nie ma miejsca na martyrologię. Każdy odcinek to pół godziny dobrej zabawy i premiera 3. sezonu nie odbiegła od tego schematu, mimo że wóz przewożący bohaterów wpadł na minę, a grany przez Matthew Lewisa (tak, to Neville Longbottom) Towerblock dostał pociskiem w hełm.
Choć niektórzy krytycy posuwają się nawet do sugestii, że "Bluestone 42" to nowy "M*A*S*H", ja bym się tak nie rozpędzał. Serial jest znakomity, a postać pułkownika i jego wieczne "Carry on" wprost cudownie kojarzy się z serią filmów "Do dzieła", ale nie robiłbym z niego arcydzieła. To po prostu świetny serial, a panie będą go lubić także za Neville'a Matthew, choć pewnie i tak przypadnie im do gustu także Oliver Chris. W każdym razie, serial zręcznie, po sapersku, unika pułapek związanych z tematem i nie przekracza pewnych granic (w przypadku Brytyjczyków to pojęcie jest i tak względne).
Pole minowe, swoją drogą, przypomina mi teraz sytuacja Elisabeth w "Czarnej liście". W dobrym, choć złożonym głównie ze zmontowanych starych scen, odcinku można było oglądać, jak każdy jej ruch oznacza przecięcie nie tego kabla co trzeba. I nawet jeżeli do eksplozji jest jeszcze trochę czasu, to na pewno nie będzie jej łatwo uniknąć wpadki. "The Blacklist" stało się naprawdę dobrym serialem i nawet powrót Toma mi nie przeszkadza, choć najwyraźniej żadne z nich nie wywietrzało drugiemu z głowy i możliwy jest wątek romansowy… Auć.
Znów nie mam na co narzekać. Pewnie dlatego, że darowałem sobie słabsze seriale.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego.