"House": Z dawna spodziewane pożegnanie
Andrzej Mandel
18 października 2011, 20:34
Wszystko oczywiście w stylu, do jakiego Gregory House zdążył nas przyzwyczaić. Byłoby nawet świetnie, gdyby nie tak sennie. Na szczęście było na kogo patrzeć. Spoilery.
Wszystko oczywiście w stylu, do jakiego Gregory House zdążył nas przyzwyczaić. Byłoby nawet świetnie, gdyby nie tak sennie. Na szczęście było na kogo patrzeć. Spoilery.
W najnowszym odcinku, "Charity Case", pożegnaliśmy Olivię Wilde, która definitywnie rozstała się z rolą "Trzynastki" i "House'em". Co też dowcipnie oznajmiła światu na Twitterze. Trzeba przyznać, że pożegnanie było przyzwoite i wręcz wzruszające (to w serialu) – w czym pomógł jej sam House za pomocą jednego lapidarnego słówka.
Osią odcinka był znany z "Prison Break" Wenworth Miller w roli niepoprawnego altruisty, sypiącego milionami dolarów i narządami na prawo i lewo. Czy był to objaw czy cecha charakteru, tego musicie dowiedzieć się sami. W każdym razie Miller zagrał bardzo przyzwoicie.
W ogóle w "Charity Case" wszystko było na takim poziomie, do jakiego "House" nas zdążył przez siedem lat przyzwyczaić – nawet kłótnie Wilsona z House'em przebiegały według starego dobrego schematu. I może stąd moje wrażenie, że to wszystko już było i, że serial wpadł w nieuchronne sidła powtarzalności.
Na szczęście są Charlyne Yi i Odette Annable, które nieco ożywiają zmurszałą strukturę. Tyle że to też już było. Cały powiew świeżości to ich przyjemne twarze. Szczególnie Odette, która w niektórych scenach wygląda tak zjawiskowo, że momentami wręcz chciałbym uczynić z niej matkę swoich dzieci.
Z pewnością nad oceną odcinka zaciążył również fakt, że wiadomym było, iż jest to ostatni odcinek z "Trzynastką". Czego nie powiedzieć o tej postaci, to jednak wprowadzała w życie House'a odrobinę bezinteresowności i szczerej (choć strasznie dysfunkcyjnej) przyjaźni. Jej odejście jest jakby symbolicznym zaznaczeniem tego, że ten serial naprawdę się kończy i 8. sezon może być naprawdę ostatni.
Co mnie jakoś specjalnie nie boli, bo trzeba wiedzieć, kiedy skończyć. I mam nadzieję, że twórcy "House'a" też to wiedzą. Bo póki co, mimo ogarniającego mnie znudzenia przy oglądaniu każdego kolejnego odcinka, przyznaję też bez nacisku, że to jednak wciąż jest dobry serial. Tylko ja już potrzebuję czegoś innego.
Niemniej, po fatalnym "Twenty Vicodin" i takim sobie drugim odcinku 8. sezonu, epizodem "Charity Case" "House" wraca u mnie na listę "można oglądać".