"Wikingowie" (3×01): Rodzinne spory
Andrzej Mandel
21 lutego 2015, 18:03
"Wikingowie" wrócili z kolejnym sezonem i możemy mieć powody do zadowolenia. Intrygi wciąż są godne Bizancjum, a bohaterowie coraz ciekawsi. Dobra, oprócz syna Ragnara, który nadal do porywających postaci nie należy. Spoilery.
"Wikingowie" wrócili z kolejnym sezonem i możemy mieć powody do zadowolenia. Intrygi wciąż są godne Bizancjum, a bohaterowie coraz ciekawsi. Dobra, oprócz syna Ragnara, który nadal do porywających postaci nie należy. Spoilery.
Jeżeli sądzić po pierwszym odcinku, to zapowiada się nam rewelacyjny sezon "Wikingów". W "Mercenary" było wszystko to, za co serial ten zdążyliśmy polubić, a zapowiedź tego, co zdarzy się w 3. sezonie, tylko zaostrza apetyt. Pojawiają się też nowe postacie, które mogą sporo namieszać, jak choćby Kalf, prawa ręka Lagerthy, któremu ona nadmiernie ufa.
Mamy więc tu bizantyjskie wręcz intrygi, krwawe bitwy i galerię interesujących postaci, poczynając od głównych bohaterów, przez anglosaskich władców – król Ekbert jest fantastyczny – aż po tradycyjnie zachwycającego ekspresją Flokiego. Zwłaszcza Floki i jego głęboki wywód na temat rodziny i szczęścia mi się spodobał. Piszę to bez ironii, bo właśnie ta rozmowa z Helgą chyba najlepiej oddaje charakter tej postaci.
Nadal będę czepiać się Bjorna, syna Ragnara i Lagerthy. Nie wiem, czy to kwestia aktora czy słabszego rozpisania tej postaci, ale Bjorn wydaje mi się męczący i nudny. Rozumiem, że na tle takiego ojca łatwo wyglądać nieporadnie, ale to, co się dzieje z tym bohaterem, to już przesada – niemal każda scena z udziałem Bjorna jest słaba. Za przeproszeniem, nawet jego ukochana ma większe jaja od niego.
Niech jednak minusy nie przesłonią nam plusów. "Wikingowie" to pełnokrwisty serial, który, jak słusznie zauważył na Twitterze nasz czytelnik, nie został wyprodukowany przez żadną wielką stację TV.
@lewysierpowy jak to mozliwe ze to jakies History a nie HBO czy Showtime wyprodukowalo taki OSOM serial?
— ivica (@ivicaaa) February 20, 2015
To faktycznie rewelacyjna produkcja – jeśli przymknąć oko na mało istotne drobiazgi, gra tu wszystko. Od niespiesznego popychania akcji do przodu aż po po znakomicie kręcone sceny batalistyczne. W "Mercenary" podobało mi się zwłaszcza to powolne tempo dochodzenia do krwawej bitwy, od skutego lodem fiordu, poprzez zabawę Ragnara z synami, żarty i narzekania "uwięzionych" w porcie wojowników, po pełną napięcia ucztę w zamku króla Ekberta. Nikt nie pędził, mogliśmy spokojnie nabierać oddechu, by na sam koniec unurzać się w krwi pokonanych Mercjan.
I to właśnie spór w rodzinie królewskiej Mercji napędza tymczasem akcję. Wikingowie są, póki co, najemnikami mającymi oddać tron księżniczce Kwenthrith. W krwawej potyczce pozbyli się już jej wuja, ale wciąż pozostał problem jej brata. Przy okazji, księżniczka ewidentnie ma ochotę na Ragnara, co pewnie nie ułatwi mu życia. Podobnie jak Lagerthcie raczej nie ułatwi życia fakt, że wpadła w oko królowi Ekbertowi, a Athlesan musi robić za tłumacza i pamiętać o tym, że pewna księżniczka zachwyca się jego stygmatami…
Co z tego wszystkiego wyniknie, przekonamy się w trakcie sezonu. Na razie wiemy, że będzie działo się sporo, bo czeka nas choćby rajd Ragnara na Paryż, miasto podówczas wyjątkowe w tamtych rejonach Europy. "Mercenary" to dobra zapowiedź tego, co przed nami. I sprawia, że oczekiwanie na dalszy ciąg mocno się dłuży.