"Allegiance" (1×01): A mogło być tak dobrze
Andrzej Mandel
9 lutego 2015, 17:22
Nowy serial NBC nawet nieźle się zapowiadał. Oparcie na izraelskim formacie, szpiegowska intryga umocowana we współczesnej rywalizacji między USA a Federacją Rosyjską – to wszystko mogło zadziałać. Tyle że nie działa. Spoilery.
Nowy serial NBC nawet nieźle się zapowiadał. Oparcie na izraelskim formacie, szpiegowska intryga umocowana we współczesnej rywalizacji między USA a Federacją Rosyjską – to wszystko mogło zadziałać. Tyle że nie działa. Spoilery.
Na wstępie warto zauważyć, że "Allegiance" nie jest tak złe, by zasługiwało na kit, więc się wśród kitów tygodnia nie znalazło. Jest to jednak serial słabiutki, nie zostawiający w głowie niczego poza dekoltem Margarity Władimirowny Lewiewej (z amerykańska Margarita Levieva), grającej siostrę głównego bohatera. Poza tym było może parę scen, które na chwilę przykuwały uwagę, by natychmiast odejść w zapomnienie.
Serial już na wstępie zarobił sobie u mnie ujemne punkty za wykorzystanie niepotwierdzonej legendy o tym, że rosyjskie służby palą zdrajców w piecach. Raz puszczona w świat plotka jak widać ma się dobrze (i w sumie czemu nie, pewnie dyscyplinuje rosyjskich agentów), ale nie widzę specjalnego uzasadnienia dla jej wykorzystania. Nawet jeżeli wziąć pod uwagę fakt, iż usuwany zdrajca do końca próbował przekonać, że coś wie, i próbowano przerwać wyrok. Twórcom serialu zwrócę uwagę, że kto jak kto, ale Rosjanie potrafią wyciągać zeznania na sposoby, przy których Guantanamo czy Kiejkuty to pikuś, pan Pikuś. Oczywiście, nie muszą oni o tym wiedzieć, ale przydałoby się zrobić choć małą kwerendę przed nakręceniem serialu – jakoś Joe Weisenberg i jego ekipa to potrafili, przystępując do kręcenia "The Americans".
Właśnie – skojarzenia z "The Americans" nasuwają się same. Przy czym "Allegiance" wygląda na tle serialu FX jak mocno ubogi brat. Brak tu głębi, brak wiarygodnego zarysowania motywacji – nie wierzę, że tak niestabilna osoba jak matka głównego bohatera mogłaby być szpiegiem. Impulsywne decyzje to nie jest improwizacja.
Tymczasem serial mógłby być dobry – głównym bohaterem jest analityk CIA Alex O'Connor (Gavin Stenhouse) o cechach geniusza, którego rodzina (rodziców grają Scott Cohen i Hope Davis) okazuje się być rosyjskimi szpiegami. Ot, taki rodzinny biznes. To, że do pierwszych minut odcinka są nieaktywni, to już inna sprawa. A przynajmniej nie wszyscy, bo starsza siostra analityka nie tylko intensywnie zajmuje się szpiegostwem, ale także romansem z rezydentem rosyjskiego wywiadu (СВР РФ – SVR RF – Służba Wywiadu Zagranicznego FR).
Problem w tym, że postacie są tu jednowymiarowe, pomysły na zwroty akcji pasują do serialu dla nastolatków i całość nie klei się tak, jak powinna. Co jednak boli, bo to naprawdę ma potencjał na niezłą historię. Czego dowodem jest "The Americans", nawet jeżeli ich akcja toczy się w zupełnie innym momencie historii świata.
Nie jest jednak tak, że "Allegiance" nie ma plusów. Poprawny rosyjski głównych postaci to zdecydowana zaleta przydająca wiarygodności, nawet jeżeli agenci rosyjskiego wywiadu mają zwyczaj przechodzić w pół zdania na angielski. Dość wiarygodnie wypada także sposób szybkiego zajmowania się zajmowania się zdrajcami, choć znając nieco psychologię naszego regionu można zakładać, że raczej próbowano by zrobić z zdrajczyni podwójną agentkę. Ale niekoniecznie, więc to chyba jedyny zwrot akcji, który się broni.
Podsumowując – "Allegiance" jest propozycją "do kotleta". Tu nie ma co zajmować się subtelnościami akcji czy przejmować za bardzo tym, co dzieje się na ekranie. Można jednak poświęcić kilka chwil na to w wolnym czasie. Jeżeli ktoś go ma, bo w innym wypadku lepiej zająć się lepszymi serialami.