"The Man in the High Castle" (1×01): Ile jest Dicka w Dicku?
Michał Kolanko
23 stycznia 2015, 19:24
Najnowszy pilot Amazona to jeden z tych seriali, które bardzo trudno zapomnieć. Ma swoje wady, ale mimo zmian w stosunku do książki Philipa K.Dicka realizuje wizję oryginału. To może być ogromny hit… jeśli tylko powstanie więcej odcinków. Spoilery!
Najnowszy pilot Amazona to jeden z tych seriali, które bardzo trudno zapomnieć. Ma swoje wady, ale mimo zmian w stosunku do książki Philipa K.Dicka realizuje wizję oryginału. To może być ogromny hit… jeśli tylko powstanie więcej odcinków. Spoilery!
"Człowiek z Wysokiego Zamku" to jedna z najsłynniejszych powieści amerykańskiego pisarza science fiction, powszechnie uważana za arcydzieło, na równi z "Ubikiem" i "Trzema Stygmatami Palmera Eldritcha". I jednocześnie jedna z najłatwiejszych w odbiorze. Dick nie wymyślił całego gatunku, jakim jest historia alternatywna, ale na pewno mocno go spopularyzował. Wcześniej pojawiały się podobne utwory, jak "Jankes w Rzymie" (1939) L. Sprague de Campa czy "Ludzie jak bogowie" Wellsa z 1923 r. Ale to wydana w 1962 książka Dicka jest uznawana za klasykę gatunku. To także punkt wyjścia dla serialu, chociaż już w pilocie widać odejścia od literackiego pierwowzoru. Nie są to jednak tak drastyczne zmiany, jak w przypadku kilku innych prób przeniesienia dzieł Dicka na ekran (zwykle duży ekran). Tym razem jest to próba udana. "Człowiek z Wysokiego Zamku" to jeden z najgłośniejszych pilotów, przygotowanych przez Amazon Studios w tym roku.
Założenia są proste. Jest rok 1962. Dick opisał alternatywną rzeczywistość, w której alianci przegrali II wojnę światową. Tzw. punktem rozejścia (Point of Divergence w leksykonie gatunku) jest udany zamach na prezydenta Roosevelta w 1934 roku. To ma swoje konsekwencje – słabi prezydenci po Roosevelcie nie potrafili przygotować USA do wojny, którą alianci ostatecznie przegrali. Ameryka została podbita i podzielona na trzy części. Wschodnie Wybrzeże okupują naziści (ze wszystkimi tego konsekwencjami), Zachodnie Wybrzeże to teren kontrolowany przez Japończyków. Istnieje też strefa buforowa między mocarstwami, które w linii czasowej wymyślonej przez Dicka są w stanie zimnej wojny. Wystarczy obejrzeć znakomitą czołówkę, by przekonać się o klimacie serialu i jego specyficznym, retrofuturystycznym podejściu.
http://youtu.be/UIDKPydxAFM
W świecie wymyślonym przez Dicka furorę robi książka "Utyje szarańcza" (fragment cytatu z Biblii), w której to USA wygrywa wojnę. W serialu jest to film pokazujący zwycięstwo USA i sojuszników. Zmiana medium jest jednak w jakimś sensie uzasadniona. Dick napisał o książce w książce, tu mamy do czynienia z filmem w filmie (albo raczej serialu, którego producentami wykonawczymi są m.in. Ridley Scott i Frank Spotnitz, współtwórca "Z Archiwum X"). Autorem książki jest tytułowy Człowiek z Wysokiego Zamku, który mieszka w strefie buforowej między terytoriami supermocarstw. "Utyje szarańcza" jest centralnym elementem całej fabuły serialu
Różnic między nim a powieścią Dicka jest oczywiście więcej, ale został zachowany rdzeń i główny przekaz całej opowieści, która dotyczy nie tylko życia kilkorga amerykanów pod okupacją, ale też japońsko-niemieckiej intrygi szpiegowskiej. Dick był niezwykle utalentowanym pisarzem science fiction, który zajmował się m.in. naturą rzeczywistości jako takiej. Jego książki są niezwykłe i niestety bywają trudne w odbiorze. Pod tym względem "Człowiek z Wysokiego Zamku" to jedno z łatwiejszych dzieł Dicka. Być może dlatego ponura wizja świata, którą pokazuje, jest tak dobrze "przetłumaczona" na małym ekranie. W serialu widać ogromne przywiązanie do detali – nawet tak niewielkich, jak wygląd aparatów w budkach telefonicznych. Czuć, że ta przerażająca, wstrząsająca momentami wizja rzeczywistości jest bardzo prawdziwa. Mieszanka amerykańskiej kultury z technologią i symboliką nazizmu jest piorunująca.
Niestety, nie obyło się bez pewnych uproszczeń wobec oryginału. Pierwszym i najważniejszym jest pojawienie się ruchu oporu. W książce nie ma o nim ani słowa, co zresztą sprawia, że jest ona tak fascynująca, bo odchodzi od sztampowego wzorca walki dobra ze złem. Serial niestety wprowadza postacie z ruchu oporu. Zarówno infiltrujący go Joe Blake (Luke Kleintank) z Nowego Jorku, jak i Juliana Crain (Alexa Davalos) z San Francisco, która podejmuje się misji pierwotnie przeznaczonej dla jej przyrodniej siostry to postacie, które nie budzą w tym momencie zbyt wielkiego zainteresowania. Ciekawszy – i najbliższy oryginałowi – jest chłopak Juliany, czyli Frank Frink (Rupert Evans). Bohaterowie i kreacje aktorskie to zdecydowanie najsłabsza część całego serialu. Wyróżnia się tylko Cary-Hiroyuki Tagawa jako Nobusuke Tagomi. Fabuła jest na tyle dobrze skonstruowana, że nawet jeśli odbiega od książki, to i tak wciąga.
Drugim poważnym uproszczeniem – przynajmniej na tym etapie – jest znaczna redukcja elementów mistycznych. W powieści centralną rolę odgrywa chińska wyrocznia, czyli Księga Przemian Yijing. To z nią konsultują swoje decyzje bohaterowie, odgrywa także ważną rolę dla fikcyjnej książki "Utyje Szarańcza". W serialu wyrocznia pojawia się na marginesie. Inne elementy mistyczne, a także rozważania dotyczące historii i natury rzeczywistości, zostały zmarginalizowane. Podobnie jak wątek antyków (i ich podróbek) z ery przedwojennej, które kolekcjonują japońscy okupanci. Dick zastanawia się, co jest "prawdziwe", co nie. Tej rozbudowanej filozofii w serialu jeszcze nie ma, jest zaledwie zarysowana.
Ale mimo tych zmian to nadal jest "Człowiek z Wysokiego Zamku". Być może wątki rozwiną się w kolejnych odcinkach – jeśli takowe powstaną. Bo nie ma jeszcze decyzji, czy będą zamawiane kolejne odcinki. To zależy od widzów, którzy mogą temu pilotowi – i kolejnym – mogą wystawić własną ocenę.
Jednak już teraz można stwierdzić, że mimo licznych uproszczeń udało się twórcom serialu uchwycić główny przekaz powieści Dicka. Być może to najwierniejsza ekranizacja ze wszystkich licznych mniej lub bardziej udanych prób. Wizja świata, klimat, dopracowane w najdrobniejszych detalach elementy całej alternatywnej rzeczywistości – to wszystko sprawia, że tego serialu nie da się zapomnieć. I to jest w tym momencie jego największą zaletą. Jeśli powstanie pełny sezon, to "The Man in the High Castle" może stać się takim samym hitem jak "House of Cards" Netfliksa, mimo braku tak rozpoznawalnych nazwisk jak Kevin Spacey.
Tak, książka Dicka została skondensowana i w jakimś sensie uproszczona, ale udało się to zrobić bez większych szkód dla jego pierwotnej wizji.