"Man Seeking Woman" (1×01): Randka z trollem
Marta Wawrzyn
20 stycznia 2015, 19:42
"Man Seeking Woman" – nowa komedia stacji FX – to jeden z tych seriali, po których przed premierą nie spodziewamy się niczego. W tym przypadku niespodzianka jest całkiem przyjemna. I choć nie do każdego trafi taki dziwny, absurdalny rodzaj humoru, ja jestem na "tak". Dość duże spoilery, bo nie da się inaczej.
"Man Seeking Woman" – nowa komedia stacji FX – to jeden z tych seriali, po których przed premierą nie spodziewamy się niczego. W tym przypadku niespodzianka jest całkiem przyjemna. I choć nie do każdego trafi taki dziwny, absurdalny rodzaj humoru, ja jestem na "tak". Dość duże spoilery, bo nie da się inaczej.
Przyznaję się bez bicia: w natłoku styczniowych premier właściwie nie zwróciłam na ten serial uwagi. Ot, całkiem zwyczajny, młody i przystojny facet rozstał się z długoletnią dziewczyną i nie chce być sam, więc zabiera się za poszukiwanie miłości, jak Ted Mosby i dziesiątki innych sitcomowych bohaterów. Na szczęście różnicę pomiędzy kolejnymi sitcomami amerykańskiej Wielkiej Czwórki a "Man Seeking Woman" da się zauważyć już w pierwszych minutach. Serial FX jest wypełniony po brzegi absurdalnym, czarnym humorem. Nie takimi małymi surrealistycznymi scenkami, jakie czasem zdarzają się u Louiego, a porządnymi, dającymi po oczach absurdami, jak randka z kobietą, która okazuje się prawdziwym trollem, z krwi i kości, albo 126-letni Adolf Hitler, zwany pieszczotliwie Dolfym, w ramionach byłej dziewczyny.
Ale wróćmy może do początku. Nowa komedia stacji FX to historia 27-letniego Josha (Jay Baruchel), który po czterech latach – a jeśli liczyć dwa lata wymieniania e-maili, to sześciu – rozstaje się z dziewczyną (Maya Erskine). Ona wręcza mu na pożegnanie klatkę z "uratowaną" jaszczurką o imieniu (i nazwisku) Isaac Newton, mówi, że nie, nie chce z nim obejrzeć dwóch pozostałych odcinków "Carnivale", para podaje sobie ręce i tak zaczyna nowy rozdział w życiu obojga.
W momencie kiedy Josh wychodzi na ulicę, spada na niego chmura – w słoneczny dzień, tylko na niego – i już wiemy, że to będzie dziwny serial. Kolejnym niecodziennym przypadkiem w życiu Josha okazuje się randka z dziewczyną ze Skandynawii, z którą umawia go starsza siostra (Britt Lower). Najlepszy kumpel (Eric André) sugeruje, że najpierw warto zapytać, czy aby na pewno Szwedka jest ładna, Josh jednak to ignoruje i tak ląduje na randce z prawdziwym trollem. Nie kobietą brzydką jak troll, a z trollem, który jest kobietą. I najwyraźniej wszyscy poza nim widzą w tym trollu istotę ludzką, którą to on obraził swoim niegrzecznym zachowaniem.
Niedługo potem znów musi przepraszać – bo tym razem obraził nowego faceta swojej byłej. 126-letniego Adolfa Hitlera (którego gra Bill Hader). I wyobraźcie sobie, że na tym kuriozalne pomysły się nie kończą! Josha spotykają kolejne niecodzienne przypadki, włącznie z telefonem od Jaya Pharoah, który wciela się tutaj przez krótki, króciutki moment w tę samą postać co w "Saturday Night Live".
Obsada serialu jest naprawdę fajna. Obok wymienionych wcześniej osób pojawia się, również znana z "SNL", Vanessa Bayer w roli całkiem zwyczajnej – a przynajmniej na razie wyglądającej na taką – dziewczyny, którą Josh poznaje po trollu i Hitlerze. To bogactwo SNL-owych aktorów bierze się stąd, że jednym z producentów serialu FX jest Lorne Michaels. I jedno trzeba przyznać – jeśli w czymś ta ekipa jest dobra, to właśnie w takich absurdalnych scenkach, które wyglądają jak oderwane od siebie skecze.
Krótko mówiąc, "Man Seeking Woman" to produkcja bardzo specyficzna, która nie trafi do każdego. Powinna Wam się spodobać, jeśli lubicie "SNL" i nietypowe seriale komediowe. Niekoniecznie od razu bardzo ambitne. Różnicę z pewnością robi też obsada, a przede wszystkim sam Baruchel, który od pierwszej chwili jest "jakiś" i od pierwszej chwili daje się polubić. Gdyby nie on, ten materiał mógłby się nie obronić. A tymczasem jego bohater ma wszystko, czego oczekujemy od faceta w komedii de facto romantycznej: jest przesympatyczny, lekko ciamajdowaty i oczywiście wystarczająco przystojny, by tak naprawdę każda go chciała.
Czy ta formuła się sprawdzi? Nie mam pojęcia. Być może za tydzień czy miesiąc okaże się, że Hitler, troll i telefon od pewnego bardzo ważnego człowieka jednak zwiastowały katastrofę. Że nie da się uprawiać takiej surrealistycznej jazdy bez trzymanki, nie popadając w końcu w autoparodię. Ale sam odcinek pilotowy to dla mnie jedno z najprzyjemniejszych zaskoczeń serialowego stycznia. Choć humor nie zawsze był najwyższych lotów, przyznaję, zdarzyło mi się parę razy zaśmiać głośno i szczerze. I oby tak już zostało.