"Newsroom" (3×06): To już jest koniec
Michał Kolanko
16 grudnia 2014, 19:44
To już koniec "Newsroomu", a także koniec Sorkina w telewizji. Odcinkiem "What Kind of Day Has It Been" kontrowersyjny twórca żegna się z telewidzami. I o ile sam odcinek nie jest taki zły, o tyle o całym serialu już tego powiedzieć się nie da.
To już koniec "Newsroomu", a także koniec Sorkina w telewizji. Odcinkiem "What Kind of Day Has It Been" kontrowersyjny twórca żegna się z telewidzami. I o ile sam odcinek nie jest taki zły, o tyle o całym serialu już tego powiedzieć się nie da.
Nachalna, słabo kamuflowana propaganda, śmieszna wręcz nienawiść do internetu, upraszczanie wszystkich debat, które toczą się obecnie w USA o mediach, mizoginia (wątek z 5. odcinka o campus rape, w którym Sorkin w zasadzie stoi po stronie gwałcicieli), tani sentymentalizm, redukowanie postaci do karykatur samych siebie. Podsumowanie trzeciego sezonu "The Newsroom" nie wypada korzystnie. Szkoda, to mógł być ciekawy projekt, bo dotyka spraw ważnych nie tylko dla branży internetowo-medialnej.
Sorkin postanowił odrzucić wszelkie hamulce i bariery. Poszedł na całość – miał w końcu mało czasu, tylko sześć godzin. Jego łabędzi telewizyjny śpiew to pełne emocji publicystyczne uderzenie w nowe media i internet. Jego personifikacją jest multimilioner Pruit, który w karykaturalny sposób uosabia wszystkie wady podobnych mu prawdziwych postaci, jak Chris Hughes. Pruit kupuje ACN i od razu wprowadza zmiany, które mają pokazać, jakim to wielkim zagrożeniem jest internet. Sorkin pokazuje je z subtelnością propagandysty: jednym z głównych projektów cyfrowych ACN jest aplikacja, która ma ułatwić "polowanie" na celebrytów przez użytkowników sieci. To pomysł serwisu Gawker z 2006 roku, szybko zarzucony, ale dla Sorkina takie klisze są wygodne. A początek sezonu sugerował, że będzie jednak trochę subtelniej. Nic z tego. Szybko okazało się, że nie o to chodzi.
W tym sezonie często pojawia się wątek Don Kichota, ostatniego rycerza-idealisty walczącego z wiatrakami. Sorkin chyba sam uważa się za jego współczesne wcielenie, który jako jedyny sprawiedliwy idzie na wojnę z wiatrakami nowych mediów. Szkoda tylko, że eksponuje też swoja mizoginię. W odcinku 5. w koszmarny wręcz sposób próbuje pokazać zagadnienie tzw. campus rape, istotnego teraz tematu w USA. Zgwałcona dziewczyna, która zakłada stronę umożliwiającą identyfikowanie napastników, którymi nie chce zająć się policja, w dialogu z Donem nie jest pokazana jako ofiara przestępstwa. Sorkin (Don) stoi po stronie atakujących. Jak się okazuje po wycieku maili z Sony, Sorkin rzeczywiście nie lubi kobiet, twierdząc, że mężczyźni w Hollywood mają gorzej i są lepsi.
Tani sentymentalizm to oczywiście śmierć Charliego Skinnera i jego pogrzeb, w trakcie którego Will dowiaduje się, że będzie ojcem. Charlie zmarł na atak serca po kłótni z Pruitem, a jego śmierć to swego rodzaju katharsis dla bohaterów serialu. Ton odcinka jest nierówny, w pewnym momencie Will zaczyna koncert country w garażu swojego zmarłego szefa (to nie żart).
Ale nie jest tak do końca źle. Mimo wszystko, dowiadujemy się w tym odcinku dużo ciekawych rzeczy o bohaterach serialu, o tym, jak znaleźli się w ACN i jakie były ich motywacje. To zaskakująco udany pomysł, zrealizowany w formie flashbacków.
Ogólnie, w tym sezonie były trzy rzeczy, które zmieniają cały ponury obraz.
Po pierwsze, scena w pociągu z Maggie i człowiekiem z szefostwa EPA. Tak, takie rzeczy się zdarzają. I jak na "Newsroom" cała sytuacja została rozegrana w bardzo subtelny sposób. Maggie zachowała się uczciwie, ale dostała coś w zamian. Czasami w mediach tak to działa. I nie wyglądało to nierealistycznie jak na standardy tego serialu.
Po drugie, Sorkin ma niewątpliwy talent pisania dialogów. I tylko szkoda, że przerzucanie się argumentami w 3. sezonie służyło w większości sprzedawaniu tez krzywdzących dla mediów, a ostatnio też kobiet.
Po trzecie, Sloan i jej relacja z Donem. Mimo typowo Sorkinowego zakończenia, wątek, w którym Sloan i Don musieli ukrywać swoją relację przed działem HR ACN był jednym z najlepszych w całym sezonie, o ile nie w całym serialu. Po raz kolejny Sorkin pokazuje przebłyski swojego kunsztu. Szkoda tylko, że to jedynie przebłyski.
Sorkin nie kończy tryumfem swojej telewizyjnej działalności. Wręcz przeciwnie. "The Newsroom" to jedynie cień dawnej świetności Sorkina i jego niewątpliwego talentu. On już zrezygnował z opowiadania historii na rzecz uprawiania propagandy wymierzonej w zmiany, których nie rozumie lub po prostu nie chce rozumieć. Szkoda.