Kultowe seriale: "Cudowne lata"
Marcela Szych
29 listopada 2014, 17:00
Wiele jest serialowych rodzin, które zapadną nam w pamięć. Pritchettowie z "Modern Family", rodzina Soprano, Carringtonowie z "Dynastii", wszyscy członkowie "Rodziny zastępczej". A pamiętacie Arnoldów z "Cudownych lat"?
Wiele jest serialowych rodzin, które zapadną nam w pamięć. Pritchettowie z "Modern Family", rodzina Soprano, Carringtonowie z "Dynastii", wszyscy członkowie "Rodziny zastępczej". A pamiętacie Arnoldów z "Cudownych lat"?
ABC rozpoczęło emisję "Cudownych lat" w 1988 roku, do 1993 wypuszczono 115 odcinków w sześciu sezonach. Czołówka adekwatnie zapowiada treść odcinków, jest nostalgicznie, sentymentalnie, Joe Cocker śpiewa tak, że czujesz się bezpiecznie i niespokojnie zarazem. Akcja umiejscowiona jest w latach 60. na amerykańskim średnioklasowym, białodomkowym i zielonotrawnikowym przedmieściu.
Głównym bohaterem jest dwunastoletni Kevin Arnold (Fred Savage), najmłodszy z trójki dzieci Jacka (Dan Lauria) i Normy (Alley Mills). Narratorem jest również Kevin, ten sam, lecz nie taki sam, bo starszy o 20 lat (głosu udzielił mu Daniel Stern). Rodzina jakich wiele – przepracowujący się ojciec, wycięta wprost z Betty Friedan, ciepła mama, buntownicza siostra-hipiska Karen (Olivia D'Abo) i wręcz nieznośnie nastoletni brat, Wayne (Jason Hervey). Nie mniej ważni są najlepszy przyjaciel Kevina, Paul Pfeiferr (grany porzez Josha Saviano, a nie, jak głosi legenda, Marylina Mansona) i urocza dziewczyna głównego bohatera, Winnie Cooper (Danika McKellar).
Ten serial to gęsta esencja melancholii, mocny liryczny napar. Trochę śmiechu i sporo łez, odrobina łez i sporo śmiechu. Opowieści o Kevinie Arnoldzie i jego dojrzewaniu są jak sam proces owego dojrzewania, słodko-gorzkie. W serialu nie dzieje się nic nadzwyczajnego, brak jakichkolwiek niezwykłości. Perypetie będące udziałem Kevina są przecież znane większości widzów. Pewnie każdy miał złamane serce, kłócił się z rodzeństwem, zaliczał wstydliwe wpadki, nie radził sobie z jakimiś lekcjami albo stawał w opozycji wobec rodziców. To narracja dorosłego Kevina, jego perspektywa przemieszana z wcześniejszą dziecięcą przenikliwością nadaje każdemu wydarzeniu oceaniczno głębokie znaczenie.Każdy odcinek jest najeżony uniwersalnymi prawdami i przesycony morałem. Jest to jednak zupełnie nienachalne, inaczej niż w serialach typu "Siódme niebo", tutaj puenta i pouczenie płyną obok.
"Cudowne lata" to naprawdę dobry wgląd w dzieciństwo i dorastanie. Jest coś magicznego we wczesnym "nastolęctwie", w tej liminalnej fazie przejścia pomiędzy jeszcze-dzieckiem a już-dorosłym. Dorastanie to niekoniecznie posuwanie się naprzód, a to może być bardzo bolesne. Dorastając, wyzbywamy się wielu rzeczy, choć już wówczas wiemy, że będziemy za nimi tęsknić. Jest to nieuniknione i pociągające zarazem. "Don't grow up, it's a trap" – powiedział już dawno Piotruś Pan, ale czy ktoś go posłuchał? Kevin Arnold przeczuwa, że to pułapka, lecz mimo to w nią brnie. Bo to jest nieuchronny proces, któremu towarzyszą karmelowa miłość, braterska przyjaźń i chłopackie rozrywki. W tej kreacji Fred Savage sprawdza się naprawdę doskonale. Nie znam jego dorosłych ról, ale jako dziecięcy aktor był świetny. Urocza buźka, niewinne policzki i brwi unoszone na tyle sposobów, by móc wyrazić wzruszenie, zaskoczenie, strach i całą gamę emocji.
Klimat "Cudownych lat" przywodzi trochę na myśl ten zawarty w "Mikołajku" Sempego i Gościnnego albo "Historii Pana Sommera" Patricka Suskinda. To ten sam nastrój, zbliżony poziom roztkliwienia, wszechogarniająca czułość doprawiona dobrym żartem.
Jest tu naprawdę dużo Ameryki: misja Apollo 13, kolorowe telewizory, hippisi, zamknięte w domach matki, wojna w Wietnamie, baseball. Wszystko na tyle obok, że każdy może poczuć się bohaterem tego serialu. Nawet teraz, mimo że nakręcony był ponad 20 lat temu.
Pierwszy sezon serialu jest mocno filozoficzny i wydaje się być skierowany do zdecydowanie dorosłych odbiorców. Kolejne można by uznać za bardziej młodzieżowe, a sama końcówka jest maksymalnie sentymentalna. Po drodze Kevin zakochuje się i odkochuje, jest zdradzony, zraniony, wścieka się na rodziców, zrzuca z piedestału swojego tatę i zauważa pustkę w życiu swojej mamy. Ma nowych przyjaciół, tęskni za dawnymi, odczuwa niesprawiedliwość świata, wyjeżdża na wyprawę i docenia dom rodzinny. Życie jak każde, problemy uniwersalne, podobne w każdym przedmiejskim domku czy osiedlowym mieszkaniu. Kevin mógłby mieszkać wszędzie i być narratorem także mojego życia.
Czy wy też pamiętacie swoją Winnie Cooper?