Seryjnie oglądając #31: Alfred ratuje Gotham
Andrzej Mandel
28 listopada 2014, 20:02
Niewiele działo się w tym tygodniu (jeżeli pominąć okoliczności, które w miniony weekend uniemożliwiły mi maraton "Firefly"), ale to, co się działo, z jednej strony mnie zdołowało, a z drugiej rozbawiło. Przynajmniej się nie nudziłem. Uwaga na spoilery dotyczące "Gotham", "Castle" i "Sleepy Hollow".
Niewiele działo się w tym tygodniu (jeżeli pominąć okoliczności, które w miniony weekend uniemożliwiły mi maraton "Firefly"), ale to, co się działo, z jednej strony mnie zdołowało, a z drugiej rozbawiło. Przynajmniej się nie nudziłem. Uwaga na spoilery dotyczące "Gotham", "Castle" i "Sleepy Hollow".
Zdecydowanie nie był to najlepszy tydzień. Zaczęło się od weekendu pełnego nieprzewidzianych zajęć, które skutecznie uniemożliwiły mi maraton "Firefly". A potem najmocniej zapadały w pamięć wpadki jednych, zamiast wzloty innych.
Weźmy na przykład "Gotham", które powoli wydaje się pukać w dno od spodu. Nie wiem, kto odpowiada za wątek relacji Kota z Bruce'em, ale osoba ta powinna w tempie ekspresowym wylecieć z pracy. No chyba że jest stażystą albo kimś zatrudnionym wskutek procedur specjalnych przewidzianych dla promocji pracy uczniów szkół podstawowych. W każdym razie dość bezsensownie pojawił się motyw wspólnej ucieczki Kota i małego Wayne'a. Z dodatkiem zaskakująco honorowej zawodowej zabójczyni, która w Gotham zabija tylko tych, na których ma kontrakt, beztrosko zostawiając świadków w każdym możliwym miejscu. Tak, wiem, że to komiks, ale to i tak się kupy nie trzyma, podobnie jak końcowy pocałunek Kota i Bruce'a. To jeszcze serial o korzeniach Batmana czy teen drama, bo się pogubiłem?
Na szczęście sytuację nieco uratował Alfred. Po pierwsze, sporo mówił, a jego akcent jest w stanie wynagrodzić całkiem sporo. Po drugie, zobaczyliśmy, do czego zdolny jest lokaj w trosce o swoje miejsce pracy (i panicza, o którego marwti się, jak o własnego syna). Alfred celnie strzela, umie posłużyć się nożem, a na dodatek potrafi powalić na ziemię dwa razy większego od siebie faceta. Przy tym zachowuje urok osobisty i potrafi dotrzeć nawet do resztek człowieczeństwa Fish Mooney. Dzięki temu wątkowi jeszcze dało się oglądać ostatni odcinek "Gotham", ale mam już coraz bardziej dosyć. Na szczęście, "LoveCraft" najwyraźniej był finałem jesieni i póki co odpoczniemy od bzdury firmowanej przez Bruno Hellera (o "Mentaliście" napiszę w najbliższych dniach, ale już mogę zdradzić, że jest dobrze).
Powoli zaczynam mieć też dosyć "Sleepy Hollow". O ile bowiem dialogi Crane'a i pani porucznik nadal bawią, o tyle to, co pojawia się na ekranie ,zaczyna bawić w sposób zdecydowanie sprzeczny z intencjami twórców. Zdarzały im się już wpadki czy słabe odcinki, ale takiego absurdu, jak Gorgona w Sleepy Hollow, to już naprawdę zdzierżyć nie można. Oderwaliśmy się bowiem nagle od biblijno-masońskich motywów i weszliśmy w zupełnie inną mitologię, co zazgrzytało niczym kreda na tablicy albo wiertło dentystyczne na zębie… Następnego odcinka już na trzeźwo chyba nie dam rady, ale to będzie, na szczęście, finał jesieni i czeka nas przerwa. Oby coś się po tej przerwie zmieniło.
Na całe szczęście mój tydzień dały radę uratować dwa seriale – "Castle" i "Faking It. Finał tego drugiego zrecenzowałem wczoraj, więc nie będę się rozpisywać, ale podkreślę, że bardzo mi się podobało. I nie zamierzam marudzić jak Marta, po prostu kupuję na chwilę obecną konwencję "Faking It" i czekam na kolejny sezon.
Za to "Castle" pokazał, że potrafi, ale zabrakło mi tu tradycyjnego dwuczęściowca, o którego aż się prosiło. W efekcie niezbędne były pewne skróty, w dodatku mocne. Ale same sceny w pociągu nie tylko trzymały w napięciu, ale i pokazały, że nie potrzebujemy na ekranie dużo Castle'a i Beckett, by było dobrze. Jon Huertas udźwignął ciężar odcinka samodzielnie, a jego postać nawet dała radę nawiązać cień flirtu w napiętej atmosferze. Sugerowałbym jednak tego wątku specjalnie nie rozwijać, bo Espo i Lanie dobrze do siebie pasują. Mogliby tylko częściej się kłócić, bo dodaje to kolorytu.
Pod sam koniec mojego tygodnia zasmuciła mnie wiadomość, której można się było, w sumie, spodziewać. Odejście Stanisława Mikulskiego to jednak zamknięcie pewnej epoki. To nie tylko kultowy Kloss, ale także świetny młody policjant w absolutnie kultowej dla mnie komedii "Ewa chce spać". Który dobrze prezentował się tak w koszuli, jak i w mundurze.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego