"Faking It" (2×10): Życie jest (tele)nowelą
Andrzej Mandel
27 listopada 2014, 19:58
Zimowy finał "Faking It" zapewnił mi dużo dobrej zabawy, a w międzyczasie zakręcał niczym porządna telenowela. Tak, tak – to nie pomyłka. Zwroty akcji były godne najlepszych latynoskich dzieł tego gatunku i przypadło mi to do gustu. Uwaga na spoilery.
Zimowy finał "Faking It" zapewnił mi dużo dobrej zabawy, a w międzyczasie zakręcał niczym porządna telenowela. Tak, tak – to nie pomyłka. Zwroty akcji były godne najlepszych latynoskich dzieł tego gatunku i przypadło mi to do gustu. Uwaga na spoilery.
W przeciwieństwie do tych, co kręcą nosem, jestem zadowolony z zimowego finału "Faking It". Po pierwsze, nie było dłużyzn, których nie brakowało w 2. sezonie – a to jednak "osiągnięcie", zmieścić je w 20 minutach. Po drugie, wszystkie zwroty akcji przypadły mi do gustu i idealnie wpasowały się w mój odbiór serialu. Mogę i zamierzam, oczywiście, narzekać na to, co moim zdaniem zbytnio zostało uproszczone, ale marudzenie ograniczę przez to, że "Faking It" ma krótkie odcinki.
Jednym z zaskoczeń "Busted" było ujawnienie, że Theo, w którym zadurzyła się Lauren, jest policjantem działającym pod przykrywką. Aresztował on rodziców Karmy wraz z nią za to, że zajmowali się sprzedażą ciastek z marihuaną, co w Teksasie legalne najwyraźniej nie jest. Razem z Karmą i jej rodziną do aresztu trafiła Amy, która koniecznie chciała mieć możliwość wytłumaczenia się przed przyjaciółką. Zapewniła sobie to jednym ciosem.
Na to wszystko nałożyły się problemy między Karmą a Liamem, czy Amy i Regan. Poświęcenie Liama, którego skutkiem było wycofanie zarzutów wobec wszystkich aresztowanych przez Theo, z pewnością będzie miało konsekwencje w kolejnym sezonie, a relacja między Regan a Amy choć nabiera rumieńców, to wciąż jest w cieniu relacji Amy z Karmą. Zresztą i Karma ma wyraźnie pewien problem i wydaje się, że jej sen o całowaniu się z Amy możemy spokojnie zaznaczyć jako "mocno istotne".
Ciekawe jednak, że coraz bardziej podoba mi się postać Lauren. Nie tylko jest dobrze zagrana, ale od początku drugiego sezonu nabiera wielu odcieni. Nawet więcej, niż wypadałoby na serial dla nastolatek. Kluczem jest tu fakt, że urodziła się jako obojnak i nie jest to coś, co każdemu łatwo zrozumieć. Choć nie w Hester High, bo tu odmienność jest w cenie i fakt, że Lauren wygadała się przy całej szkole, zdecydowanie jej pomoże w wyborach na przewodniczącą.
Trochę słabnie wątek Shane'a. Zakochanie się w kimkolwiek zdecydowanie tej postaci nie służy, ale też nie obniża poziomu na tyle, by stracić tym wątkiem zainteresowanie. Szczególnie że wybranek Shane'a nie tylko wygląda na twardego gościa, ale i nim jest. Jestem więc przekonany, że Shane jeszcze pożałuje, że swojego chłopaka zmusił do wyjścia z szafy…
Tak, to wszystko zmieściło się w jednym 20-minutowym odcinku. A wspomnieć jeszcze trzeba o cymesiku o sztuce nowoczesnej i przyczepić się do jednozdaniowego załatwienia sprawy wycofania zarzutów. Zdecydowanie mniej działo się w jednym odcinku "Zbuntowanego anioła", a pamiętamy że tam wszystko potrafiło się zmienić ze dwa razy na odcinek. A przy tym "Faking It" nadal jest komediowym serialem puszczanym przez MTV (i zawierającym więcej muzyki niż wiele innych pozycji programowych tej stacji).
Podoba mi się kierunek w jakim dąży "Faking It". Lekka telenowelowość niczemu tu nie powinna zaszkodzić, a może nawet uatrakcyjnić serial. Oczywiście, tylko do czasu, w którym przestanie być śmiesznie, gdyż to humor jest tu najważniejszy.