"Zakazane imperium" (5×08): Złota moneta
Marta Wawrzyn
29 października 2014, 19:28
Dobra wiadomość jest taka: nikt nie został drwalem. Zła wiadomość? To nie był szczególnie ekscytujący finał. Uwaga na bardzo duże spoilery.
Dobra wiadomość jest taka: nikt nie został drwalem. Zła wiadomość? To nie był szczególnie ekscytujący finał. Uwaga na bardzo duże spoilery.
W finałowym sezonie "Zakazanego imperium" najlepsze było to, że z każdym odcinkiem coraz bardziej zbliżaliśmy się do końca tej męki. Serial, który zawsze od szalonych twistów i niekończących się strzelanin wolał powolnie rozwijaną akcję i drobiazgowe pokazywanie tła społecznego, już w 3. i 4. sezonie znacząco obniżył loty, a w 5. sezonie zrobił się śmiertelnie wręcz nudny. Nic dziwnego – przeskoczono lata najciekawszych wydarzeń w historii amerykańskiej mafii (w tym narodziny syndykatu czy okres świetności Ala Capone), by pokazać widzom okres końca prohibicji.
Być może nie dało się inaczej, być może trudno byłoby w to zmieścić więcej "mięcha", nie zaburzając koncepcji całości – niemniej jednak ten sezon docenią chyba tylko ci, którzy mieli poważne zaległości w spaniu. Nieźle oglądało mi się jedynie retrospekcje, które jednak też były nierówne – czasem przyjemnie zahaczały o poezję, a czasem stawały się tak łopatologiczne, że aż zęby bolały. Trzeba jednak przyznać, że Brytyjczyk Marc Pickering odwalił kawał dobrej roboty jako młody Enoch Thompson, dopasowując się do starszej wersji bohatera postawą i sposobem mówienia.
Duża część bohaterów zakończyła swój żywot – i to nie dziwi, w końcu mieliśmy do czynienia z historią gangsterską. Oni po prostu dostali to, na co zasłużyli. Nie mam o to pretensji, ale też nie powiem, żeby któraś z tych śmierci zrobiła na mnie wrażenie. Zapamiętam chyba tylko, jak skończył Chalky, bo to akurat był wyjątkowo głupi koniec.
W pamięć niewątpliwie zapadnie mi też sama końcówka finału. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Nucky nie dożyje końca prohibicji – choć prawdziwy Nucky, na którego historii oparty jest serial, dożył spokojnej emerytury, a wcześniej odsiedział parę lat, oczywiście za podatki – i tak też się stało. Ostatni twist, ten z Tommym Darmodym, niewątpliwie został przemyślany i zdecydowanie miał sens. Śmierć Nucky'ego na promenadzie z rąk syna swojego dawnego podopiecznego to zdecydowanie najjaśniejszy punkt finału. Tak właśnie powinno się kończyć takie seriale, wysyłanie bohatera z siekierą do lasu jest zwyczajnie nieuczciwe wobec widza.
Gdybym jednym słowem miała określić kończący "Zakazane imperium" odcinek "Eldorado", powiedziałabym, że był nostalgiczny. Przez godzinę co chwila w mniej i bardziej subtelny sposób podkreślano, że jesteśmy świadkami końca tego wszystkiego. Melancholijny zrobił się nawet Charlie Luciano, który przez te wszystkie lata zdążył przedzierzgnąć się w rasowego gangstera. A poza tym uzupełniono ostatnie luki w historii Nucky'ego i Gillian (teraz już wiemy na pewno, że on ją praktycznie wręczył Komandorowi), sprzątnięto kolejnych bohaterów, państwo Thompson po raz ostatni ze sobą zatańczyli w tym oto apartamentowcu, nie zabrakło też pożegnalnego spaceru po imponującej promenadzie. Nie zobaczyliśmy za to tradycyjnej czołówki, którą zamieniono na złowieszczą scenę pływania w zimnym, ciemnym morzu.
Ciekawie rozwiązano kwestię zakończenia wątku Ala Capone. Wszyscy wiedzą, że poszedł siedzieć za oszustwa podatkowe, więc jego upadku nam nie pokazano. Postawiono na rewelacyjną, emocjonalną scenę pożegnania z synem i show na schodach sądu. Al z "Zakazanego imperium" na zawsze pozostanie królem, choć oczywiście można, a nawet trzeba się czepiać, że było go w serialu zdecydowanie za mało.
Choć to nie był specjalnie ekscytujący finał, na pewno nie mam poczucia, że kogoś z bohaterów potraktowano niewłaściwie. Przeciwnie, w zasadzie wszyscy otrzymali to, o co sami się prosili. Eli dostał od brata torbę pieniędzy i przybory do golenia. Narcisse zginął, zastrzelony przez ludzi Luciano. Gillian, której udało się uniknąć kary śmierci, jeszcze długo będzie siedzieć w psychiatryku i eksperymentować będzie na niej lekarz barbarzyńca, ten sam, który zabrał się za żonę Gallingera w "The Knick". Margaret, która zawsze była dość wyrachowaną kobietą, znalazła swoje powołanie w postaci giełdy. Tommy zrobił to, co ktoś w końcu musiał zrobić. Szczęścia nie zaznał ani nie zazna nikt.
Trudno jednak po tym sezonie patrzeć na "Zakazane imperium" inaczej niż jak na zmarnowaną szansę. Serial, który przecież spokojnie mógł stać się wybitny, tonął w niepotrzebnych dłużyznach, uparcie stawiając na rozwijanie średnio interesujących wątków kosztem tego, co rzeczywiście mogło być ekstra. I choć nigdy nie zdecydowałam się go porzucić, bo uwielbiam ten okres historyczny, tę muzykę i tę estetykę, to jednak przyznaję, że czasem oglądało się go po prostu ciężko. Nie bez powodu niektórzy powtarzali, że to "Bored-walk Empire".
Specyficzny sposób opowiadania historii, stawianie na wątki społeczne i ludzkie mocje, a także rezygnacja z pokazywania tego, co już widzieliśmy dziesiątki razy – jak Al Capone na szczycie – zapewne jest efektem lat doświadczeń Terence'a Wintera, w tym pracy w ekipie "Rodziny Soprano". On to zrobił po swojemu, problem w tym, że nie zrobił tego aż tak dobrze. "Zakazane imperium" nawet się nie zbliżyło jakością do swojego znakomitego poprzednika z HBO. Nie jest to serial, do którego kiedykolwiek wrócę – i nie zmieni tego ani Babbete's, ani promenada, ani róża w butonierce Nucky'ego. Wszystkie te cudne detale to po prostu za mało, abym chciała to przerabiać raz jeszcze.
Na pewno jednak zapamiętam ostatnią scenę, która jest doskonałym, zgrabnym zamknięciem historii Nucky'ego Thompsona. Choć Terence Winter zdecydował się odejść od prawdy historycznej, na dobrą sprawę nie był od niej aż tak daleki. Nucky Johnson, władca Atlantic City z lat 20., dożył starości, ale nie umarł jak król. Musiał ustąpić pola innym i rozpocząć zupełnie nowe życie. Skończył zupełnie zapomniany – Winter w wywiadach opowiadał, że kiedy po raz pierwszy pojechał do Atlantic City robić research na jego temat, nikt nie kojarzył, o kogo w ogóle chodzi.
Czy za kilka lat ktokolwiek będzie pamiętał, że serialowemu Nucky'emu, tuż po tym jak strzelił do niego Tommy Darmody, udało się w końcu złapać tę monetę, której tak bardzo pragnął jako dzieciak? Nie mam pojęcia. Ale dziś uważam, że wybrano najlepsze możliwe zakończenie.