"Fringe": Dlaczego ten serial jest tak mało popularny?
Andrzej Mandel
7 października 2011, 22:02
Rzesza wiernych fanów, a słupki oglądalności bardzo niskie. Jak do tego doszło? O "Fringe" od narodzin po dzień dzisiejszy.
Rzesza wiernych fanów, a słupki oglądalności bardzo niskie. Jak do tego doszło? O "Fringe" od narodzin po dzień dzisiejszy.
Nie ukrywam, że do zajęcia się tym tematem natchnął mnie "The No Doctor Cop Lawyer Show". Trudno bowiem, patrząc, jak rozwija się ten serial (i jakie ma wyniki oglądalności), nie zastanawiać się nad fenomenem "Fringe".
"Fringe" zaczął się jak coś w rodzaju nowego "Z archiwum X", ale rozwinął się w całkiem nową stronę, tworząc bogatą mitologię i oszałamiająco kompletny świat. Czego po początkach 1. sezonu nie można się było spodziewać. Ba, nawet po całym 1. sezonie, który zakończył się wizytą Olivii Dunham (Anna Torv) po drugiej stronie nie można się jeszcze było spodziewać, że dojdziemy do tego, co mamy w 4. sezonie.
Nic dziwnego, że serial dorobił się rzeszy oddanych fanów eksploatujących mitologię serialu i zwracających uwagę na każdy drobny szczegół zawarty w nim – taki jak "Czerwona Latarnia" zamiast "Zielonej Latarni"(ktoś zwrócił uwagę, bo ja tak :) ). I pomyśleć, że zaczynał jako (niemal) zwykły procedural, tyle że z niezbyt zwykłymi sprawami.
Niestety szeroka publiczność zdaje się tego nie doceniać. Słupki oglądalności konsekwentnie spadają. Sądzę, że "Fringe" jest tu ofiarą własnego sukcesu. Tego typu serial zdobywa wiernych fanów wtedy gdy buduje świat, który można eksplorować na własną rękę. Ale to właśnie odpycha "okazjonalnych" widzów, którzy nagle orientują się, że nie rozumieją, co się dzieje. Podobnie czują się nowi widzowie, którzy muszą się czuć dziwnie, wchodząc w świat "Fringe".
Twórcy próbowali temu zaradzić, promując 4. sezon "Fringe" miniserialem "Past + Present + Future", ale to chyba niewiele pomogło. "Fringe" osiągnął dno, jeśli chodzi o oglądalność. I to pomimo tego, że aktorsko naprawdę wspina się na wyżyny.
Gra aktorska we "Fringe" zasługuje wręcz na osobny tekst. Anna Torv potrafi w jednym serialu stworzyć dwie różne postacie. Warto zwrócić uwagę, że różnią się nawet szczegółami mimiki, co widać w "One Night in October". A już John Noble jako Walter Bishop zasługuje na wszystkie możliwe nagrody – to, jak przedstawia różne fobie i dziwactwa Waltera sprawia chwilami, że się je odczuwa. A chwilę później jest zimnym Sekretarzem z alternatywnego wszechświata.
Ale to wszystko, czym zachwycają się fascynaci, utrudnia odbiór serialu nowym widzom. A to już jest problem. Nawet w świetle tego, że FOX nie wymaga od "Fringe" wzrostu oglądalności w 4. sezonie.
Pozostaje mieć nadzieję, że jest gdzieś alternatywny wszechświat, w którym najchętniej oglądanym serialem na świecie nie jest "House" (również świetny serial) tylko "Fringe". I w którym "Fringe" jest lepiej rozumiany.