"Arrow" (3×01): Trafienie prosto w serce
Michał Kolanko
9 października 2014, 22:06
"Arrow" wraca i to w całkiem dobrym stylu. Chociaż przez rok świat telewizyjnej rozrywki nieco się zmienił, to ten serial nadal dostarcza ją w najwyższym gatunku. Uwaga na bardzo duży spoiler.
"Arrow" wraca i to w całkiem dobrym stylu. Chociaż przez rok świat telewizyjnej rozrywki nieco się zmienił, to ten serial nadal dostarcza ją w najwyższym gatunku. Uwaga na bardzo duży spoiler.
Przyznam od razu, że bardzo czekałem na powrót "Arrow". Chociaż cały czas pojawiają się nowe, świetne produkcje, a powrót mojego ulubionego "Person of Interest" okazał się nadzwyczaj udany, to gdy tylko zobaczyłem Olivera i jego ekipę w walce z kolejnym bandytę – w świetnej początkowej sekwencji odcinka – wiedziałem, że tego mi bardzo brakowało. Jeszcze bardziej brakowało mi Felicity, która w tym sezonie będzie pełnić jedną z kluczowych ról. I wypada tylko się z tego cieszyć.
Nowy sezon "Arrow" zaczyna się od przedstawienia bohaterów serialu w nieco innych rolach. Diggle zostaje ojcem i Oliver zmusza go do zajęcia się rodziną. Felicity pracuje w sklepie z elektroniką. Thea podróżuje i w tym odcinku nie pojawia się ani razu. Roy dostał własny kostium i radzi sobie całkiem nieźle. Quentin Lance awansował i pracuje za biurkiem – przynajmniej oficjalnie.
Główny motyw pierwszego odcinka – jak i zapewne całego sezonu – dotyczy tego, na ile Oliver ma prawo do normalnego życia, gdy jednocześnie musi bronić obywateli Starling City za pomocą łuku (jest i jego nowa wersja) oraz całego arsenału śmiercionośnych gadżetów. A konkretniej: czy coś może się rozwinąć między nim a Felicity? W pierwszym odcinku 3. sezonu Oliver zaprasza ją nawet na randkę. Jej wybuchowy koniec (próba zamachu w wykonaniu jednego z gangsterów sprzedających ulepszoną wersję vertigo) to nie jedyna ważna dla całości scena w odcinku
Gdyby twórcy "Arrow" poprzestali na prezentacji nowej sytuacji, w której znaleźli się główni bohaterowie, to początek sezonu można by uznać za lekko rozczarowujący. Ale w finałowej scenie odcinka ginie Sara Lance – zostaje trafiona trzema strzałami, ale jej mordercy (jeszcze) nam nie pokazano. To z całą pewnością główny punkt zaczepienia całej fabuły tego sezonu. I trzeba przyznać, że jest to bardzo zaskakujący, bardzo mocny początek. Przez moment pojawia się nawet Barry Allen z "The Flash", o którym też dziś piszemy na Serialowej.
"Arrow" nie jest serialem, który można głęboko analizować. Nie ma tu pieczołowicie odtworzonych realiów czy też bardzo poważnych dylematów moralnych, chociaż projekt powoli ewoluuje w tym kierunku. Nie jest to nawet najlepiej obecnie zrobiony serial rozrywkowy. "Gotham" wygląda o wiele lepiej. Ale to cały czas znakomita rozrywka, którą bardzo dobrze się ogląda. Początek sezonu zwiastuje, że twórcy nadal rozwijają jego formułę, zachowując przy tym najlepsze elementy. Nawet flashbacki w tym sezonie mogą być interesujące, bo pokazują Olivera w Hong Kongu, nie na wyspie Lian Yu. I zmuszonego do współpracy z Amandą Waller. To może być naprawdę ciekawe.
Powrót "Arrow" nie zawodzi. To rozrywka na najwyższym poziomie, która nie ma w zasadzie godnej konkurencji pod wieloma względami. Dla fanów serialu jego powrót to znakomita wiadomość. Dla tych, którzy jeszcze się z nim nie zapoznali – doskonały pretekst, by wreszcie spróbować zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.