"Zemsta" (4×01): Niech żyje nowa królowa
Marta Wawrzyn
30 września 2014, 18:03
Na początku 4. sezonu "Zemsta" pogrąża się w oparach absurdu, ale jednocześnie nadal potrafi zatrzymać widza przed ekranem. Wszystko dzięki odwróceniu ról – teraz to nie Emily będzie się mścić. Uwaga na spoilery.
Na początku 4. sezonu "Zemsta" pogrąża się w oparach absurdu, ale jednocześnie nadal potrafi zatrzymać widza przed ekranem. Wszystko dzięki odwróceniu ról – teraz to nie Emily będzie się mścić. Uwaga na spoilery.
Choć po ostatnim finale zarzekałam się, że teraz "Revenge" już lubić nie będę, muszę przyznać, iż początek odcinka "Renaissance" jest całkiem intrygujący. Zrezygnowano ze stosowanego do tej pory zabiegu, to znaczy pokazania nam kilku minut z przyszłości, i w zamian od samego początku postawiono na odwrócenie ról. Victoria Grayson stała się poszukującą zemsty narratorką, tymczasem Emily Thorne rządzi w dawnej willi Graysonów.
Od wydarzeń z finału poprzedniej serii minęło pół roku, więc nic dziwnego, że u wszystkich bohaterów trochę się zmieniło. Victoria ciągle siedzi w psychiatryku, ale już niedługo. David Clarke dopiero zbliża się do Hamptons. Daniel oddaje się autodestrukcji, która tylko wygląda na radosną. Charlotte pogrąża się w narkotykach, w czym zdecydowanie jej nie przeszkadza zły brat Margaux.
Tymczasem Jack nagle odkrył, że nie chce już prowadzić baru, chce być gliniarzem. I co ciekawe, został nim w zaledwie kilka miesięcy. Niby podjęto jakieś marne próby wyjaśnienia tej zmiany, ale i tak ten twist kompletnie nie pasuje do postaci. Cóż, widać "Revenge" potrzebowało kogoś, kto będzie wyglądał jak striptizer. Kimże ja jestem, żeby za to osądzać. Właściwie tylko Nolan pozostał sobą – ma więcej włosów i ubiera się jeszcze dziwniej niż dotychczas, ale poza tym nie zmieniło się nic. Nie wyskoczył nagle z siebie, by stać się kimś zupełnie innym. Dobre i to.
Z Emily tymczasem dzieje się coś dziwnego. Po tym, jak wygrała praktycznie ze wszystkimi swoimi wrogami i zamieniła zamek dawnej królowej Hamptons w swoje lokum, dziewczyna wyraźnie nie wie, co ze sobą zrobić. Okazuje się, że – uwaga, to dopiero jest bzdura! – uzależniła się od zemsty. Tak bardzo, że teraz próbuje mścić się w imieniu nieznajomej kobiety, która sama nie zdecydowała się wymierzyć sprawiedliwości. Ten wątek to jedno wielkie "WTF", a że właściwie nic nie wnosi, to nie będziemy się przy nim zatrzymywać na dłużej.
To, jak Victoria uciekła z psychiatryka, też jest totalnie absurdalne – jak dobrze się złożyło, że Olga miała parasol! – ale przynajmniej patrzyło się na to bez zgrzytania zębami. Vicky niewątpliwie ma swój styl, a Madeleine Stowe daje radę, nawet kiedy musi odgrywać kompletne idiotyzmy. Odwrócenie ról w "Revenge" i przekazanie całej akcji w ręce tej postaci to prawdopodobnie najlepsze, co teraz mogło spotkać serial. Wątpię, żeby pomogło mu to na dłuższą metę, ale tu już nie ma mowy o jakiejkolwiek "dłuższej mecie". Przy tak marnej oglądalności ten sezon na pewno będzie ostatni.
Gdyby "Revenge" było w stanie skupić się na finałowej rozgrywce pomiędzy Victorią a Emily, to pewnie mógłby być przyzwoity sezon. Niestety, choć odcinek "Renaissance" sam w sobie do najgorszych nie należy, już teraz widać, że i w tym sezonie to co dobre zniknie w zalewie wątków, które spokojnie można by wyciąć. Czający się w ciemnościach David Clarke to moim zdaniem jeden z takich właśnie wątków. Tak się po prostu nie robi – zmartwychwstanie tego człowieka to chwyt najtańszy z możliwych, rodem z opery mydlanej najgorszego sortu. Nie jestem specjalnie ciekawa, co jeszcze wymyśli David, bo tej postaci nie powinno tu być i już.
Choć "Revenge" zaczyna dopiero 4. sezon – to tyle co nic jak na telewizję ogólnodostępną – trudno emocjonować się tym, co nam zaserwowano. Odwrócenie ról Emily i Victorii to jedyny rzeczywiście dobry pomysł. Poza tym nic się już nie trzyma kupy. Postacie drugoplanowe, z Jackiem i Margaux na czele, mogłyby nagle wyparować i nie zrobiłoby mi to żadnej różnicy. Na Charlotte i Daniela nie da się patrzeć, tak stereotypowe zrobiono z nich "bogate dzieciaki". Fason trzyma jeszcze Nolan, tyle że jego rola ogranicza się do wygłaszania ironicznych komentarzy. Na starym dobrym poziomie są też sukienki pań z Hamptons, ale oglądanie kolejnego sezonu serialu dla sukienek to co najmniej dziwny pomysł.
Przykro patrzeć, jak zarżnięto serial, który trzy lata temu zapowiadał się lepiej niż dobrze. Ale za późno na ratunek, teraz można to już tylko szybko skończyć.