"Person of Interest" (4×01): Powrót do źródeł
Michał Kolanko
26 września 2014, 20:33
"Person of Interest" to serial, który zmieniał się z sezonu na sezon. Zawsze na lepsze. Na szczęście pierwszy odcinek 4. serii nie zapowiada zmiany tego trendu. Uwaga na spoilery.
"Person of Interest" to serial, który zmieniał się z sezonu na sezon. Zawsze na lepsze. Na szczęście pierwszy odcinek 4. serii nie zapowiada zmiany tego trendu. Uwaga na spoilery.
Gdy rozstawaliśmy się z bohaterami "PoI", ich los był bardzo niepewny. Ścigani przez Sztuczną Inteligencję o kryptonimie "Samarytanin" i przez organizację Decima Technologies, John i jego przyjaciele musieli przybrać nowe tożsamości. Maszyna stworzona przez Harolda Fincha znalazła się w defensywie, a tylko dzięki przybraniu nowych tożsamości John i ekipa mogli przeżyć. Dlatego powrót serialu był tak bardzo oczekiwany przez fanów.
Twórcy mieli dwie możliwości – albo szybko wcisnąć "reset", albo kontynuować opowieść w zmienionych warunkach. To pierwsze bardzo przypominałoby rozwiązanie stosowane w "Star Treku", gdzie nawet największe zmiany były szybko anulowane, a sytuacja wracała do normy (kto oglądał "Voyagera", ten wie dokładnie, co mam na myśli). Na szczęście "Person of Interest" jest dużo dojrzalszym serialem. Tu wszystko ma swoje konsekwencje, a drogi na skróty nie ma. I bardzo dobrze.
Nowy sezon to znane postacie w zupełnie nietypowych rolach. Shaw sprzedaje kosmetyków, Harold jest wykładowcą akademickim, a John… został policjantem. I to nie byle posterunkowym – najpierw pracuje w Wydziale Narkotykowym, później, co jest absolutnie błyskotliwym manewrem, trafia do Wydziału Zabójstw jako partner detektywa Fusco.
No ale co z pomaganiem ludziom, których życie znalazło się w niebezpieczeństwie? Maszyna dalej wysyła naszej ekipie kolejne numery. I co ważniejsze, mimo ciągłej obserwacji ze strony Samarytanina, John decyduje się na powrót do sprawdzonej roli, tyle że w nowych warunkach, w których nie może przekroczyć pewnych norm zachowania, tak by nie dać się zidentyfikować. To świetny manewr – formuła "PoI" stała się w pewnym momencie nużąca. Teraz serial wraca do źródeł, ale w nowej otoczce. W ten sposób jest sporo nowych elementów (inne tożasmości, ciągła inwigilacja ze strony Samarytanina) ale całość jednocześnie trudno pomylić z czymkolwiek innym. To bardzo dobrze wróży na nowy sezon.
Najtrudniej ma Harold. On nie chce powrócić do swojej roli w Team Machine. Finch mówi w pewnym momencie, że cała praca, jaką wykonywali z Reese'em i Shaw poszła na marne, bo zginęło w wyniku ich działalności więcej osób, niż udało się uratować. Ma powody, by tak twierdzić, ale ostatecznie powraca do swojej roli. Niestety, sama historia "proceduralna" w tym odcinku jest mało interesująca i szybko o niej zapomnimy
Te strzępki informacji, które dostaliśmy o Samarytaninie, są dużo ciekawsze. Samarytanin komunikuje się z Greerem (przywódcą Decima Technologies) bezpośrednio, a jego wpływy sięgają daleko poza USA. Eliminuje – i to na całym świecie – firmy i ludzi powiązane z badaniami nad Sztuczną Inteligencją, a jego działania inwigilacyjne są dużo bardziej agresywne niż Maszyny. Dlatego stanowi tak duże zagrożenie. Tego dżina nie da się już zapędzić z powrotem do butelki, przynajmniej nie bez długofalowego planu. Tytuł odcinka ("Panopticon") dobrze obrazuje nowe warunki, w których przyszło działać naszym bohaterom – inwigilacja jest totalna, co też jest ładnie zilustrowane w nowej oprawie serialu. Zmieniła się też czołówka
"Person of Interest" powraca odświeżone, ale jednocześnie z doskonale zmienionymi elementami. Przygody "Team Machine" zapowiadają się bardzo ciekawie, podobnie jak ich walka z Samarytaninem. Trudno wyobrazić sobie lepszy początek nowego rozdziału tego świetnego serialu, który nie traci nic ze swojej drapieżności.