12 jesiennych nowości, na które czekam najbardziej
Marta Wawrzyn
1 września 2014, 18:02
12. "The Flash" (7 października)
"The Flash" to właściwie drugie "Arrow", tyle że zamiast klaty Stephena Amella mamy słodką twarzyczkę Granta Gustina, a i klimat jakby (jeszcze) lżejszy. Serial nie zrewolucjonizuje świata telewizyjnej rozrywki, ale z pewnością zbierze pozytywne opinie i utrzyma się przez dobrych kilka sezonów na antenie CW. Jest w nim po prostu wszystko to, czego fani gatunku oczekują.
Ja fanką gatunku jestem umiarkowaną i nie sądzę, aby "The Flash" miał to zmienić. Ale z pewnością będę jesienią oglądać, jak ten uroczy chłopaczek z błyskawicą na piersi ratuje świat, i zastanawiać się, co takiego o nim sądzi Sheldon Cooper. W końcu Flash to ulubiony superbohater pana doktora z "The Big Bang Theory".
11. "A to Z" (2 października)
Obejrzałam przedpremierowo pilot i… cóż, "A to Z" jest dość banalną komedyjką romantyczną. Nie ma tu niczego, czego jeszcze nie wiedzieliśmy. Ale i tak będę ten serial oglądać i będę mu kibicować. Czemu? Bo Cristin Milioti i Ben Feldman są razem niesamowicie słodcy. Bo ich historię opowiada Katey Sagal. Bo twórcy już od pierwszych minut mnie mieli – powiedzieli, że Andrew i Zelda będą umawiać się ze sobą przez osiem miesięcy, ale nie powiedzieli, co się stanie potem. Czy rozstaną się i każde pójdzie w swoją stronę? Czy też jest w tym jakiś haczyk?
Jestem ciekawa, co tutaj wymyślono, podoba mi się ta para, a to, że lukier leje się z ekranu, zupełnie mi nie przeszkadza. Będę oglądać.
10. "How to Get Away with Murder" (25 września)
Nie lubię seriali Shondy Rhimes. Tych wszystkich rozhisteryzowanych kobiet, przerysowanych emocji, tragedii rodem z kosmosu spadających jedna po drugiej na zupełnie zwyczajnych ludzi. To coś okropnego – rzuciłam po paru odcinkach i "Chirurgów", i "Skandal", bo zwyczajnie mnie to śmieszyło. Ale nie zmienia to faktu, że Shondaland to potęga, czwartki w ABC będą miażdżyć, a "How to Get Away with Murder" będzie hitem, bo nie ma innego wyjścia. Ja nie mam tu nic do powiedzenia.
Zresztą nawet ja nie mogę się oprzeć, kiedy słyszę, jak Viola Davis wypowiada tytuł nowego serialu Shondy. Jest ciekawość, jest dreszczyk emocji, jest wrażenie, że to po prostu będzie kawał dobrze zrobionej rozrywki. I o to chodzi.
9. "Marry Me" (14 października)
Jak wszystkie sieroty po "Happy Endings" czekam na nowy serial Davida Caspe, w którym główną rolę gra Penny… znaczy Casey Wilson. Liczę na to, że podobny będzie i humor, i okoliczności towarzyszące. Czyli znów będziemy mieli ludzi po 30-tce, mieszkających w wielkim mieście i oddających się wielkomiejskim rozrywkom. I znów będziemy mieli parę, która z jednej strony chciałaby już dorosnąć, a z drugiej – nie do końca im się spieszy do tego wszystkiego, co mają dorośli ludzie.
Trochę mi tu nie pasuje Ken Marino, który nie dość że w trailerach wypada sztywno, to jeszcze jest sporo starszy od swojej ekranowej dziewczyny – i to widać. Ale to z pewnością dobry aktor, więc zamiast krytykować go na podstawie dwuminutowych zwiastunów poczekam na pilota. Oby się udało.
8. "Marco Polo" (12 grudnia)
Gdyby był już trailer, pewnie ten serial znalazłby się wyżej na liście najbardziej oczekiwanych produkcji jesieni. A może niżej? Nie mam pojęcia i przyznaję, że trochę się tego obawiam. W końcu jest to projekt, którego produkcja się ślimaczyła, bo z jakiegoś powodu zrezygnowała z niego stacja Starz. Z drugiej strony – jeśli przejął go Netflix, to chyba wszystko w porządku?
Nie mam pojęcia, czego oczekiwać, ale z pewnością jestem ciekawa serialu o słynnym kupcu, który dotarł do Chin w XIII wieku, kiedy jeszcze nikomu takie rzeczy się nie śniły. Twórcy obiecują, że nie zabraknie dworskich intryg, seksu i wojen. Główną rolę gra Lorenzo Richelmy, w roli jego chińskiej miłości zobaczymy Zhu Zhu. Kilka zdjęć znajdziecie tutaj – ale to niestety wszystko, co mamy do tej pory.
7. "Mulaney" (5 października)
John Mulaney nie robi niczego nowego. Robi "Seinfelda" 25 lat po debiucie "Seinfelda" i nawet tego specjalnie nie ukrywa. Ale to jeszcze nie musi być nic złego. Młody komik niewątpliwie potrafi i pisać świetne żarty, i czarować publikę podczas stand-upów. Ma niezaprzeczalny urok, dzięki któremu serial może się obronić. Ma też fantastyczną ekipę, w której znajdują się m.in. Martin Short, Elliott Gould i znana z "Saturday Night Live" Nasim Pedrad.
Lubię takie komedie, chcę oglądać takie komedie i fakt, że przeżyję swego rodzaju deja vu, prawdopodobnie w ogóle mi nie będzie przeszkadzał.
6. "Our Zoo" (3 września)
Brytyjski serial opowiadający historię powstania Chester Zoo pewnie wielkim dziełem nie będzie, ale nie o to chodzi. Ta historia to po prostu rewelacja: facet, który przez lata nie mógł się otrząsnąć z koszmarnych wspomnień z okresu I wojny światowej, zaczyna tworzyć prywatne zoo. Sprowadzać kolejne zwierzęta, trzymać je na własnym podwórku, słuchać komentarzy rodziny, że zwariował.
Ale on nie zwariował, on ma cały czas w głowie projekt nowoczesnego ogrodu zoologicznego, takiego bez krat. I tak, pośród dramatów większych i mniejszych, powstaje gigantyczne zoo, które go dziś jest jednym z największych tego typu atrakcji w Anglii. Świetna sprawa, nie?
5. "Transparent" (26 września)
Amazon chce być jak Netflix i dlatego jeszcze we wrześniu wypuści cały sezon "Transparent" naraz. I świetnie, bo to absolutnie najlepszy pilot spośród piątki, którą zaprezentowano w lutym. Twórczynią "Transparent" jest Jill Soloway, reżyserka "Afternoon Delight" – filmu, który podbił festiwal Sundance. Serial też jest mocno sundance'owy, czerpiący dużo z kina niezależnego.
Oglądając pilot, byłam zachwycona tym, jak sprawnie Jill Soloway porusza się w tematyce emocjonalnego popaprania i jak z estetyki kina niezależnego wyciąga to, co najlepsze. Serial jest zabawny, ale i lekko depresyjny, pełen fantastycznych neurotyków, do których da się przywiązać, choć to najbardziej samolubni ludzie na świecie. Swoim tonem przypomina nieco "Girls". Główną rolę gra Jeffrey Tambor, którego bohater skrywa pewną tajemnicę. W roli jednej z jego córek zobaczycie Gaby Hoffmann z "Girls".
Polecam pilot i mam nadzieję, że kolejne odcinki nie będą od niego słabsze.
4. "Madam Secretary" (21 września)
Tea Leoni rozwiodła się z Davidem Duchovnym, by zostać nową sekretarz stanu USA. Bohaterka "Madam Secretary" trochę przypomina Hillary Clinton, ale tylko na pierwszy rzut oka. W przeciwieństwie do Hillary – czy też Alicii Florrick, z którą będzie dzielić niedzielne wieczory w CBS – wydaje się być najzupełniej szczęśliwa w życiu prywatnym. Pracuje na uczelni, ma dom, męża, dzieci. A do tego jest charyzmatyczna i niesamowicie ambitna.
Nie mam pojęcia, czy da się jeszcze powiedzieć coś nowego o amerykańskiej polityce na waszyngtońskim szczeblu i czy ten serial może być odkrywczy pod tym względem. Ale na pewno da się jeszcze powiedzieć sporo o kobietach sprawujących wysokie stanowiska. Pole do popisu jest bardzo duże, bo przecież ta konkretna pani sekretarz musi jakoś pogodzić pracę od rana do nocy z życiem rodzinnym. Coś tu na pewno ucierpi, coś trzeba będzie poświęcić, coś pójdzie nie tak.
Jestem ciekawa, jak to będzie wyglądało, i jestem też ciekawa, jak sobie poradzi z tą rolą Tea Leoni. W trailerach prezentuje się świetnie, ale to jeszcze nie powód, by ogłaszać jej panią sekretarz nową Alicią Florrick. Może być różnie – ale na pewno czekam na ten niedzielny duet CBS. Oby okazał się strzałem w dziesiątkę, bo takich właśnie seriali potrzebuje ta stacja. Proceduralnej sieczki już ma wystarczająco dużo.
3. "Gotham" (22 września)
Serialowa podróż do początków "Batmana" zapowiada się świetnie, jak porządny kryminał noir, tylko z dobrze znanymi bohaterami. Zobaczymy małego Bruce'a Wayne'a, młodego komisarza Gordona, nastoletnią Catwoman, młodsze wersje przyszłych superbohaterów i słynnych łotrów. Wszyscy wyglądają doskonale, trailery mają rewelacyjny mroczny klimat, a nazwisko Bruno Hellera, który stoi za projektem, gwarantuje niezłą jakość cotygodniowych spraw.
I nawet jeśli policyjne procedurale nie są tym, co tygryski lubią najbardziej, jestem przekonana, że "Gotham" mnie wciągnie. Uwielbiam to miasto, uwielbiam Batmana i wszystkie postacie z jego świata, uwielbiam też Bena McKenzie, który będzie grał Gordona. Jeśli jakiś serial o superbohaterach bez superbohaterów może się udać, to właśnie ten.
2. "Red Band Society" (17 września)
Obejrzałam już pierwszy odcinek "Red Band Society" i jestem pod wielkim wrażeniem. To prawdopodobnie najlepszy pilot serialu młodzieżowego, jaki kiedykolwiek widziałam. Przede wszystkim zapowiada się serial inteligentny, w którym nie ma ani trochę infantylizmu, mimo że bohaterami są nastolatkowie. Zapowiada się też serial, który będzie regularnie doprowadzał nas do łez. Nie mogło być inaczej, w końcu bohaterowie to ciężko chore dzieciaki, które praktycznie mieszkają w szpitalu. Ale szpital to tylko punkt wyjścia, "Red Band Society" działa, bo porusza dokładnie te struny, które powinien.
Widać w nim wyraźnie wpływy cudownego filmu "The Breakfast Club" – tu też dzieciaki, które normalnie w ogóle by do siebie nie zagadały, prowadzą poważne rozmowy o życiu, popalając ukradkiem trawkę. Trochę też nowy serial FOX-a kojarzy się z pierwszymi sezonami "Glee" – bohaterowie to outsiderzy, a nie żadne szkolne gwiazdy. Ale te zapożyczenia to nic, co by miało źle świadczyć o "Red Band Society".
Serial od pierwszej chwili ma "to coś", swój własny ton, swoje charakterystyczne postacie i swój sposób komunikowania się z widzem. Octavia Spencer to też na pewno duży plus, ale nawet i bez niej to by działało świetnie. Jeśli fatalne miejsce w ramówce zabije "Red Band Society", będę naprawdę zła.
1. "The Affair" (12 października)
Przyznaję – to może być strzał w dziesiątkę, ale równie dobrze to może być gigantyczna wtopa. Na pewno historia romansu, który powoduje trzęsienie ziemi w dwóch rodzinach i najwyraźniej doprowadza do jakiejś tragedii, nie jest sama w sobie pomysłem oryginalnym. Ale ja lubię takie proste, kameralne historie, jeśli tylko ktoś umie mi je porządnie opowiedzieć.
Tu mnie kuszą opowiadaniem w stylu "Rashomona" – to znaczy poznamy różne perspektywy, różne punkty widzenia i nikt nam nie będzie mówił, jak mamy oceniać zachowania postaci. I świetnie, podoba mi się taki pomysł. Ale przede wszystkim podoba mi się obsada: Dominic West, Ruth Wilson, Maura Tierney, Joshua Jackson. Nawet jeśli ta czwórka będzie snuć się bez sensu po ekranie, chcę to zobaczyć.