"Doktor Who" (8×01): Sposób na pierwszą randkę
Bartosz Wieremiej
29 sierpnia 2014, 12:24
Być doktorem, a tym bardziej Doktorem to niełatwa sprawa we współczesnych czasach. Wszyscy dookoła gapią się na ręce, a co pacje… widz to zestaw poglądów i preferencji. Spoilery.
Być doktorem, a tym bardziej Doktorem to niełatwa sprawa we współczesnych czasach. Wszyscy dookoła gapią się na ręce, a co pacje… widz to zestaw poglądów i preferencji. Spoilery.
Zadanie postawione przed Dwunastym Doktorem (Peter Capaldi) wydawało się jeszcze trudniejsze – w końcu poprzedni rok był wyjątkowy w ponad 50-letniej historii serialu. Zaczął się emisją drugiej połowy 7. sezonu ze świetnym, finałowym "The Name of the Doctor". Potem nadszedł czas na niesamowity i bijący rekordy "The Day of the Doctor", a następnie na godne pożegnanie Jedenastego Doktora (Matt Smith) w "The Time of the Doctor". Na dobrą sprawę w 2013 roku praktycznie cały świat wypatrywał na niebie, jak i na rozmaitych ekranach, pewnej policyjnej budki – Wilfred Mott byłby dumny.
I bez tego bagażu we współczesnej reinkarnacji serialu pierwsze pełne odcinki z nowym Doktorem były znacznym wydarzeniem, a sam Władca Czasu wydawał się w nich nieco bardziej postrzelony niż zwykle. Zainteresowanemu własnymi uszami Dziewiątemu Doktorowi (Christopher Eccleston) w "Rose" wystarczył kwadrans, aby zdemolować mieszkanie Rose Tyler (Billie Piper). Z kolei Dziesiątemu (David Tennant) nie tylko zdarzyło się przespać większość "The Christmas Invasion", ale i później zgubić kończynę. Zapomnieć nie można o Jedenastym Doktorze (Matt Smith), jego fish fingers and custard oraz fantastycznym dialogu z pewną przeogromną gałką oczną.
O ile w "Deep Breath" spotkać można było jedynie oczęta normalnych rozmiarów, to sam początek epizodu był całkiem spektakularny. Żywy dinozaur w wiktoriańskim Londynie zdecydowanie przykuwał uwagę i szkoda, że finalnie losy zwierzątka nie były zbyt wesołe. Później skala konfliktu trochę się zmniejszyła. Światu nie groziła katastrofa, a i nikt nie chciał podbić tego naszego globusa. Tak to jest, gdy głównym przeciwnikiem okazuje się grupa robotów próbująca dotrzeć do ziemi obiecanej.
Akcja pełna była nawiązań do bardzo udanego epizodu "The Girl in the Fireplace" z 2. sezonu. Znaczy do bardzo odległych czasów, kiedy w towarzystwie Doktora podróżowali wspomniana już Rose oraz Mickey Smith (Noel Clarke), a na pewnym statku kosmicznym urzędował najzupełniej żywy koń. Choć tym razem nie było kominka, Wersalu, Madame de Pompadour oraz historii miłosnej, a same roboty wydawały się przebieglejsze w swoich poczynaniach, to i tak zmianie nie uległa, całkiem zrozumiała, potrzeba przerabiania żywych organizmów na części zamienne.
W "Deep Breath" nie zabrakło też efektów ubocznych doktorowej regeneracji. Władca Czasu tracił przytomność i dumał nad sensownością posiadania sypialni. Znalazł również trochę czasu na skrytykowanie swojej fizjonomii. Był zagubiony, momentami bezradny; trochę marudził, trochę się wściekał. Bywał niecierpliwy, a i odmienił się jego stosunek do kompanów czy nawet całej do ludzkości. Ciekawe, czego jeszcze się o nim dowiemy w następnych tygodniach.
Jednocześnie dość często Doktor znikał nam z pola widzenia. Wtedy też towarzyszyliśmy Clarze (Jenna Coleman), która była raczej skonfliktowana z tym, co się wydarzyło. Jej niepewność dotycząca Doktora w nowym wydaniu i rozterki dotyczące tego, kim on właściwie się stał – w większości najlepsze sceny odcinka wynikały właśnie z tych wątpliwości. Bez nich te kilka chwil w Glasgow, kiedy telefon zadzwonił w momencie, gdy panna Oswald praktycznie już się żegnała z Dwunastym, nie miałoby aż takiej siły rażenia.
W zasadzie dzięki tym dwóm postaciom oraz ciekawie formującym się relacjom między nimi można spokojnie napisać, że "Deep Breath" było interesującym początkiem sezonu. Intrygującym właśnie dlatego, że wrzucono tego zupełnie innego od poprzednika Doktora w bardzo znajome dla widzów miejsce i zaprezentowano, jak funkcjonuje w towarzystwie dobrze nam znanych postaci. Pozwoliło to pokazać nie tylko kilka nowych cech charakteru, ale i wyostrzyć różnice w stosunku do Jedenastego Doktora, którego zresztą raz jeszcze zobaczyliśmy.
Wyszedł z tego trochę taki przepis na pierwszą randkę z widzami. Całkiem udany, choć działający prawdopodobnie tylko przy założeniu, że widz kojarzy wcześniejsze sezony, a Vastra (Neve McIntosh), Jenny (Catrin Stewart) i Strax (Dan Starkey) służyć będą w roli przyzwoitek.
I ciekawe, co zostanie zapamiętane z pierwszego pełnego odcinka Dwunastego Doktora. Jak zostanie zapamiętany on sam? Jako ten groźny typ z butelką w pewnej restauracji? Jako gość biegający po dachach w nocnej koszuli? Czy może jako ten, który ostatecznie prosił, aby w jego wiekowej, choć zupełnie nowej, twarzy zauważono choćby i najmniejszy fragment poprzedniego wcielenia…