"Rectify" (2×01): Szpitalne wędrówki
Bartosz Wieremiej
22 czerwca 2014, 19:02
W realnym świecie upłynęło trzynaście długich miesięcy. W "Rectify" tymczasem czas stanął wręcz w miejscu, a w "Running with the Bull" Daniel Holden rozpoczął ledwie swój drugi tydzień na wolności. Spoilery.
W realnym świecie upłynęło trzynaście długich miesięcy. W "Rectify" tymczasem czas stanął wręcz w miejscu, a w "Running with the Bull" Daniel Holden rozpoczął ledwie swój drugi tydzień na wolności. Spoilery.
Zresztą, gdyby przeskok w premierowym odcinku 2. sezonu był większy, prawdopodobnie towarzyszyłoby mi poczucie braku. Przecież "Jacob's Ladder" obfitował w wydarzenia, które nadały kilku bohaterom zupełnie nowy kierunek i już rok temu, w maju 2013 roku, chciało się zobaczyć znacznie więcej.
Akcja "Running with the Bull" rozpoczyna się raptem kilka godzin po pamiętnych wydarzeniach nad grobem Hanny Dean. W świecie realnym obserwujemy nieprzytomnego i podłączonego do aparatury Daniela (Aden Young) w otoczeniu czuwających Janet (J. Smith-Cameron) i Amanthy (Abigail Spencer). Przez cały czas trwania odcinka, zarówno przy jego łóżku, jak i w szpitalnej poczekalni, ujawniać się będą rozmaite uczucia odwiedzających – od matczynej miłości, przez zagubienie, złość i smutek, aż po zwykłą wdzięczność za drobny akt ludzkiej życzliwości.
Także poza szpitalnymi murami wydarzenia na cmentarzu napędzają działania poszczególnych postaci. Szeryf Daggett (J.D. Evermore) rozpoczął oficjalne śledztwo i wystarczyło zaledwie kilka chwil, by pojawiły się pierwsze ostrzeżenia przed zbyt dokładnym przyglądaniem się sprawie. Odwiedziliśmy również dom Deanów akurat w chwili, gdy przemoczony Bobby (Linds Edwards) wszedł do środka. Relacja na żywo w telewizji, reakcja Judy, a szczególnie ten jej dziwny uśmiech – niby obserwowaliśmy zwykłą rozmowę matki z synem, a jednak w trakcie tej sceny po plecach przechodziły ciarki.
Silne i niejednoznaczne emocje w pierwszym odcinku 2. sezonu wzbudził z kolei Ted Jr. (Clayne Crawford). Z jego perspektywy minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin od fatalnego przebudzenia na sklepowej podłodze i widać było, jak traumatycznym doświadczeniem było dla niego to, co zobaczyliśmy w ostatnich minutach "Drip, Drip" i na początku wspomnianego już "Jacob's Ladder". Pobrzmiewająca w niektórych momentach mieszanka wstydu, smutku i nienawiści oraz widoczne próby zachowania pozorów, powodują, że trudno przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy tego bohatera. Szczególnie jeśli w przyszłości jego działania dalej będą się spotykały z jawnym brakiem zrozumienia ze strony Teda Sr. (Bruce McKinnon).
Pozostaje jeszcze wspomnieć o Treyu (Sean Bridgers), którego podejrzeliśmy w trakcie przeglądania rzeczy osobistych George'a oraz minuty namysłu nad pistoletem, za pomocą którego ów popełnił samobójstwo. Wciąż nie wyjaśniono, do czego właściwie ma prowadzić ta część opowieści, jednak trudno nie wspominać o ostatnim żywym "świadku" zbrodni. W końcu był on jedynym bohaterem odcinka, którego działania nie wynikały z ataku na Daniela.
Jednocześnie w "Running with the Bull" Daniel Holden nie był jedynie elementem dekoracji. Owszem, we wspomnianym świecie realnym jego aktywność ograniczyła się do kilkunastu sekund przytomności, ale znacznie więcej wydarzyło się w jego głowie – w trakcie swoistej wędrówki, w której sny i mary zmieszały się ze wspomnieniami z więziennego życia. Pojawiły się w nich znane już nam białe ściany, powrócił nieżyjący Kerwin (Johnny Ray Gill), ale też wystarczyła zaledwie chwila, aby całość przemieniła się w koszmar.
Na tym właśnie tle niesamowicie wręcz wypadł moment, w którym pozwolono widzom zobaczyć Kerwina i Daniela poza więziennymi murami – pod pewnym pomnikiem w szczerym polu, który zresztą za każdym razem wygląda inaczej. Johnny Ray Gill był świetny w czasie tych kilku niezwykłych minut, a szczera radość granego przez niego Kerwina, gdy "dowiedział się" o tym, że Holden wyszedł wolność, czy piękny monolog po tym, jak Daniel otwarcie przyznał się do słabości, należały do najlepszych momentów odcinka.
I w tym miejscu trudno dodać coś więcej. Chciałbym, aby w "Rectify" czas wciąż płynął wolno, a teraźniejszość, przeszłość i świat marzeń sennych w dalszym ciągu oplatały tę niezwykłą opowieść. Zresztą… po prostu czekam na następne odcinki i mam nadzieję, że każde kolejne spotkanie z tym serialem będzie równie udane, jak z premierowym "Running with the Bull".