"Nikita": Do końca sezonu pozostało zaledwie 946 minut
Bartosz Wieremiej
26 września 2011, 11:29
Scenarzyści "Nikity" tradycyjnie pędzą niemiłosiernie, bez wytchnienia żonglując wątkami oraz bohaterami. Szkoda, że w premierowym odcinku 2. sezonu nie wyhamowali choć na chwilę.
Scenarzyści "Nikity" tradycyjnie pędzą niemiłosiernie, bez wytchnienia żonglując wątkami oraz bohaterami. Szkoda, że w premierowym odcinku 2. sezonu nie wyhamowali choć na chwilę.
Jakiś czas temu świadomie porzuciłem oglądanie "Nikity" i nie zamierzałem wracać. Nie zrozumcie mnie źle, nie był to zły serial – wręcz przeciwnie, momentami nawet bardzo dobry. Mimo wszystko nie tęskniłem ani za bohaterami, ani za krucjatą głównej bohaterki. Kolejne epizody coraz bardziej mnie męczyły i nawet nie potrafię powiedzieć dlaczego. Niestety przyszedł czas na nadrobienie zaległości i obserwację mało spektakularnego upadku Percy'ego (Xander Berkeley)
Po finale poprzedniego sezonu wiadomo było, że nie ma szans na powrót do punktu wyjścia. Wiemy, że Division rządzona jest przez Amandę (Melinda Clarke), a nie Percy'ego. Oczywiste jest, że Alex (Lyndsy Fonseca) zamiast jogi, czy czegokolwiek pożytecznego, woli praktykować swoja wersję spóźnionego nastoletni buntu i we współpracy z dawnymi oprawcami knuję zemstę oraz przejęcie imperium należącego kiedyś do jej nieżyjącego ojca. Nikita (Maggie Q) oraz Michael (Shane West) swobodnie i stosunkowo radośnie buszują w morzu tajnych danych, od czasu do czasu, gdy zabraknie gotówki, napadając na jakiegoś "złego". Wszystkiemu przyglądają bardzo tajemniczy i nieco zestresowani ostatnimi wydarzeniami członkowie Oversight.
Na pierwszy rzut oka sytuacja wyjściowa wydaje się w miarę stabilna i mogłaby posłużyć za materiał na kilka dobrych odcinków. Gdzieś w okolicach początku listopada ktoś spróbowałby uciec, a kogoś innego można by zabić. Potem… jakoś to będzie – byle do maja (patrz "Nikita" 1. sezon). Niestety nie tym razem. Obecnie stan początkowy wystarcza na zaledwie kilkadziesiąt minut.
Premierowy odcinek drugiego sezonu to: zapoznanie się z tytułową operacją Game Change, jeden napad na oprycha prowadzącego lewe kasyno, ucieczka z wojskowego więzienia, atak z powietrza bezzałogowymi samolotami, wizyta w domu Birkhoffa (Aaron Stanford), ciąg mniejszych oraz większych porażek Alex, kilka wygłupów przed kamerą oraz smutki, narzekania i dylematy moralne Nikity. Ach zapomniałem, jeden z członków Oversight kończy swój żywot w dość podejrzanych okolicznościach, ale kto by zwracał uwagę na takie detale, prawda?
Niestety właśnie w tym natłoku różnych wydarzeń giną zarówno sceny ważne jak i te bardzo dobre. Zmarginalizowano chociażby więzienne spotkanie Alex i Percy'ego oraz rozmowy i rozgrywki między członkami wspomnianego już bardzo tajnego grona. Z części istotnych kwestii po prostu zrezygnowano – nie pokazano w jaki sposób Amanda wprowadzała "sprząta" po poprzedniku, a do ledwie przerywnika sprowadzono wytłumaczenie, dlaczego Birkhoff jeszcze żyje.
Z drugiej strony wystarczyły zaledwie 3 minuty aby pojedynek Alex z Nikitą stał się jedyną sceną godną zapamiętania w tym odcinku. Może dlatego, że idealnie podsumowuje działania młodej, zbuntowanej i często zmieniającej strony panny Udinov? Nie wiem. Niemniej Alex kończy dzień z połamaną ręką i przestrzelonym udem, co fizycznie oddaje przepaść dzielącą ją od pozostałych, poważnych graczy. Jednocześnie można się spodziewać, że im bardziej wszyscy będą manipulować Aleksandrą, tym z większym zawzięciem będzie się ona miotać po wyimaginowanej planszy do gry.
Bo jeśliby, wzorem Percy'ego, porównać wydarzenia z "Game Change" do jakiejkolwiek gry, to już nie będzie to szachownica i szachy, a bardzo kiepsko prowadzona gra w bierki na planszy "Monopolu". Jasne, że zapewne któryś z bohaterów ujawni się w końcu, jako ten mający jakikolwiek plan. Na razie jednak zmieniają się jedynie zasady gry, a przykładowo w ciągu ledwie 40 minut wspomniany wielokrotnie Oversight bez żalu pozbywa się jednego ze swoich członków. Jak to jest z tą wszechwładzą i nietykalnością członków tej grupy, skoro po wielu latach wspólnej działalności nagle zaczynają się mordować z powodu jednej porażki?
To wszystko powoduje, że nowy sezon może okazać się kompletnym niewypałem, a sama gra niegroźną i tandetną jarmarczną rozrywką. Chociaż równie dobrze po kolejnych kilkudziesięciu przetasowaniach nowy sezon "Nikity" nabierze sensu. Oby jak najszybciej.