"Revolution" (2×22): Szkoda, że to koniec
Andrzej Mandel
26 maja 2014, 17:07
Finał "Revolution" był taki, jak cały 2. sezon – dobry i wciągający. Aż żal, że serial się nie obronił i to już koniec. Szczególnie że nieprzyzwoite jest zostawianie widzów z takim cliffhangerem.
Finał "Revolution" był taki, jak cały 2. sezon – dobry i wciągający. Aż żal, że serial się nie obronił i to już koniec. Szczególnie że nieprzyzwoite jest zostawianie widzów z takim cliffhangerem.
Drugi i, jak się okazało, ostatni sezon "Revolution" był jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek kończącego się sezonu 2013/14. Ze słabego i głupiego serialu z drewnianymi dialogami i denerwującymi postaciami "Revolution" stało się pełnokrwistym daniem z świetnymi dialogami, dobrze rozgrywanymi relacjami między postaciami i przyzwoitym aktorstwem. Do tego jeszcze okazało się, że Kripke ma pomysł na nanoboty i całą resztę, więc tym bardziej żal, że NBC nie dało szansy na porządny finałowy sezon.
"Declaration of Independence" zostawiło mnie w mocnym zawieszeniu, a cliffhanger będzie niezrealizowaną obietnicą dobrego sezonu. Pozostaje cieszyć się tym, co się dostało, a finałowy odcinek dał jednak sporo satysfakcji, dzięki dwóm najważniejszym postaciom – Milesowi i Monroe (świetni Billy Burke i David Lyons). Tych dwóch socjopatycznych zgryźliwych tetryków z bronią to świetny, intensywny bromance, wiarygodny psychologicznie i pełen błyskotliwych, skrzących się od ripost dialogów. Zresztą, obaj zostawieni sami sobie też dawali radę i każde ich pojawienie się (zwłaszcza Monroe) było gwarancją, że zaraz stanie się coś, co na pewno mi się spodoba.
Najmocniejszym punktem finału było jednak pełne credo quasifaszystowskich Patriotów, wyłożone przez prezydenta USA. Szczerze wyznał on w momencie, o którym myślał, że to moment triumfu, że Amerykanie nie oczekują prawdy, tylko bezpieczeństwa. Polityczna aluzja jest tu aż nadto wyraźna i nie trzeba się interesować amerykańską polityką, by wiedzieć, o co chodzi. Co prawda wiara głównych bohaterów, że ludzie będą walczyć o prawdę trąci naiwnością, ale w tym momencie mi to nie przeszkadzało.
Żałuję więc, że nie zobaczę, co stało się dalej – co wyniknie z faktu, ze nanoboty zamieniły w zombie setki, jeżeli nie tysiące ludzi i skusiły takie osoby, jak ów prezydent, do podążenia ich drogą. Z drugiej strony mogę sobie sam tworzyć scenariusze i to też jest fajne.
Poza tym, nie ma żadnej gwarancji, że po świetnym 2. sezonie przyszedłby równie dobry trzeci. Mógłby być przecież tak słaby jak pierwszy. Chociaż ten klown na koniec… to było coś!