Hity tygodnia: "The Americans", "Mad Men", "Fargo", "Gra o tron", "Hannibal"
Redakcja
25 maja 2014, 19:13
"The Americans" (2×13 – "Echo")
Andrzej Mandel: Nie ulega wątpliwości, że finałowy odcinek 2. sezonu "The Americans" był hitem. Zgrabnie (i w zaskakujący czasem sposób) zamknięto wszystkie wątki, a wszystko to w pozornie spokojnym leniwym tempie, które maskowało fakt, że na ekranie naprawdę dużo się działo. Przede wszystkim spodobało mi się nieoczywiste rozwiązanie wątku Beemana, który ostatecznie nie zdradził kraju, ale widać było, jak bardzo bliski był tego. Czy przeszkodziła uwaga Arkadija o rosyjskich kobietach? Czy może sen, który Beeman miał tuż przed ostatecznym terminem?
Bardzo ładnie zasygnalizowano też problemy, z którymi będą musieli się zmierzyć Elisabeth i Phillip w kolejnym sezonie. KGB chce ich córki na agentkę, a to niekoniecznie im pasuje, nawet jeżeli Elisabeth skłania się do wykonania rozkazu. Finał pozostawił mnie w oczekiwaniu na kolejny sezon i w zachwycie nad minionym. Czy można chcieć czegoś więcej?
Marta Wawrzyn: Nie jestem aż tak wielką fanką "The Americans" jak Andrzej, ale i ja muszę przyznać, że to był jeden z najlepszych odcinków tygodnia. Akurat zachowanie Stana moim zdaniem dało się przewidzieć – gdyby zdradził swój kraj, zupełnie nie pasowałoby to do tej postaci. Dziwię się tylko, że aż tak długo się wahał. Pożegnanie Niny było dokładnie takie jak trzeba – nie padły tam żadne zbędne słowa, nie było płaczu ani zgrzytania zębami, ale pojawiła się sentymentalna nutka. Brawo za takie zakończenie tego wątku.
Ale to, co mnie rzeczywiście zaskoczyło, to ta bomba z agentami drugiego pokolenia. Choć związki Jareda z KGB nasuwały się już od pewnego czasu – w końcu nie chodził z Kate na randki, prawda? – przez myśl mi nie przeszło, że ten dziwny dzieciak wymordował całą swoją rodzinę. I to jeszcze z takiego powodu! Brak mi słów.
A wiadomość, że Paige ma być następnym takim szpiegiem, brzmi jak czyste szaleństwo. Nic dziwnego, że rodzice, którzy sami za Rosję oddaliby życie, bronią córki i jej prawa do bycia zwykłym amerykańskim dzieciakiem, jak tylko mogą. Te najprostsze ludzkie emocje, podkręcone na maksa, są głównym powodem, dla którego oglądam "The Americans". I przyznaję, że teraz naprawdę mnie mają. Walka o duszę Paige zapowiada się wyśmienicie, bo dla obojga jej rodziców to gra o najwyższą możliwą stawkę. Przy czym każde z nich już na tym etapie zaczyna myśleć co innego.
Nie potrafię sobie wyobrazić, na jaki poziom emocjonalnego szaleństwa wejdzie "The Americans" w 3. sezonie. I choć nie wszystko w tym serialu uważam za genialne, doskonałe i najlepsze na świecie, to i tak podobnie jak Andrzej już się nie mogę doczekać ciągu dalszego.
"Mad Men" (7×06 – "The Strategy")
Marta Wawrzyn: Finałowy sezon "Mad Men" zaczął się średnio ekscytująco i wydawało się, że powrotu do dawnej świetności nie mamy co się spodziewać. A tu proszę! Po niezłym odcinku z sutkiem Ginsberga dostajemy jeszcze lepszy odcinek, w którym wszystko, ale po prostu wszystko, jest dokładnie tam, gdzie być powinno. Bob Benson wraca i składa szokującą propozycję Joan. Pete prawdopodobnie niszczy swoją szansę na szczęśliwy związek z Bonnie. Megan wpada na chwilę do Dona i ich małżeństwo jest jeszcze bliżej końca.
Najlepsze jednak jest to, że powrócono do tego, co w "Mad Men" zawsze działało i Peggy z Donem dostali świetne wspólne sceny. Oczyszczająca atmosferę rozmowa tej dwójki i taniec do muzyki Sinatry w magiczny sposób zmieniły ton tego sezonu. Owszem, wciąż jest dekadencko, bohaterowie wciąż nie skaczą ze szczęścia – ale znikło gdzieś wrażenie totalnej beznadziei.
Nawet konkluzja, że prawdziwej rodziny już nie ma, a rolę rodzinnych obiadów zaczynają przejmować wizyty w fast foodzie, zabrzmiała w pewnym sensie optymistycznie. Bo oto zaczyna się nowa epoka, epoka jasna i kolorowa, w której wyzwolone kobiety wreszcie mogą robić, co chcą, i nie czuć się wyklęte przez społeczeństwo. A gdzie jest w tym nowym świecie miejsce takich facetów jak Don Draper? Tego dowiemy się już za rok.
"Fargo" (1×06 – "Buridan's Ass")
Marta Wawrzyn: Najbardziej mroczny, klimatyczny i obfity w szalone wydarzenia odcinek "Fargo". I chyba też najlepszy – choć oczywiście cały serial stoi na bardzo wysokim poziomie. Lorne Malvo zrealizował ostatnie punkty swojego wielkiego planu, sprowadzając straszną śmierć na kolejnych niewinnych ludzi i podrzynając gardło jednemu człowiekowi, który do niewinnych z pewnością nie należał. Molly została postrzelona albo i zastrzelona przez policjanta łamagę – Gusa. Lester wprowadził w życie skomplikowany plan uratowania własnego tyłka i okazał się przy tym jeszcze inteligentniejszym drobnym cwaniaczkiem niż sądziliśmy do tej pory. Też zaczynacie myśleć, że on się jeszcze może wywinąć?
A najpiękniejsze w tym wszystkim były "okoliczności przyrody"! Jeszcze nigdy żadna telewizyjna śnieżyca nie wyglądała tak niesamowicie i nie narobiła tyle bałaganu. Najdoskonalej zrealizowana scena to chyba ta, w której policjanci ostrzeliwują dom nadmiernie opalonego idioty Dona. A może ta z rybami spadającymi z nieba? Ta z "trzecią wojną światową" też miała coś w sobie…
Do końca zostały jeszcze cztery odcinki, a ja kompletnie nie wiem, dokąd ta historia zmierza. Bawienie się we wróżkę nie ma sensu, bo "Fargo" przełamuje wszelkie możliwe schematy i bawi się motywami, które już widzieliśmy, wywracając wszystko na lewą stronę. Serial wygląda świetnie, jest znakomicie zrealizowany, ma doskonałych aktorów i precyzyjnie napisany scenariusz. Nie wiem, czego jeszcze moglibyśmy chcieć. Zakończenia, które wgniecie w fotel? Dostaliśmy wszystko, więc pewnie dostaniemy i to.
"Hannibal" (2×13 – "Mizumono")
Bartosz Wieremiej: W końcu wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli do spektakularnego pojedynku Jacka Crawforda (Laurence Fishburne) i Hannibala (Mads Mikkelsen). To, co nastąpiło potem, można określić jednym słowem: wstrząsające.
W efekcie Hannibal wciąż jest na wolności, główni bohaterowie znaleźli się na skraju śmierci, a kilka chwil wcześniej "prezent" Lectera dla Grahama (Hugh Dancy) objawił się we własnej, zaskakującej osobie. Znalazło się również miejsce na wyjaśnienia i na szokująco trafne, wręcz prorocze przeczucia, tylko…
Nie zmieniło to faktu, że i tak podrzynano gardła, rozcinano tętnice i wyrzucano ludzi przez okna; że lojalność i zaufanie nikomu nie przyniosły nic dobrego; że Lecter miał większą kontrolę nad całą sytuacją niż komukolwiek mogło się wydawać.
I pomyśleć, że jego intencje wobec Willa były jak najbardziej szczere. Niesamowity finał.
"The Good Wife" (5×22 – "A Weird Year")
Marta Wawrzyn: "Żona idealna" miała już i lepsze finały, i lepsze cliffhangery niż w tym roku. Ale… "A Weird Year" to udany odcinek, który obfitował i w świetne sceny dramatyczne, w szczególności te pomiędzy Alicią i Carym, i w genialne sceny komediowe. Wśród tych drugich wyróżnić należy zarówno wszystkie wspólne momenty Jackie i Veroniki, jak i cudownie poprowadzony wątek podsłuchiwania Lockart Gardner, który najpierw miał w sobie coś z farsy, a potem stał się śmiertelnie poważny, by w końcu znaleźć niespodziewany finał.
Nie ma teraz lepszego serialu dramatycznego niż "Żona idealna" w amerykańskich stacjach ogólnodostępnych. I tak się składa, że ten najlepszy serial właśnie zaliczył swój najlepszy sezon, pełen przełomowych wydarzeń i ogromnych emocji. "A Weird Year" to wszystko w udany sposób zamyka, po to by otworzyć przed bohaterami nowe drzwi. I za to należy się ten hit – jak również za cały sezon, który był po prostu wspaniały.
"Gra o tron" (4×07 – "Mockingbird")
Marta Wawrzyn: Jak już szanowna publiczność pewnie zauważyła, nie jestem wielką fanką ani "Gry o tron", ani fantasy w żadnej postaci. Książek Martina nie czytałam i raczej nie przeczytam, serial HBO oglądam tak jak każdą inną produkcję – bez odpowiedniego namaszczenia. Przyznaję, że są w "GoT" wątki, które śmiertelnie mnie nudzą – i tak, do tego odcinka też musieli je wcisnąć.
Ale są też wątki i sceny, które mają w sobie niesamowitą moc. W "Mockingbird" szalenie podobała mi się Daenerys, która rządzi rozważnie, a jednocześnie pozwoliła sobie skorzystać z przywilejów, jakie daje władza. Sceny z udziałem jej i Daario miały w sobie dużo uroku, a "poranek po" niewątpliwie różnił się od takich poranków w innych produkcjach telewizyjnych.
Księcia Oberyna po prostu uwielbiam. Facet ma charyzmę, ma mnóstwo wdzięku, świetny akcent i genialnie napisane teksty. Niemal wszystko, co mówi, brzmi doskonale. Ale jego rola nie sprowadza się do wygłaszania ostrych komentarzy i korzystania z uroków życia, on przybył do Królewskiej Przystani z misją – i w rozmowie z Tyrionem wyłuszczył, w jaki sposób zamierza osiągnąć swój cel. Walka z Górą brzmi jak samobójczy plan, ale domyślam się, że Oberyn ma ukryte talenty i nie jest tu wcale skazany na porażkę.
Cieszy mnie wreszcie, że rośnie rola Littlefingera, który jest moim ulubieńcem od początku. W tym tygodniu wreszcie się nieco odsłonił i zdobył internety po akcji z ciocią Lysą. Chyba jeszcze nigdy nie czekałam z taką niecierpliwością na kolejny odcinek "Gry o tron", a dwutygodniowa przerwa po czymś takim to prawdziwa udręka!
"Revolution" (2×22 – "Declaration of Independence")
Andrzej Mandel: Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że będę chwalił finałowy odcinek "Revolution" i klął, że to już koniec, to bym go wyśmiał. Tymczasem finał był dobrą puentą do zaskakująco dobrego sezonu, który serialu nie uratował, ale za to sprawił, że "Revolution" zyskało rzeszę fanów. Mieliśmy tu wszystko to, co sprawiło, że wytrwali widzowie polubili jednak ten serial – świetne dialogi, zgrabne teksty Milesa i Monroe, nanoboty przejmujące kontrolę nad ludźmi i wiele innych atrakcji. Mnie najbardziej podobało się uzasadnienie ideologii Patriotów, które za czasów administracji Busha byłoby niezłą aluzją do rządzących. Teraz jest tylko polityczną aluzją…
A tak naprawdę to hit należy się za Milesa i Monroe – najlepszy bromance między dwoma zgryźliwymi tetrykami (z bronią). Będzie mi brakowało tych socjopatów.