12 letnich nowości, na które czekam najbardziej
Marta Wawrzyn
22 maja 2014, 20:02
12. "The Last Ship" (22 czerwca)
Postapokaliptyczna opowieść o załodze statku, która przetrwała tajemniczą epidemię i teraz będzie ratować świat. Trailer niestety zapowiada, że będziemy mieć schemat na schemacie – wszystko to już było, tacy bohaterowie już byli i Michael Bay w telewizji też już był. Jeśli ktoś ma tu moc przyciągającą, to raczej Eric Dane, który gra dowódcę statku.
Ale też widać, że "The Last Ship" ma i swój klimat, i rozmach. Jeśli okaże się wciągający, to może być całkiem przyjemna rozrywka na lato.
11. "Outlander" (9 sierpnia)
Serial fantasy, oparty na książkach Diany Gabaldon, którego twórcą jest Ron Moore. Zarys fabuły brzmi nieco absurdalnie: pielęgniarka opiekująca się rannymi podczas II wojny światowej przenosi się do 1743 roku i poślubia szkockiego wojownika. Jednocześnie ma męża w drugim, współczesnym świecie. Brzmi jak opis typowej babskiej bzdurki z elementami fantasy? Niestety, tak właśnie brzmi.
Ale trailery nie wyglądają źle, szkockie widoki są przepiękne, a i nazwisko Rona Moore'a wciąż robi na mnie jakieś wrażenie (choć "Helix" niestety okazał się klapą). Zobaczymy.
10. "Extant" (9 lipca)
Historia astronautki, która była przez dłuższy czas sama w kosmosie, a po powrocie okazało się, że jest w ciąży. I po pierwsze, kompletnie nie wie, jak to możliwe, a po drugie – musi jakoś powiedzieć o tym swojej rodzinie.
Pewnie nie zwróciłabym na "Extant" większej uwagi, bo niestety skojarzenia mam najgorsze możliwe – na przykład z okropną "Żoną astronauty" – ale to serial, który zawiera Halle Berry. I na dodatek gra ona główną rolę. A to oznacza, że nieważne, jak głupi będzie scenariusz, i tak będę oglądać. Przynajmniej do czasu, aż będę miała dość.
9. "Dominion" (19 czerwca)
Kontynuacja filmu "Legion", która rozpoczyna się 25 lat po tamtych wydarzeniach. To pewnie nie będzie wybitny serial, ale zerknę na niego z ciekawością, bo złe anioły atakujące ludzkość to zawsze jakaś odmiana. Poza tym "Dominion" będzie wyglądać inaczej niż wszystkie seriale, ponieważ zdjęcia kręcone były nie w USA, a w Kapsztadzie w RPA. Muszę przyznać, że wizualnie serial już teraz mi się podoba. A jakość scenariusza trudno oceniać po zwiastunie.
Jedno jest pewne: jeśli ten projekt się uda, w najbliższych latach w telewizji zaroi się od upadłych aniołów.
8."The Strain" (13 lipca)
Niby mam już dość wampirów, ale to nie będą takie zwykłe wampiry. Guillermo del Toro pokaże nam Nowy Jork opanowany przez jakiś paskudny wirus i krwiożercze wampiry pożerające wszystko, co się rusza. Brzmi jak coś stworzonego z myślą o małych dziewczynkach, dokładnie takich jak ja.
Materiały promocyjne są na razie dość enigmatyczne – ale trzeba przyznać, że mają swój klimat.
7. "Legends" (13 sierpnia)
Jedna z najgłośniejszych, od dawna zapowiadanych premier tego lata. "Legends" to oparta na książce Roberta Littella historia agenta FBI, Martina Oduma, który ma niesamowitą zdolność przemieniania się w osobę wykonującą jakikolwiek zawód. Z czasem jednak zaczyna kwestionować swoją własną tożsamość. Twórcą serialu jest Howard Gordon ("Homeland"), główną rolę gra Sean Bean.
Nie spodziewam się cudów, spodziewam się solidnej rozrywki na lato. Nie jestem tylko pewna, czy Sean Bean dożyje drugiego odcinka…
6. "The Knick" (8 sierpnia)
Nie przepadam za serialami medycznymi – w żadnej wersji – więc moja przygoda z "The Knick" pewnie prędzej czy później skończy. Ale doceniam pomysł. Produkcja stacji Cinemax przeniesie nas na początek XX wieku, do Nowego Jorku, do szpitala Knickerbocker. Bohaterami będą lekarze dokonujący przełomów w medycynie, w czasach kiedy jeszcze nie było antybiotyków, a śmiertelność była bardzo wysoka.
Za mało? No to słuchajcie dalej: jednego z chirurgów gra Clive Owen, a reżyserem wszystkich odcinków jest Steven Soderbergh. Mnie już kupili – i to mimo że naprawdę nie znoszę seriali o lekarzach.
5. "Pozostawieni"/"The Leftovers" (29 czerwca)
Jeden z tych wielkich projektów HBO, które zawsze są przynajmniej niezłe, czasem bardzo dobre, a coraz częściej – rewelacyjne. Serial powstał na motywach książki Toma Perrotty – "The Leftovers". Akcja rozpoczyna się trzy lata po tym, jak nagle w niewytłumaczalny sposób znikło 2% ludzkości. Ci, którzy pozostali na świecie, wciąż odczuwają skutki tego zdarzenia.
Serial pojawi się w Polsce dzień po amerykańskiej premierze. Twórcą jest Damon Lindelof ("Lost"), co jednych może zachęcać, a innych odstraszać. Przyznaję, że dla mnie to w tej chwili serial-zagadka – domyślam się, że będzie raczej kameralny i pokaże nam historie pojedynczych ludzi. Ale czy to będzie aż tak ciekawe? Nie wiem. Ale czekam z niecierpliwością.
4. "Manhattan" (27 lipca)
Nie wiem jeszcze, czego spodziewać się po produkcjach stacji WGN America, po premierze "Salem" wydaje się, że niczego dobrego. Ale… "Manhattan" to serial o niesamowicie atrakcyjnej tematyce. Bohaterami są naukowcy pracujący w ramach Projektu Mahnattan, którzy budowali amerykańską bombę atomową. Czyli ludzie, którzy przez lata musieli żyć w kłamstwie, aby utrzymać istnienie nowej broni w tajemnicy.
Twórcą serialu jest facet, który zna się na klimatach retro – Sam Shaw, jeden ze scenarzystów "Masters of Sex". Reżyseruje Thomas Schlamme ("The West Wing").
3. "Tyrant" (24 czerwca)
"Odwrócone 'Homeland'", czyli serial opowiadający o amerykańskiej rodzinie, która żyje w fikcyjnym państwie na Bliskim Wschodzie. No, nie do końca amerykańskiej rodzinie, bo jej głową jest syn tutejszego dyktatora, który większość życia spędził w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował jako pediatra. Jego przyjazd do ojczyzny wywołuje spore zamieszanie.
Twórcami serialu są Howard Gordon i Gideon Raff ("Homeland") oraz Craig Wright ("Six Feet Under"). Materiałów promocyjnych na razie nie ma niestety wiele – teasery są bardzo fajnie zrobione, ale wiele nie wnoszą. Mimo że wciąż za wiele o "Tyrant" nie wiem, serial jest wysoko na mojej liście, ze względu na interesującą tematykę i nazwiska twórców.
2. "Halt and Catch Fire" (1 czerwca)
Małe oszustwo, bo w tym przypadku to nie zgadywanka. Widziałam już pilot serialu i zdecydowanie jestem na "tak". "Halt and Catch Fire" trochę kojarzy się z "Mad Men", bo świetnie wygląda, ma perfekcyjnie stworzony klimat i nieźle napisanych bohaterów. Serial opowiada o technikach-magikach, którzy w latach 80. budowali komputery – mamy tu genialnego wynalazcę, faceta, który potrafi sprzedać wszystko i niesamowicie zdolną outsiderkę, która o komputerach wie bardzo dużo. Mamy też wojnę pomiędzy korporacjami, w której kilkoro spryciarzy staje naprzeciwko armii prawników.
A wszystko to w klimacie starych komputerów, muzyki, którą wielu z nas pamięta z młodości, oraz arcade'owych gier, w które w Polsce graliśmy dekadę później. Słowem – retro na całego. "Turn" stacji AMC nie wyszło, ale za to "Halt and Catch Fire" wygląda na pewniaka.
1. "Crossbones" (30 maja)
Wiem, wiem, po klapie pod tytułem "Black Sails" powinnam już zamilczeć i schować się razem z tymi swoimi piratami. Ale co poradzę, ja chcę znów mieć znów 12 lat i oglądać porządną piracką historię! I naprawdę liczę, że "Crossbones" jednak się uda.
Okres historyczny jest mniej więcej ten sam co w "Black Sails" (1715-1725), a bohaterami są piraci z New Providence. Kapitana Czarnobrodego nie gra Hugh Laurie, który w końcu zrezygnował z tej roli, a John Malkovich, który co prawda brodę ma siwą, ale aktorem też jest świetnym. A jeszcze bardziej cieszy mnie nazwisko twórcy serialu – to Neil Cross, ten sam, któremu zawdzięczamy "Luthera", jeden z najciekawszych seriali kryminalnych ostatnich lat.
Scenografia i kostiumy wyglądają nieźle, muzykę w trailerze dobrano interesująco, odcinków na szczęście nie będzie za dużo, bo tylko dziesięć. Więc może jednak będzie dobrze?