"Fringe": Nowy wspaniały świat
Andrzej Mandel
24 września 2011, 22:04
4. sezon "Fringe" zaczyna się naprawdę ciekawie. Wygląda na to, że czeka nas więcej nowych odkryć, więcej nowych światów i… oczywiście Peter Bishop. Uwaga na spoilery.
4. sezon "Fringe" zaczyna się naprawdę ciekawie. Wygląda na to, że czeka nas więcej nowych odkryć, więcej nowych światów i… oczywiście Peter Bishop. Uwaga na spoilery.
Finał 3. sezonu "Fringe" był cokolwiek dziwny. W dość mało efektowny (a zarazem jednak spektakularny) sposób zniknął jeden z najważniejszych bohaterów – Peter Bishop. Już wtedy było oczywiste, że dla 4. sezonu będzie miało to swoje konsekwencje. I ma, bardzo poważne, bo w stosunkach między bohaterami zmieniło się wiele.
To, co jednak przyciąga moją uwagę, to kwestia relacji między naszym a równoległym wszechświatem. Dwie Olivie Dunham zdecydowanie sobie nie ufają, a że brak im łącznika w postaci Petera, możemy mieć z tego całkiem sporo konfliktów, sporów (i dobrej zabawy dla widza) – i być może bardzo szorstkiej przyjaźni. Tym bardziej, że nieufność obu wszechświatów do siebie aż bije z działań bohaterów.
Bardzo ciekawie wprowadzono postać Lincolna Lee (Seth Gabel), który jest równocześnie zagubiony, zdziwiony i pewny swoich celów. A przy tym bezradny wobec faktu, że odpowiedzi na jego pytania rodzą tylko jeszcze więcej pytań. Świetnie to widać w scenie, w której widzi obie Olivie i dwa różne nieba. Jednak jego uparte dążenie do uzyskania odpowiedzi bardzo przypomina mi Olivię z 1. sezonu "Fringe". Możliwe więc, że mamy nowego bohatera, który ma ciągnąć serial. A przynajmniej pomóc w tym Olivii (Anna Torv).
Dla każdego fana najważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie, czy odcinek "Neither Here Nor There" jest wciągający. W końcu od tego można uzależnić dalsze oglądanie 4. sezonu.
I tak, odcinek wciąga, choć jest kilka momentów, w których zaczyna się myśleć o tym, czy to ma sens. I czy warto ciągnąć to dalej. Jednak tylko do chwili, w której zaczyna nasuwać się konkluzja, że niekoniecznie tylko dwa wszechświaty mają problem. Że tych wszechświatów może być zdecydowanie więcej i, że problemów może być wręcz nieskończona ilość.
Sprawiło to, że zacząłem zadawać sobie pytanie, czy aby rola Petera Bishopa (Joshua Jackson) nie będzie podobna do tej, którą miał wcześniej. Tyle że będzie stało przed nim znacznie trudniejsze zadanie, bo na chwilę obecną nie ma nikogo, kto mógłby go rozpoznać. A przynajmniej znać, bo twarz Petera mamy szansę zobaczyć przynajmniej kilka razy w czasie całego odcinka.
Powrót "Fringe", choć obejrzany w USA przez stosunkowo niewielu widzów (nieco ponad 3,5 miliona) ma więc szansę być bardzo satysfakcjonujący dla fanów. Ale również nowi widzowie mają szansę się odnaleźć. Twórcom serialu udało się bowiem, w dużej mierze, stworzyć nowy wspaniały świat, w którym każdy może szukać swoich odpowiedzi.
Pytanie tylko czy widzowie chcą szukać odpowiedzi, czy wolą szukać prostej rozrywki. Ja czekam na więcej, bo chcę wiedzieć, co będzie dalej.