"Wikingowie" (2×10): Krwawy tron
Andrzej Mandel
2 maja 2014, 19:10
Finał "Wikingów" zaskoczył, leniwie zmierzając do ostatnich scen, które dosłownie przykuły do ekranu. Uwaga na spoilery – jeżeli nie oglądaliście, to czytacie na własną odpowiedzialność!
Finał "Wikingów" zaskoczył, leniwie zmierzając do ostatnich scen, które dosłownie przykuły do ekranu. Uwaga na spoilery – jeżeli nie oglądaliście, to czytacie na własną odpowiedzialność!
Drugi sezon "Wikingów" zakończył się solidnym trzęsieniem ziemi, które udowodniło, jak precyzyjnie prowadzona była intryga przez wszystkie dziesięć tegorocznych odcinków. Próbuję sobie teraz przypomnieć, czy zdarzyła się choć jedna nieistotna scena, ale wygląda na to, że nie było takich. W ostatnich kilku minutach "The Lord's Prayer" wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsca.
Zaczęło się leniwie, wręcz idyllicznie, od przybycia rodziny króla Horika do Kattegat i wielkiej uczty z tej okazji. Wyglądało na to, że Horik i Ragnar niemalże, wybaczcie określenie, piją sobie z dzióbków, a wszystko jest na dobrej drodze do złączenia obu rodzin więzami przyszłych mariaży pomiędzy córkami Horika, a synami Ragnara. Ale to byłoby zbyt proste, poza tym nie wyjaśniałoby bizantyjskich intryg, jakie snuł przez cały czas Horik, podchodzący Siggy czy Flokiego.
Intryga okazała się być jednak bardziej skomplikowana – to była finta w fincie. Błyskotliwy plan Horika okazał się być znacznie słabszy od niezwykle finezyjnego i starannie prowadzonego planu Ragnara, który, niczym wytrawny szachista, wyprzedzał każdy ruch przeciwnika manipulując nim przy tym tak, by doszedł dokładnie tam, gdzie Ragnar na niego czekał. Wszystko, co robili przez cały sezon Floki czy Siggy, nagle okazało się być czymś wręcz przeciwnym. Jak długo planował to Ragnar? Ciężko stwierdzić, ale precyzyjnie doszedł do momentu, w którym sięgnął po "Królewski Miecz" i zasiadł na tronie pokrytym krwią wroga.
Bardzo lubię tak dobrze rozplanowane intrygi. Wszystko starannie się łączy w kulminacyjnym punkcie i wtedy widać, że serial nie miał de facto słabych punktów, bo nawet pozornie słabsze momenty w poprzednich odcinkach prowadziły właśnie do finałowego momentu. Dla takich seriali warto zarwać noc, bo one pozwalają na zachwyt i satysfakcję.
I tak, można było przewidzieć zakończenie, bo przecież od początku podejrzewałem, że dojdzie właśnie do tego. Ale w żaden sposób nie odebrało mi to przyjemności z oglądania "The Lord's Prayer" ani nawet nie odebrało zaskoczenia (co wydaje się być niemożliwe). Sposób nakręcenia finałowych scen i ich zagrania pokazał klasę scenarzystów, reżysera i aktorów. Niekoniecznie w tej kolejności…
Pozwala mi to również znacząco podnieść moją ocenę całego 2. sezonu "Wikingów". Ten serial wspiął się bardzo wysoko i moje oczekiwania bardzo wzrosły. Liczę, że 3. sezon ich nie zawiedzie.
Nadal też bardzo chwalę w "Wikingach" trzymanie się realiów ówczesnego świata. Może postacie nie są całkiem historyczne (Ragnar czy Lagertha to postacie legendarne), ale już mentalność tamtych czasów oddana jest przyzwoicie, bez niepotrzebnego "unowocześniania" intencji i wsadzania w usta bohaterów nienaturalnie brzmiących uzasadnień ich działań.
Jeżeli jeszcze nie oglądaliście "Wikingów" to nadróbcie to szybko. Drugi sezon wciąż emitowany jest w polskim kanale History we wtorki o 22. Można nadrobić jeszcze kilka odcinków.