"Revenge" (1×01): Zemsta, która dobrze smakuje
Marta Wawrzyn
22 września 2011, 22:08
Wszystko jedno czy na zimno czy na ciepło, ta zemsta po prostu smakuje. Pilot serialu ABC "Revenge" to jedno z najprzyjemniejszych zaskoczeń tej jesieni.
Wszystko jedno czy na zimno czy na ciepło, ta zemsta po prostu smakuje. Pilot serialu ABC "Revenge" to jedno z najprzyjemniejszych zaskoczeń tej jesieni.
"Zanim wyruszysz na zemstę, wykop dwa groby", miał powiedzieć Konfucjusz. To mądre stwierdzenie, które zapewne wydawało się jeszcze mądrzejsze w czasach Konfucjusza, rozpoczyna nowy serial stacji ABC, zatytułowany "Revenge" (czyli "Zemsta"). Pojawia się tak po prostu czarny ekran z wypisanym białymi literami cytatem, a człowieka ogarnia totalna konsternacja. Konfucjusz? Wysoko mierzą. Ale Konfucjusz to nie wszystko. Zapowiedzi głosiły, że "Revenge" to współczesna, kobieca wersja "Hrabiego Monte Christo". Wysoko mierzą.
Do Hamptons, miejsca, gdzie wypoczywają latem bogacze z Nowego Jorku, przyjeżdża Emily Thorne (w tej roli Emily VanCamp), młodziutka, spokojna, eteryczna blondynka odziana w biele, która jest bogata, choć w zasadzie nikt nie wie dlaczego. Nikt też jej o to nie pyta, bo to raczej nie jest miejsce, w którym pyta się kogokolwiek, jak się wzbogacił. Wynajmuje dom od skłóconego małżeństwa i zaczyna rozpakowywać swój dobytek.
Za pięć miesięcy życie Emily będzie już nieco inne niż teraz, ale to twórcy serialu pozwalają nam zobaczyć tylko przez kilka minut – w czasie których ma miejsce nieprawdopodobne, jak nam się wydaje, morderstwo. Na razie mamy lepiej poznać tę blondynkę i jej nowych sąsiadów. I tu nie ma zaskoczenia. Za fasadą uśmiechów, pastelowych kolorów, idealnie wyczyszczonych domów i białych, niskich płotów kryje się fałsz, obłuda, zdrada, a nawet zbrodnia. Emily wchodzi w ten świat bez problemu, udając, że jest tak samo jakaś i jednocześnie nijaka jak oni wszyscy – i czeka na odpowiedni moment.
Tak, tak. Emily będzie się mściła za to, że kiedy była małą dziewczynką o imieniu Amanda i mieszkała dokładnie w tym samym domu, ci sami ludzie zrujnowali jej życie na zawsze. Jej ojciec wylądował w więzieniu za coś, czego nie zrobił, a ona, niczego nieświadoma, nienawidziła go do czasu aż było za późno. Teraz, niemal jak hrabia Monte Christo, powraca, żeby dokonać zemsty na nich wszystkich.
Zemsta będzie zapewne subtelna i okrutna, tak jak subtelne i okrutne są słowa, które padają w tym serialu. Delikatne grymasy na twarzach głównych bohaterek, mnóstwo emocji ukrytych w tym totalnym braku emocji, niedomówienia, podwójne znaczenia, sens, który trzeba znaleźć między słowami, to w "Revenge" komunikacyjna norma. Tak porozumiewają się ze sobą bohaterowie, tak twórcy nowej produkcji ABC porozumiewają się z widzem. Nic dziwnego, skoro najważniejsze role grają tu kobiety. Kobiety, które swoją przebiegłością i zamiłowaniem do intryg zdają się nie ustępować bohaterkom "Desperate Housewives".
Podobnie jak w "Desperate Housewives", nic nie jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Każdy ma swoje tajemnice, które wychodzą na jaw w niespodziewanych momentach. Na szczęście komentarzy nie podaje się nam łopatą, a gra Emily VanCamp jest niezwykle oszczędna. Całość stanowi idealną układankę, w której każdy element pasuje do innych i znajduje się dokładnie na swoim miejscu. Cóż za miła odmiana po przereklamowanym "Ringerze".
Opisywać wszystkich postaci już nie będę, bo jest ich zbyt wiele. Dość powiedzieć, że wszyscy, od niewątpliwie mocnej głównej przeciwniczki Emily, Victorii Grayson (w tej roli Madeleine Stowe) poprzez specyficznego Nolana Rossa (Gabriel Mann) aż po dawnego przyjaciela małej Amandy Jacka Portera (Nick Wechsler) sprawdzają się w swoich rolach. Nie ma tu nikogo ani niczego zbędnego. Na razie nie znalazłam tu też nikogo, kogo mogłabym polubić, co bardzo dobrze świadczy o tym serialu. Urocza mścicielka również nie jest postacią, którą można by polubić, ale być może po jakimś czasie zaczniemy jej kibicować.
Muszę przyznać, że na początku do "Revenge" podeszłam jak do jeża. Być może to "zasługa" koszmarnego, kolczastego plakatu promocyjnego, być może nieco łopatologicznego (co za szkoda!) tytułu, a być może chodzi o to, że ta historia po prostu nie wygląda na szczególnie oryginalną. A jednak może się taką okazać.
Jest to na pewno najlepszy z dotychczas pokazanych pilotów. Dialogi służą tu do czegoś więcej niż wypełnienie czasu, zabawy słowami są inteligentne, klimat mroczny z dodatkiem pudrowego różu, aktorzy nie nawalają, a sama intryga… zobaczymy. Nie mam pojęcia, czy ten serial utrzyma formę, ale pierwszemu odcinkowi z czystym sumieniem, w mojej ulubionej skali szkolnej, daję mocne 4+. Oby ta zemsta dalej tak smakowała.