Pazurkiem po ekranie #29: Diabły, wszędzie diabły
Marta Wawrzyn
23 kwietnia 2014, 20:43
Mimo że były święta, seriale nie zwolniły tempa. Do "Fargo" zawitali kolejni interesujący panowie, w seks "Grze o tron" zrobił się jeszcze dziwniejszy, a w "The Good Wife" Diane zobaczyła diabła. Uwaga na spoilery.
Mimo że były święta, seriale nie zwolniły tempa. Do "Fargo" zawitali kolejni interesujący panowie, w seks "Grze o tron" zrobił się jeszcze dziwniejszy, a w "The Good Wife" Diane zobaczyła diabła. Uwaga na spoilery.
Ręka w górę, kto oglądał w poniedziałek "Grę o tron" z rodzicami i poczuł się przez moment jak dzieciaki z nowych reklam HBO GO? Ja już od dawna nie jestem w w wieku, kiedy człowiek czuje się nieswojo na myśl o tej strasznej rzeczy na "s", a jednak przyznaję, że rodzinne oglądanie zabaw rodzeństwa Lannisterów mnie przerosło. Ten, kto wymyślił tę kampanię, trafił w punkt. To nie porno, to HBO – ale i tak lepiej, żeby rodzice nie towarzyszyli nam podczas seansu.
A skoro już przy Lannisterach jesteśmy…
…pod tekstem o reakcji G.R.R. Martina na TĘ scenę rozpętała się ciekawa dyskusja, która kazała mi się zastanowić nad sobą. Mówicie, że to co najmniej niezręczne, pisać o "zwykłym seksie" pomiędzy bratem i siostrą. I pewnie macie rację, tyle że na mnie takie sceny w "Grze o tron" od dawna nie robią wrażenia. Chyba zresztą nigdy nie robiły. Nie zastanawiam się, czy serial jest moralny, czy nie, bo też nie o to chodzi w serialach, żeby nas uczyły, co jest właściwe, a co nie. "Gra o tron" pokazuje brutalny świat ludzi ogarniętych żądzą władzy. Moim zadaniem jest ocenianie, czy pokazuje go dobrze/atrakcyjnie/interesująco itp., a nie czy wszyscy bohaterowie zasługują na spłonięcie w piekle, czy tylko niektórzy.
Być może rzeczywiście jest to lekko absurdalne, że przyzwyczailiśmy się przesunięcia pewnych granic w "GoT". Ale tak po prostu się stało. W dyskusji o gwałcie przy zwłokach Joffreya dominuje nie tyle oburzenie, że zaserwowano nam coś tak koszmarnego, co pytanie, jak bardzo twórcy serialu mogą zmieniać postać Jaimego, żeby wciąż pozostał on sobą. Czyli kimś, kogo już w gruncie rzeczy zaczynaliśmy lubić. To jest problem większości fanów serialu, a nie gwałt – co do którego nie wszyscy zresztą są zgodni, że w ogóle miał miejsce. Czy coś jest z nami nie tak? Nie sądzę. Mimo wszystko to tylko serial, to nie rzeczywistość.
Mnie w tym tygodniu w "Grze o tron" ucieszyła jedna rzecz: Littlefinger powrócił z ekranowego niebytu i oczywiście okazał się być jednym z tych, którzy stali za zamachem na życie Joffreya. I znów zachował się tak cynicznie i okrutnie, jak tylko on potrafi, a przy okazji wygłosił inspirującą mowę o tym, jak najlepiej kupić milczenie drugiego człowieka. Ach, być spin doctorem w Westeros…
W "Fargo" w tym tygodniu zginął tylko jeden człowiek…
…ale to nie znaczy, że drugi odcinek zrobił mniejsze wrażenie niż pierwszy. Mamy przed sobą jeden z najlepszych seriali, jakie powstały w ostatnich latach. Genialnie zagrany, perfekcyjnie napisany, piękny, klimatyczny i wypakowany po brzegi świetnymi postaciami.
Panowie Numbers i Wrench stanowią kolejny cudowny duet i to mimo że, a może właśnie dlatego że jeden z nich jest głuchoniemy. Ich inteligencji prawdopodobnie nie powinniśmy oceniać po tym, że tak okrutnie się pomylili w "The Rooster Prince". Bo naprawdę, w tej sytuacji każdy by się pomylił. Za to nie każdy wpadłby na taki oryginalny sposób pozbycia się balastu. "Full Moon" Edena Ahbeza sprawił, że scena zamykająca odcinek wydała mi się tak odrealniona i poetyczna, jak to tylko możliwe.
Tymczasem Lorne, dobrze nam już znany diabeł, który nie ogląda filmów, zabrał się za wykonywanie nowego zlecenia, ale wcale nie zapomniał o Lesterze. Młoda policjantka Molly też Lesterowi nie odpuszcza, choć na jej miejscu chyba już każdy dałby sobie spokój. Możemy się domyślać, do czego to prowadzi: będzie chaos, potem jeszcze więcej chaosu, a na końcu zostaną tylko ci, którzy sobie na to zasłużą.
Przy okazji, czy tylko ja z trudem rozpoznałam Boba Odenkirka w szefie Molly, Billu? Świetny, świetny aktor – i nikt mi nie wmówi, że to tylko wąsy!
Diane Lockhart zobaczyła diabła…
…w Lousie Canningu, który rozgościł się w biurze Willa i zabrał się za to, co, zdaje się, do niego teraz należy – pracę w nowej firmie. Przyznaję, że ta błyskawiczna fuzja średnio do mnie przemawia, ale skoro już do niej doszło, to chyba nie ma powodów, by podejrzewać Canninga o szatańskie zamiary. W końcu chodzi tu o zysk – ich wspólny zysk – więc z jakiego powodu ten facet miałby coś knuć? OK, do tej pory zawsze coś knuł, ale tutaj akurat naprawdę nie widzę żadnego racjonalnego powodu.
Czas pokaże, kto ma tu rację i czy słowa "jestem waszą szumowiną" nie były elementem jakiegoś wielkiego planu, który ma doprowadzić do zniszczenia wszechświata. Tymczasem cieszę się, że "The Good Wife" wróciło do jako takiej rzeczywistości, że Michael J. Fox znów ma czas grać w serialu i że nie zajmujemy się już śmiercią Willa, a bardziej przyziemnymi rzeczami, jak podsłuchiwanie przez NSA. Bo choć emocjonalna huśtawka, którą nam zafundowano, była cudowna, mam wrażenie, że na dłuższą metę byłoby to nie na moje nerwy.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.