Seryjnie oglądając #21: Arpanet, wikingowie, kapusta
Andrzej Mandel
10 kwietnia 2014, 19:33
Trzy rzeczy, które najmocniej zapadły mi w pamięć. W tym jedna jest, de facto, z poprzedniego tygodnia. Cóż, zawsze to lepiej niż pamiętać o burgerze z Bobby Burgera. Spoilery.
Trzy rzeczy, które najmocniej zapadły mi w pamięć. W tym jedna jest, de facto, z poprzedniego tygodnia. Cóż, zawsze to lepiej niż pamiętać o burgerze z Bobby Burgera. Spoilery.
Serialowy tydzień miałem tym razem mocno skoncentrowany. No dobrze, cały tydzień był mocno zajęty, więc na seriale nie było czasu. W zamian dowiedziałem się, między innymi, co oznaczają litery i cyfry w oznaczeniach lokomotyw. Tyle że już mi to wyleciało z głowy. Tak, zdarza mi się przedłożyć czas wolny nad inne zajęcia, więc chyba wciąż nie jestem pracoholikiem.
Najbardziej zapadła mi w pamięć scena, w której Lagherta wbija nóż w oko swojego męża, do ostatniego momentu pewnego swojej przewagi nad nią. Pobita, znieważona wielokrotnie kobieta jednym ruchem umiała się zemścić. Z kobietami niebezpiecznie jest zadzierać, bo są one gotowe na wiele, naprawdę wiele rzeczy, by dopiąć swego. "Vikings" pełny jest takich właśnie pań – Siggy czy Lagherta to tylko najlepsze przykłady.
Warto tu jednak podziwiać dobry wgląd w mentalność ówczesnych mieszkańców Anglii, którzy woleli wierzyć, że Rzymianie byli jakąś mityczną rasą gigantów niż przyjąć do wiadomości fakt, że kiedyś na ich ziemiach rządziło wielkie imperium. Ciekawe jednak, czy ówczesny władca mógł mieć aż taką wyobraźnię, by ogarniać nią fakt, jak wiele wiedzy zaprzepaścili chrześcijanie w pierwszych wiekach swojej dominacji. Brzmi to mocno heretycko, ale uzasadnia też czemu to Athelsan został wybrany do takiego, a nie innego zadania. Zapowiada się ciekawy konflikt lojalności.
Ale z tego płynie też wniosek, że wiedza to potęga, a obieg wiedzy (i informacji) też jest ważny. Stąd zainteresowanie Rosjan Arpanetem, pięknie ukazane w "The Americans", choć akurat nie to było najważniejsze, bo główną postacią odcinka była Nina, która najpierw uczyła się oszukiwać wykrywacz kłamstw, potem oszukała Beemana, a następnie poszła do łóżka z kolegą z Rezydentury. W jaką grę gra Nina razem z Arkadijem? Kto tu jest pionkiem i czemu służy okręcanie Olega wokół palca? To niezła zagadka, a "The Americans" wciąga z każdym odcinkiem mocniej. Swoją drogą, zwróciliście uwagę, że tekst "w poprzednich odcinkach" był mówiony po rosyjsku. No tak, dawno nie chwaliłem rosyjskiego w "The Americans".
Za dbałość o szczegóły należy też pochwalić "Chicago PD". W poprzednim odcinku w policyjnej szatni wisiała kartka z zaproszeniem na "Kapusta and Kalebasa Festival" (mogłem się pomylić, ale na pewno nie było tam poprawnej formy słowa "kiełbasa"), szkoda, że nie zapraszali na "Bigos Festival", byłoby prościej…
Niemniej, "Chicago PD" stało się mocnym punktem. To dobrze zrobiony serial, choć nie wybitny. Trzyma jednak w napięciu, pomysły scenarzystów są ciekawe, sprawy zaś bywają zarówno spektakularne, jak i bardziej banalne. Cieszy jednak, że detektyw Voight nie wyskakuje, niczym magik, z genialnymi rozwiązaniami. On tu jest szefem, który kieruje podwładnych we właściwym kierunku, a nie ich zastępuje. Dobra robota.
A co do burgera, to był on najsłabszym punktem łódzkiego Street Food Festival, który odbył się w niedzielę. Naprawdę coś tak paskudnego jest modne w Warszawie? To ja już wolę wydać swoją kasę w fast foodach. Na szczęście, były też przepyszne pielmieni czy empanadas. Więc dało się przeżyć.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego.