"Crisis" (1×01): Bardzo schematyczny kryzys
Michał Kolanko
23 marca 2014, 20:30
"Crisis" to najnowsza próba NBC do podejścia do jakże modnej tematyki seriali czy filmów o zakładnikach, porwaniach oraz politycznych intrygach w Waszyngtonie. Niestety, nie jest to próba udana, bo schemat goni schemat.
"Crisis" to najnowsza próba NBC do podejścia do jakże modnej tematyki seriali czy filmów o zakładnikach, porwaniach oraz politycznych intrygach w Waszyngtonie. Niestety, nie jest to próba udana, bo schemat goni schemat.
Już w samym założeniu "Crisis" tkwi wielokrotnie wykorzystywana kalka. Oto autobus pełen nastolatków, dzieci waszyngtońskiej elity (jest tu syn prezydenta, także dzieci dyplomatów, wysokich rangą wojskowych, szefów dużych korporacji) zostaje porwany przez tzw. nieznanych sprawców. Terrorystom udaje się wywieść w pole waszyngtońską policję, Tajną Służbę ochraniającą prezydenta o jego rodzinę itd. Udaje im się przewieźć zakładników do ściśle strzeżonego miejsca. Zaczynają się negocjacje, próby namierzenia terrorystów itd.
Kto w takich serialach zwykle gra najważniejsze role? Oczywiście jest agentka FBI, która musi zmierzyć się z przebiegłymi terrorystami. W tym przypadku to Rachael Taylor (znana najlepiej chyba z roli Jane w "666 Park Avenue"). W takim serialu (albo też w podobnych filmach) występuje też dzielny agent/policjant, który wraca do służby po przerwie lub też jest to jego pierwszy dzień. W "Crisis" to Lance Gross, który wciela się w postać agenta Marcusa Finleya.
Nie może zabraknąć czarnego charakteru, który czuje się zdradzony i/lub ma wieloletni problem z rządem federalnym. To Dermot Mulroney, czyli Francis Gibson, były analityk CIA. Postacią z serialu, która w mniejszym stopniu powiela znany schemat, jest Meg Fitch (Gillian Anderson), CEO potężnej firmy, której dziecko zostaje porwane.
Porwanie i poszukiwania sprawców, jak i sytuacja zakładników także opierają się na sprawdzonych schematach. Co gorsza, już w pierwszym odcinku widać liczne absurdy całej historii. Np. rząd federalny próbuje poszukiwań za pomocą bardzo zaawansowanego drona. Jednak terroryści są w to w stanie przewidzieć i, szantażując jednego z rodziców, doprowadzają do wyłączenia sieci satelitarnej. Dron ulega katastrofie, po czym twórcy serialu już do tego nie wracają. Czy w USA: 1) jest tylko jeden taki pojazd; 2) przez kilka godzin nie da się przywrócić całej sieci do pełni działalności? Również ochrona syna prezydenta (dwa samochody, kilku agentów) jest podejrzanie słaba.
Całość jest na dokładkę nadęta, a kreacje aktorów – drewniane (może poza Anderson). "Crisis" nie wciąga, jest to po prostu kolejna opowiastka o zakładnikach i porwaniach, w której widać błędy i absurdy logiczne. Cała historia jest mocno naciągana. W skrócie, szkoda czasu na "Crisis". Jest teraz dużo więcej seriali, które można z oglądać z przyjemnością, a nie obrażają inteligencji widza.