Seryjnie oglądając #18: Wiosna idzie
Andrzej Mandel
20 marca 2014, 19:18
A skoro wiosna, to i słońce. O dziwo, oznacza to też więcej czasu na seriale, przynajmniej na razie. W związku z czym z większością jestem na bieżąco. A po zeszłotygodniowym załamaniu, "The Blacklist" zachwyciło mnie końcówką odcinka. James Spader ciągnie ten serial za uszy. Uwaga na spoilery.
A skoro wiosna, to i słońce. O dziwo, oznacza to też więcej czasu na seriale, przynajmniej na razie. W związku z czym z większością jestem na bieżąco. A po zeszłotygodniowym załamaniu, "The Blacklist" zachwyciło mnie końcówką odcinka. James Spader ciągnie ten serial za uszy. Uwaga na spoilery.
Swoją drogą, pisząc o wiośnie, zasługuję na to, by usłyszeć "Thank you Cpt. Obvious"… Cóż, czasem tak mam, ale obiecuję poprawę. Trudno jednak nie docenić zmiany pogody, która sprawia, że mogę porzucić ciężkie buciory i chodzić na dłuższe spacery niż dotychczas. Prędzej czy później ucierpi na tym oglądanie seriali, ale póki co jest wręcz przeciwnie.
Tym bardziej, że jest co oglądać, bo wróciło nareszcie "Continuum", na które czekałem przez czas dłużących się w nieskończoność. Doczekałem się i kolejny raz "Continuum" mnie nie zawiodło. Znów przylepiłem się do ekranu z wypiekami na twarzy. Serial robi się z sezonu na sezon coraz bardziej interesujący. Simon Barry wymyślił coś świetnego, a reszta ekipy wspaniale wykonuje swoją robotę. No i teraz czekam na poniedziałek i kolejny odcinek. W nadziei, że coś się wyjaśni…
Wyjaśnia się sporo w "The Blacklist". Nie jest tajemnicą, że im więcej Spadera w odcinku, tym lepiej, ale tym razem przez większość odcinka pojawianie się Reda świetnie kontrapunktowało główną opowieść. I gdy wydawało się, że lepiej już być nie może, nastąpiła ostatnia scena, która o wiele więcej mówi nam o głównym bohaterze. Przyznaję się bez bicia – chwyciło mnie za gardło.
Na szczęście nie wszystko było w tym tygodniu aż tak poważne. Choć w "The Americans" naprawdę solidnie budowane jest napięcie i poszerzany rys psychologiczny drugoplanowych postaci. Dla Amerykanów zapewne interesujące jest obserwowanie, że Rosjanie byli takimi samymi ludźmi jak oni – a już szczególnie tego, że wierzyli w swoją ojczyznę. Jest to teraz na czasie, a pewne uproszczenia naprawdę tu nie rażą.
Przestaje mnie też razić sierżant Voight z "Chicago PD". Nigdy nie byłem specjalnym miłośnikiem "brudnych" czy brutalnych gliniarzy, ale tu mamy przykład bardzo konsekwentnie zbudowanej i wykreowanej postaci. Voight bierze na siebie cały brud, by jego ludzie mogli swobodniej działać i takie założenie, choć z początku wydawało się niewiarygodne, działa. Nawet jeżeli jego zespół jest po trochu umoczony tu i tam. Najciekawszą postacią wydaje się być jednak Olinsky – ma dobre powiedzonka i ewidentnie jest życiowo najbardziej doświadczony. Obaj z Voightem są cyniczni, ale cynizm Olinsky'ego wydaje się płynąć ze zgorzknienia, a Voighta z faktu, że aby przetrwać, musi się ubrudzić.
Tego brudu policyjnej roboty nie uświadczymy w "Castle" i bardzo dobrze, bo seriale robione z lekkim przymrużeniem oka też są potrzebne. A już szczególnie takie odcinki jak ostatni, w którym Castle mógł radośnie snuć teorie o ninjach. Odcinek wyszedł bardzo dobrze, a narzeczeńsko-małżeńskie wątpliwości Ricka i Kate zostały świetnie podsumowane.
Swoją drogą, zauważył ktoś (o ile jeszcze ogląda "Revolution"), że relacja Monroe – Miles przypomina takie stare, kłótliwe małżeństwo. Ich kłótnie są wręcz solą ostatnich odcinków, fantastycznie się ich słucha.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego.