Pazurkiem po ekranie #24: Alkoholizm twórczy
Marta Wawrzyn
19 marca 2014, 19:17
Telewizja uczy, że kiedy ludzie dorośli mają problem z wykonaniem zadania, sięgają po flaszkę. A kiedy flaszki nie ma czym otworzyć, idą do baru. Uwaga na spoilery z "The Good Wife", "Shameless", "How I Met Your Mother", "Episodes" i "Girls".
Telewizja uczy, że kiedy ludzie dorośli mają problem z wykonaniem zadania, sięgają po flaszkę. A kiedy flaszki nie ma czym otworzyć, idą do baru. Uwaga na spoilery z "The Good Wife", "Shameless", "How I Met Your Mother", "Episodes" i "Girls".
W "The Good Wife" najbardziej lubię wszystko, ale gdybym miała podać jedną rzecz, którą lubię najbardziej-najbardziej, wskazałabym sposób, w jaki napisano bohaterów. Niemal wszyscy są nie tylko dorośli, ale też dojrzali i doświadczeni życiowo. Nie zachowują się nielogicznie, potrafią kalkulować i trzymać emocje na wodzy. I, jak na ludzi dorosłych przystało, piją. Ale nie są alkoholikami, jak Don Draper, przeciwnie, piją z umiarem, rzadko się przy tym zapominając.
Zawsze mnie zachwycają sceny, w których prawnicy z "The Good Wife" wspomagają się drinkami w pracy, w końcu któż z nas tego nie robi. OK, pewnie gdzieś tam, w jakiejś odległej galaktyce, istnieją tacy, którzy tego nie robią, ja jednak ani do nich nie należę, ani ich nie próbuję zrozumieć. Ileż odcinków "Pazurkiem po ekranie" nigdy by nie powstało, gdyby nie wino! W tym tygodniu rozumiem więc Alicię Florrick dobrze, aż za dobrze, w końcu do niemocy twórczej doszły jeszcze wielkie emocje. I dała radę, jak zwykle zresztą.
Swoją drogą, ciekawe, co by się działo, gdyby porządnie upić Elsbeth Tascioni. Może jej świat stałby się mniej kolorowy, a antysemickie misie trzymałyby przy niej gębę na kłódkę? A może wręcz przeciwnie, to szaleństwo przybrałoby jeszcze większe rozmiary.
Tymczasem u Gallagherów ważniejsza od gorzały…
…była w tym tygodniu miłość. No, może nie dla Franka, u niego z gorzałą nic nie jest w stanie wygrać. Ale młodsze pokolenie porządnie zaszalało, pokazując, co potrafi oznaczać to wyświechtane powiedzenie, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.
Debbie zadarła z dziewczyną, z którą wygrać nie będzie łatwo, choćby dlatego, że tamta jest starsza, a więc i bardziej doświadczona w te gierki. Carl zakochał się w ślicznej i bardzo niegrzecznej blondynce, przy której nie wydaje się aż takim badassem. Właściwie w ogóle nie wydaje się badassem, bo choć te niebezpieczne zabawy niewątpliwie go ekscytują, to momentami wygląda jak przerażony dzieciak.
Przygody Lipa w college'u sprawiają, że marzy mi się choć jednodniowa wizyta w amerykańskim akademiku. A, zaraz, zaraz, przecież byłam, nie było nawet w połowie tak ciekawie. Hm, dziwne… I jeszcze Fiona, płacząca w mieszkaniu faceta, który jej zniszczył życie. O co zakład, że prędzej czy później znów zobaczymy, jak ta para w błyskawicznym tempie pozbywa się odzienia? Fiona Gallagher po prostu tak już ma, a i z jego strony to nie jest tylko wyrachowanie.
Ted Mosby został pocałowany po raz pierwszy…
…i choć to była sympatyczna scena, nie rozumiem, czemu to ona musiała być stroną całującą. Teda Mosby'ego i tak nie znoszę, uważam za życiowego ciamajdę i faceta, z którym za nic nie chciałabym mieć do czynienia – ale czemu choć tym razem nie pozwolili mu się wykazać? Kobiety mają być zdobywane, tak działa ten świat i jestem pewna, że tak właśnie powinno być w romantycznych historiach. W końcu kto chciałby oglądać bajkę, w której dziewczyna morduje smoki, żeby uratować z wieży pięknego królewicza?
W finale "Episodes" wszystko się popaprało…
…tak bardzo, że jestem w szoku do teraz. Scenarzyści przeszli samych siebie, wybierając najgorsze możliwe rozwiązanie dla wszystkich. Rozwiązanie tak perfidnie złe, że na przemian umierałam ze śmiechu i drżałam o bohaterów, których bądź co bądź zdążyłam już trochę polubić. W 30 minutach upchnięto dziesiątki okrutnych prawd o Hollywood, tym magicznym światku, w którym nawet Matt LeBlanc w końcu się pogubił. A happy end był już tak bliziutko.
Finał 3. sezonu to chyba najlepszy odcinek "Episodes" w historii, tak zaskakujący, sarkastyczny i dołujący, jak to tylko możliwe. A już zaczynałam myśleć, że ta formuła zaczyna się wypalać.
"Chłodnica dla martwych dusz"
Tak Hannah z "Girls" określiła miejsce, w którym pracowała przez ostatnie miesiące, tuż przed tym jak je z hukiem opuściła. Odcinek znów raczej przeciętny – przeciętność to drugie imię "Girls" w tym sezonie – ale to barwne określenie jakiś czas ze mną zostanie. I pewnie nie tylko ze mną, w końcu kto z nas nie miał pracy, do której chodził z rosnącą nienawiścią.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.