"Bates Motel" (2×01): Hitchcock by się nie ucieszył
Nikodem Pankowiak
7 marca 2014, 21:02
Duet Norma i Norman powraca. Cztery miesiące po wydarzeniach z finału 1. sezonu wiodą nadzwyczaj spokojne życie. Zbyt spokojne. Spoilery.
Duet Norma i Norman powraca. Cztery miesiące po wydarzeniach z finału 1. sezonu wiodą nadzwyczaj spokojne życie. Zbyt spokojne. Spoilery.
O ile większość z nas była święcie przekonana, że to Norman zabił swoją nauczycielkę, teraz nie wydaje się to takie oczywiste, a za wszystkim może kryć się głębsza intryga. Mam szczerą nadzieję, że jest to zasłona dymna, a morderstwo zostało faktycznie popełnione przez głównego bohatera. Byłoby dobrze, gdyby ciemna strona Normana stała się ważniejsza, niż ciemna strona miasteczka, w którym przyszło mu żyć. Póki co widzimy tylko, że uwielbia ona wypychać martwe bobry i niepokojąco często odwiedza grób pani Watson. Niech zamiast (lub oprócz) tego scenarzyści pokomplikują trochę jego stosunki z matką, proszę!
Norma z kolei nadal jest najjaśniejszym punktem całej produkcji. Nadal jest rozemocjonowana, co pokazała chociażby na zebraniu rady miejskiej, nadal myśli głównie o sobie i o tym, jak postrzegają ją inni ("Nie wypychaj zwierząt i nie chodź po cmentarzach, bo to robi ze mnie złą matkę"). Jej relacje z synem są niepokojące, chyba jeszcze bardziej niż wcześniej. Coś budzącego odrazę i zniesmaczenie jest w tym uścisku, gdy razem spoglądają z okna na prowadzony przez nich motel. Nie wspominając o tym, że Norma dobrze wie, że coś jest nie tak z Normanem, ale nie pozwoli nikomu innemu się do niego zbliżyć. Matka roku.
O reszcie postaci trudno powiedzieć cokolwiek, oprócz tego, że przewijają się gdzieś tam na ekranie. Brakuje tu dobrych wątków, brakuje klimatu, a tempo odcinka również pozostawia wiele do życzenia. Ktoś może powiedzieć, o czym będzie ten sezon? Liczę na przyspieszenie akcji, gdy w pobliżu pojawi się brat Normy, który z pewnością rzuci nowe światło na jej postać. Oby to stało się jak najszybciej, bo póki co nie widać za bardzo światełka w tunelu.
No, może poza ostatnią sceną z udziałem Bradley. Wygląda na to, że twórcy chcą z niej uczynić ważniejszą postać, ale jej wątek w tym odcinku… Ugh, brak słów. Dopóki nie pociągnęła za spust, sam miałem ochotę się zastrzelić, widząc jak bezsensownie pałęta się po ekranie, tłumacząc wszystkim dookoła, że musi poznać prawdę o swoim ojcu. Było to męczące, strasznie męczące, jednak końcówka daje nadzieje, że w następnych odcinkach będzie lepiej i bardziej dynamicznie. Tylko niech to wszystko dzieje się na drugim planie, a twórcy jako gwóźdź programu zaprezentują coś lepszego.
Chciałbym zachwycać się tym serialem, jego klimatem, tak jak robiłem to w zeszłym roku. Ale nie mogę. Początek nowego sezonu wypadł okropnie przeciętnie. Nie wiemy nawet, co będzie napędzało fabułę w kolejnych odcinkach. Morderstwo nauczycielki i pytanie: zrobił to czy nie? Bo chyba nie szukająca prawdy Bradley, prawda? Błagam, powiedzcie, że to nie będzie to. Wybaczyłbym słabe tempo i brak klimatu przez większość odcinka, gdyby dał on jakieś sensowne podwaliny pod resztę sezonu. Niestety, póki co fundamenty są bardzo kruche.