Hity tygodnia: "The Americans", "True Detective", "Hannibal", "Wikingowie", "Parks and Rec"
Redakcja
2 marca 2014, 18:31
"The Americans" (2×01 – "Comrades")
Andrzej Mandel: Jenningsowie wrócili w dobrej formie, "The Americans" zapowiadają się w drugim sezonie lepiej niż w pierwszym. Mamy tu więcej emocji i bardziej skomplikowane wątki niż w poprzednim sezonie, a Rosjanie mówią poprawnie po rosyjsku. Jedna ze scen mocno zapadła mi w pamięć – ta, w której Philip odkrywa zwłoki swoich towarzyszy i ich córki w hotelowym pokoju. W dramatyczny sposób uświadomiono i głównym bohaterom, i nam, że zimna wojna dla szpiegów wcale nie była zimna.
Marta Wawrzyn: W 1. sezonie "The Americans" było serialem pod wieloma względami atrakcyjnym, ale scenariuszowo zaledwie poprawnym, teraz wreszcie może się wybić. W "Comrades" pojawiło się to, czego brakowało mi w zeszłym roku: prawdziwe, wielkie ludzkie emocje. Główni bohaterowie wreszcie są naprawdę przerażeni, bo widzą wyraźniej niż kiedykolwiek, że najgorsze zagrożenia związane z ich pracą dotyczą całej ich rodziny. Tego właśnie chciałam od "The Americans": głębszego wniknięcia w psychikę tych okropnych KGB-istów, którzy na pozór zachowują się jak zwykła amerykańska rodzina. I którym zaczęłam po cichu kibicować, choć naprawdę nie powinnam.
Szpiegowskie bzdurki mam w co drugim filmie, rozebrać psychikę szpiega na czynniki pierwsze może tylko serial. Oby "The Americans" w tym sezonie spełniło obietnicę daną w "Comrades".
"Hannibal" (2×01 – "Kaiseki")
Bartosz Wieremiej: Ciekawa premiera nowej serii i zarazem bardzo udany powrót do krainy pełnej rozmaitych odcieni strachu oraz żmudnego balansowania na granicy jawy, snu i szaleństwa.
W "Kaiseki" wciąż towarzyszy nam to dziwne napięcie – tak charakterystyczne dla 1. sezonu. Dalej rozwijane są także wątki znane nam z poprzedniej serii. Dodano również kilka nowych elementów, jak np. klamrę w postaci bardzo udanej sceny walki Hannibala (Mads Mikkelsen) i Jacka Crawforda (Laurence Fishburne). Co więcej, tradycyjnie już, nie oszczędzono nam kilku makabrycznych obrazów oraz niuansów, takich jak reakcja Lectera na preferencje żywieniowe jakże lubianego przez wszystkich (ehe, jasne!) Fredericka Chiltona (Raúl Esparza).
Pozostaje cierpliwie czekać na kolejne odcinki.
"True Detective" (1×06 – "Haunted Houses")
Marta Wawrzyn: Jeszcze nie było odcinka "Detektywa", który nie dostałby od nas tytułu hitu tygodnia. I "Haunted Houses" też na niego zasługuje, choćby dlatego, że to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką zobaczyłam w tym tygodniu.
W "Haunted Houses" kolejne elementy skomplikowanej układanki, którą serwuje nam Nic Pizzolatto, wskoczyły na swoje miejsce. Dowiedzieliśmy się, co się wydarzyło między Cohle'em a Hartem i jak ten pierwszy zakończył swoją przygodę z policją. Zobaczyliśmy kolejną osobę kłamiącą jak z nut podczas przesłuchania w 2012 roku. Serial wywołał kolejne dyskusje i wzbudził kontrowersje wśród osób, które chciałyby oglądać na ekranie tylko mądre kobiety. I tylko tajemnica Króla w Żółci pozostaje niemal tak samo tajemnicza jak na początku – niezależnie od tego, ile książek przewertowaliśmy w poszukiwaniu odpowiedzi.
"Vikings" (2×01 – "Brother's War")
Andrzej Mandel: Wikingowie wrócili w naprawdę dobrej formie. W tym jednym odcinku mieliśmy praktycznie wszystko – od krwawej bitwy, przez zręczne intrygi, po rodzinne problemy. Akcja wciąż wcale nie jest szybka, "Vikings" zachowuje swoje nieśpieszne tempo, ale nie można było oderwać się od ekranu.
Imponuje mi zwłaszcza postać Lagerthy – to pełnokrwista kobieta, która ma swój honor i nie waha się przed dokonywaniem trudnych wyborów. Ale ciekawie zapowiada się też wątek Rolla, który przechodzi trudną przemianę, a jego zdrada i ocalenie mu życia sporo namieszały wśród ludzi Ragnara.
"Parks and Recreation" (6×14 – "Anniversaries")
Marta Wawrzyn: Jeśli powiecie, że to nie był aż tak dobry odcinek "Parków", pewnie się z Wami zgodzę. To był odcinek, który miał słabsze momenty, ale miał też mnóstwo momentów cudownych, jak połączony program radiowy panów z Eagleton i Pawnee, szczere listy Rona czy wszystko, co było związane z rocznicą ślubu Bena i Leslie. Ben i Larry na romantycznej przejażdżce powozem? Super! Gorący taniec w wykonaniu najdziwniejszej pary na świecie? Kupuję! Leslie i "oh my effing God"? Tak!
Ale przede wszystkim daję ten hit za finałową niespodziankę. Leslie jest prawdziwą mistrzynią w dawaniu prezentów, chcę być jej najlepszą przyjaciółką, lesbijską kochanką, córką czy kogo tam aktualnie potrzebuje. Chcę dostawać takie prezenty!