"Castle" (6×14): Diabeł ubiera się u…
Andrzej Mandel
5 lutego 2014, 17:24
"Dressed to Kill" był naprawdę świetnym odcinkiem "Castle". Nawiązanie do "Diabeł ubiera się u Prady" było tak świetne, że chwilami brakowało mi tylko Simona Bakera. O dziwo, Meryl Streep nie. Fani Caskett też nie będą zawiedzeni. Spoilery.
"Dressed to Kill" był naprawdę świetnym odcinkiem "Castle". Nawiązanie do "Diabeł ubiera się u Prady" było tak świetne, że chwilami brakowało mi tylko Simona Bakera. O dziwo, Meryl Streep nie. Fani Caskett też nie będą zawiedzeni. Spoilery.
Na początek słowa krytyki, ale nie dotyczące tego, co działo się w odcinku. "Castle" oberwie za sukienkę, jaką ktoś dobrał dla Beckett na jej krótki powrót do modelingu. Naprawdę musiała to być sukienka, która wyglądała z tyłu ja firanka w domu przysłowiowej babci? Oraz spłaszczająca i tak nieduży biust Stany Katic? Design designem, ale ktoś mógł się bardziej postarać…
Tyle krytyki, teraz pochwały.
Wielokrotnie chwaliłem już "Castle" za udane nawiązania do popkultury. Zdarzały się, choćby w "The Lives of Others" nawiązania bardzo bezpośrednie i efekt zawsze był świetny. Tak jak i tym razem, gdy mogliśmy wejść w świat wielkiej mody, w którym została zamordowana osobista asystentka despotycznej naczelnej najważniejszego magazynu o modzie. Tak, "Diabeł ubiera się u Prady" nasuwa się sam i nikt się nie kryje z źródłem inspiracji, bo i po co? Ważne, że efekt był znakomity, choć było troszkę momentów, w których "Castle" zbliżało się do granic mojej akceptacji dla pewnych uproszczeń.
Frances Fisher świetnie, bez szarżowania zagrała naczelną Modern Fashion, Mathildę King. O tym, jaki strach wzbudzała w podwładnych i nie tylko, można się przekonać w scenie, w której jej wzrok pada na Kate, chowającą się w tym czasie za Ricka. Tak, Beckett chowała się za Castle'a, nie odwrotnie, jak zawsze. King rozpoznała swoją dawną modelkę i dalej poszło już znacznie gładziej, niemniej scena godna zapamiętania.
Dużej satysfakcji dostarczyła mi także zagadka kryminalna. Niebanalne prowadzenie, zręczne podrzucanie fałszywych tropów i podejrzanych jest dokładnie tym, co lubię. "Castle" podnosi ostatnio poziom w tym zakresie i miło to obserwować. Wyraźnie scenarzystom "Castle" jest wciąż daleko do rutyny.
Sporo zadowolenia powinni mieć fani Caskett. Para narzeczonych zaczyna wreszcie dogadywać się co ślubu, zarówno terminu, jak i miejsca. Dzielnie pomaga im w tym Martha (wspaniała Susan Sullivan, zachwycałem się nią już?), która ma w tym dość bezpośrednie metody. Mina Beckett na widok magazynów mody ślubnej – bezcenna.
Naprawdę, więcej takich odcinków.