"AHS" (3×13): Chaotycznie i bez emocji
Paweł Rybicki
3 lutego 2014, 15:12
Finał "American Horror Story: Coven" był taki, jak większość odcinków sezonu: chaotyczny, pozbawiony emocji i rozczarowujący. Uwaga, spoilery.
Finał "American Horror Story: Coven" był taki, jak większość odcinków sezonu: chaotyczny, pozbawiony emocji i rozczarowujący. Uwaga, spoilery.
Zakończyła się nasza przygoda z nowoorleańskimi wiedźmami. Niestety, ale już od pierwszych odcinków wycieczka z "AHS: Coven" do Nowego Orleanu nie była niczym przyjemnym. Każda kolejna część tego serialu budziła u mnie coraz większą grozę, i to bynajmniej nie dlatego, że scenarzyści skutecznie mnie przestraszyli. Znaczy, owszem, przestraszyli, ale jedynie swoją niekompetencją.
Kiedy zaczęły się problemy "AHS: Coven"? Początek przecież nie był taki zły. W październikowej recenzji pierwszego odcinka pisałem:
Nowy sezon ze względu na sporą liczbę wrednych kobiet w różnym wieku (nieprzypadkowo otwierający sezon odcinek zatytułowany jest "Bitchcraft" – czyli w wolnym przekładzie: "Sukowanie" albo "Zdzirowanie") może chwilami przywodzić na myśl seriale typu "Gossip Girl", ale wcale nie uznaję tego za wadę. Przecież wiedźmy są kobietami (same się zresztą uważają za najlepszy rodzaj kobiet), a kobiety mają swój świat: mroczny i brutalny. Jestem pewien, że kiedy już zostaniemy wciągnięci głębiej w historię nowoorleańskich wiedźm, to przerazi nas ona bardziej, niż poprzednie dwa sezony "AHS" razem wzięte.
Po kilku miesiącach i 13 odcinkach "AHS: Coven" muszę przyznać, że się myliłem. Owszem, historia wiedźm przypominała "Gossip Girl""(i to ze sceny na scenę coraz bardziej), ale to jednak jest wada. Wiedźmy rzucały się na siebie nawzajem, zawiązując coraz to inne koalicje, mordowały, wskrzeszały (do ostatniego odcinka przetrwała dokładnie jedna, której nikt nie zabił i nie ożywił), a nawet… rywalizowały o chłopaka (też zresztą przez pewien czas martwego).
To może nie byłoby to takie złe, gdyby historię napisano w konwencji pastiszu. Ale "AHS: Coven" jest (chyba?) jak najbardziej na serio, bez odrobiny autoironii. Przez to opowieść staje się po prostu nie do zniesienia. A ponadto – i to największy zarzut wobec dzieła mieniącego się horrorem – w serialu nie było jednej naprawdę budzącej strach sceny. "Coven" budzi co najwyżej uśmiech politowania. Na przykład gdy zobaczyliśmy, jak twórcy rozwiązali jakże obiecujący wątek z Łowcami Wiedźm – na dodatek wbrew logice obowiązującej w samym świecie serialu. Co duch seryjnego zabójcy robił w sali konferencyjnej? Jak się mógł tam znaleźć?
Oglądając cały sezon, nie spodziewałem się wiele po finale, no i słusznie. Odcinek "The Seven Wonders" był równie słaby jak te, które go poprzedzały. A nawet bardziej, bo przecież nawet kiepskie seriale potrafią mile zaskoczyć w finale. Tymczasem na koniec "AHS: Coven" otrzymaliśmy to samo co wcześniej: chaotyczną intrygę pozbawioną elementarnej logiki, nonszalancko drwiącą z widza.
W końcu doszło do testu młodych wiedźm, który miał wyłonić nową Supreme. Tak długo oczekiwane wydarzenie z jednej strony zadziwiało prymitywnością egzaminu. Z drugiej jednak, zaskoczyło mnie, że wiedźmy są w ogóle w stanie wziąć w nim udział. Przecież przez 13 odcinków tak naprawdę nikt ich nie próbował niczego uczyć. Całą kwestię ich mocy rozwiązano, stwierdzając, że siła wiedźm rośnie w chwilach kryzysu.
Ostatecznie cały test i tak zdał się na nic, bo główną wiedźmą nagle została Cordelia (Sarah Paulson). Przy okazji okazało się, że "Coven" był tak naprawdę opowieścią o odwiecznej rywalizacji córek z matkami – czyli w tym przypadku Cordelii z Fioną (Jessica Lange). Temat, oczywiście, ciekawy, ale nie tego się chyba spodziewali widzowie.
Cordelia, kiedy już obejmuje władzę, zaprasza do Rady (w międzyczasie wymordowanej) dwie swoje uczennice, zachwycając się ich wiedzą i siła – ale znów pytanie: skąd ta ich wiedza i siła?
Trudno zresztą uwierzyć w siłę wiedźm, skoro w ostatnim odcinku (podobnie jak w poprzednich) nie są w stanie kontrolować nawet tego, co się dzieje pod ich własnym dachem. Kiedy w jednej z ostatnich scen Kyle (Evan Peters) zabija Madison (Emma Roberts), żadna z naszych pań tego nawet nie zauważa.
Ale jedna rzecz mi się w tym finale podobała – wątek piekła, które jedne wiedźmy odwiedziły w ramach próby, a do którego innego trafiły na stałe. Piekło wg "AHS: Coven" to miejsce, gdzie każdy przeżywa ciągle na nowo najgorszy dzień swojego życia. To ciekawa koncepcja, działająca na wyobraźnię. Twórcy "American Horror Story" powinni jednak zadbać o dobre uczynki. Jeśli bowiem trafią do swojego piekła, to z pewnością będą musieli w nim oglądać bez przerwy właśnie "Coven".