Nic śmiesznego #1: (Nie) narzekam
Nikodem Pankowiak
31 stycznia 2014, 19:02
Jakoś tak wyszło w tym tygodniu, że "How I Met Your Mother" było świetne, za to na "The Big Bang Theory" nie dało się patrzeć. Na całe szczęście są na tym świecie rzeczy stałe i niezaskakujące, jak wysoka forma "Community". Uwaga na spoilery z wymienionych tytułów oraz "Parks and Recreation".
Jakoś tak wyszło w tym tygodniu, że "How I Met Your Mother" było świetne, za to na "The Big Bang Theory" nie dało się patrzeć. Na całe szczęście są na tym świecie rzeczy stałe i niezaskakujące, jak wysoka forma "Community". Uwaga na spoilery z wymienionych tytułów oraz "Parks and Recreation".
Tu powinien pojawić się jakiś wstęp w stylu moich koleżanek i kolegów z redakcji. O tym, że jest zimno, że ludzie skaczą sobie do gardeł, że brakuje kawy, cokolwiek. Niestety, nie jestem dobry w gadkach o niczym (choć Marta mogłaby pomyśleć inaczej, patrząc na ilość wiadomości, jakie wymieniamy między sobą), więc przejdę do rzeczy. O, a wstęp zrobił się sam!
Narzekam na te komedie ostatnio, narzekam, a jak przychodzi co do czego, to seryjnie oglądam je z nosem przy ekranie, a czasem nawet zdarzy się, że któraś z nich uczyni mój tydzień lepszym. Niestety, mimo to tytuł tej rubryki pasuje do niej aż za bardzo. Mam nadzieję, że z czasem się to zmieni. No ale dobra, dziś narzekania nie będzie. Nie może być, bo oto na scenie, w pełnej krasie (wreszcie!) pojawiła się…
Matka!
Na Serialowej ten tydzień zdecydowanie należy do Cristin Milioti. Zachwycałem się nią w recenzji ostatniego odcinka, zachwycała się nią Marta w "Pazurkiem po ekranie", teraz znowu kolej na mnie. Nawet jeśli zdarzają się tacy, którzy nie rozumieją naszej miłości do tej pięknej pani, staramy się nie zwracać na to uwagi. Po co słuchać kogoś, kto nie ma racji?
Prosiło się aż, żeby Ted wychylił głowę, spojrzał w oczu śpiewającej Matce (czy w ogóle poznamy jej imię?) i żyli razem długo i szczęśliwie. Nic z tego, do końca całej opowieści wciąż zostało kilka odcinków, musimy uzbroić się w cierpliwość. Mam tylko nadzieję, że po tak brawurowym występie twórcy serialu ponownie nie schowają Matki do szafy, by wyciągnąć ją z niej dopiero pod koniec sezonu. Może Cristin jeszcze raz coś zaśpiewa? Każdemu, kto nadal nie jest przekonany, że ma ku temu predyspozycje, dedykuję poniższy filmik.
Kiedy płyta?
Reakcja łańcuchowa
Jakoś tak się złożyło, że jedyne komedie emitowane przez NBC w ten czwartek były momentami bardzo do siebie podobne. W "Community" bohaterowie przygotowywali imprezę, w "Parks and Recreation" trwała ona w najlepsze. A była to impreza iście epicka, w stylu Leslie Knope. Nikt inny nie potrafiłby tak jak ona podczas jednego wieczoru bawić się z okazji Święta Flagi, Wielkanocy i Nowego Roku. W tym samym czasie w Greendale przygotowywana jest impreza, której temat przewodni wymyślił wybitny matematyk – Chang. Wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyniknie…
Leslie i Ann oraz Annie (och, Annie…) i Hickey chcą osiągnąć swoje cele, ale szybko dowiadują się, że nie ma nic za darmo – przysługa za przysługę, za przysługę i tak w kółko. Prawdziwa reakcja łańcuchowa. Zwłaszcza w "Community" wygląda to naprawdę komicznie, a przy tym jest okazją dla kilku fajnych występów gościnnych. Kojarzycie Roberta Patricka? A Nathana Filliona? Tak, każdy z tych panów pojawia się na ekranie dosłownie na moment, ale cóż to za momenty!
Jakoś nie odczułem braku Troya, a Abed bez niego wydaje się jakiś taki… doroślejszy (jak na Abeda). W "Parkach" pożegnaliśmy Ann i Chrisa i choć szczególnie nie będę za nimi tęsknić, muszę przyznać, że było to pożegnanie naprawdę ładne. Tak powinny odchodzić z seriali ważne postacie.
Nuda, panie, nuda…
Wiem, miało nie być narzekania, no ale nie da się nie narzekać, patrząc na nowe odcinki "The Big Bang Theory". Najgorsze jest to, że ten serial cieszy się tak ogromną popularnością, że spokojnie możemy doczekać się jeszcze ze trzech sezonów. Serial o nie do końca przystających do rzeczywistości naukowcach zmienił się z czasem w serial o ich życiu uczuciowym. I niestety to jest to zmiana na minus. Duży minus.
Najnowszy odcinek był tak nudny, jak tylko się dało. Nie bawiło w nim nic, absolutnie nic, czekałem tylko, aż te 20 minut wreszcie dobiegnie końca. Szkoda, że gościnne występy Jamesa Earl Jonesa i Carrie Fisher zostały zmarnowane na tak kiepski scenariusz. W tym tygodniu "The Big Bang Theory" mogło się skończyć od razu po czołówce. Wyrok: kit.
Dobre wieści
Ostatni tydzień przyniósł też na szczęście kilka wydarzeń, które cieszą. FOX przeniósł emisję "Enlisted" na godzinę 21:00 i oglądalność poprawiła się momentalnie. Nadal nie daje ona żadnych szans na kontynuację serialu, ale przynajmniej zobaczy go chociaż nieco więcej osób. I dobrze, bo to naprawdę przyjemna produkcja, dużo lepsza niż 90 procent komedii, którymi stacje ogólnodostępne zasypały nas w ostatnich latach.
Nie rozumiem szefów stacji. W dobie rosnącej konkurencji ze strony kablówek i internetu, wciąż wierzą, że stać ich na to, by wszystkie ich produkcje osiągały świetne wyniki. Otóż, panowie, to niemożliwe, mówię wam. Właśnie przez takie myślenie zabito już kilka fajnych komedii, jak "Don't Trust That B—- in Apartment 23" czy "Happy Endings" (Marta wciąż płacze). "Suburgatory", mimo prób wykończenia je przez własną stację, wciąż radzi sobie dzielnie i to bez wsparcia w postaci "Modern Family". I na co były wam te kombinacje, panowie?
Tymczasem w latach 90…
Ostatnio cofnąłem się nie tylko do nich, ale nawet do końcówki lat 80. Bo jak to tak, pisać o komediach i nigdy nie widzieć "Przyjaciół" czy "Seinfelda"? Wiem, zwłaszcza za tych pierwszych należy mi się chłosta i wieczne potępienie. Zaległości postaram się nadrobić jak najszybciej, zwłaszcza z tą pierwszą produkcją nie powinno być żadnego problemu. Wsiąkłem, zakochałem się totalnie, nawet jeśli wiem, kto z kim weźmie ślub, kto z kim będzie miał dziecko itp. Może to i lepiej, dzięki temu nie muszę się przejmować takimi rzeczami, jak kiedy Rachel i Ross wreszcie TO zrobią. Bardziej cieszą mnie małe rzeczy, jak trzeci sutek Chandlera albo wszelkie wariactwa Phoebe.
Jakoś dużo większą ochotę mam do nadrabiania "Przyjaciół" niż "Dwóch i pół", których porzuciłem gdzieś w połowie 6. sezonu. Odcinek, którego puentą była scena, gdy każdy z bohaterów decyduje się na oddanie urokom masturbacji we własnym pokoju, jakoś nie przekonał mnie do dalszego oglądania.
A czy Was coś (nie) rozbawiło w tym tygodniu? A może jakąś komedią jesteście już totalnie znudzeni? Możecie dać mi o tym znać na Twitterze, również za pomocą hashtaga #serialowa. Nasza redakcja jest czujna, staramy się wychwytywać wszystkie Wasze wpisy i w miarę możliwości na nie odpowiadać. To tyle, widzimy się tu za tydzień.
Cześć i czołem.