"Enlisted" (1×01): Poległy już na starcie
Nikodem Pankowiak
12 stycznia 2014, 21:02
FOX ze sporym poślizgiem wyemitował wreszcie pierwszy odcinek swojej komedii. Komedii, która szybko odejdzie w zapomnienie, choć wcale na to nie zasługuje.
FOX ze sporym poślizgiem wyemitował wreszcie pierwszy odcinek swojej komedii. Komedii, która szybko odejdzie w zapomnienie, choć wcale na to nie zasługuje.
Trzej bracia pochodzą z domu, gdzie ojciec był żołnierzem. Wszyscy wiemy, jak historia potoczy się dalej. Skoro w ich żyłach płynie wojskowa krew, sami również postanawiają wstąpić do wojska. Jednak z racji tego, że mamy do czynienia z komedią, ich dalsze losy będą nieco inne od typowego hollywoodzkiego scenariusza. Na całe szczęście, dzięki temu możemy się trochę pośmiać. Choć, jak w każdej produkcji z wojskiem w tle, miejsca na refleksję zabraknąć nie może.
Pete (Geoff Stults) to najstarszy z braci, z najlepszymi w rodzinie perspektywami kariery. Wszystko jednak się sypie, gdy uderzeniem w twarz nokautuje osobę, której dotykać raczej nie powinien. Jeden cios wymierzony pod wpływem chwili i już widzimy go z powrotem w Stanach. W bazie Fort McGee ma odpokutować swoje grzechy, trenując bandę nieudaczników, wśród których znajdują się także jego dwaj młodsi bracia.
Derrick (Chris Lowell), środkowy brat, za podejście do swoich obowiązków raczej żadnej nagrody czy awansu by nie dostał. To człowiek, który na wszystko ma jedną odpowiedź – "nie", a na dodatek niezbyt przepada za swoimi braćmi. Randy (Alex Young) to niemal kropka w kropkę Ryan Shay z "Suburgatory", tyle że tamten był głupiutką gwiazdą szkolnej drużyny futbolowej, a ten jest fajtłapowatym wojskowym. To on zapewnia w pilocie najwięcej śmiechu, a jego pytanie "Czy muszę za to zapłacić?" po nieodpowiedzialnym użyciu wojskowego sprzętu do teraz pobrzmiewa w mojej głowie.
Cała trójka podczas pobytu w bazie ma szansę popracować nad swoimi relacjami, bo dookoła nich właściwie nic się nie dzieje. Większość mieszkańców bazy wyjechała na zagraniczne misje. Ci, którzy pozostali, dostępują zaszczytu odmalowywania ścian, czyszczenia czołgów czy przycinania żywopłotów. Pete nie najlepiej odnajduje się w takim miejscu i chce zrobić wszystko, by jak najszybciej ponownie wyjechać. Fakt, doświadczony żołnierz niekoniecznie musi się dobrze czuć wśród zbieraniny dziwnych osób, krzyczących "Bradley Cooper" podczas zabijania manekinów.
Cała produkcja pozytywnie wyróżnia się na tle innych komediowych nowości tego sezonu. Przegrywa co prawda z "Brooklyn Nine-Nine", jednak ma w sobie coś takiego, co sprawia, że chętnie obejrzałbym kolejny odcinek. Choć można odnieść wrażenie, że twórcy sami nie do końca wiedzą, jak prowadzić fabułę, wynagradza to kilka naprawdę zabawnych scen. Czuć też jakąś chemię między Pete'em a rywalizującą z nim sierżant Jill Perez (Angelique Cabral), co może zwiastować nieco większe zamieszanie w kolejnych odcinkach. Nie jest to nowe "M.A.S.H.", to jedynie ubogi daleki krewny kultowej komedii z Alanem Aldą, ale mimo to pilotażowy odcinek tego serialu jest dużo lepszy niż większość tych, które przyszło mi kiedykolwiek na Serialowej recenzować.
"Enlisted" ma zadatki, by być czymś więcej, niż kolejną nijaką komedią. W bohaterach drzemie potencjał, a miejsce akcji zdecydowanie różni się od tego prezentowanego w większości sitcomów. Szkoda tylko, że władze FOX-a, zamawiając serial, same nie wiedziały do końca, co z nim zrobić. Stąd kiepska promocja i decyzja o przeniesieniu go na midseason. Na piątek. Wynik takiego działania mógł być tylko jeden – oglądalność tak słaba, że nawet nie warto o niej wspominać. Z racji dnia emisji być może dane będzie nam zobaczyć wszystkie odcinki tego sezonu. Na więcej nie liczmy.
"Enlisted" daleko do bycia świetną produkcją, ale to wciąż mógłby być niezły umilacz czasu. Którym nie będzie, bo FOX zabił go już jakiś czas temu.