Hity tygodnia: "Sherlock", "Community", "Treme", "Elementary"
Redakcja
5 stycznia 2014, 19:00
"Sherlock" (3×01 – "The Empty Hearse")
Bartosz Wieremiej: Dwa długie lata czekaliśmy na 3. sezon "Sherlocka" i o ile stwierdzenie, że warto było czekać, zazwyczaj stosowane jest mocno na wyrost, to w tym wypadku i bez najmniejszych wątpliwości… Tak. Warto, warto, warto.
"The Empty Hearse" było szalenie dobrym odcinkiem. Roiło się w nim od większych i mniejszych mrugnięć w stronę fanów, a wręcz co drugą scenę chciało się przewinąć do początku tylko po to, aby zobaczyć ją raz jeszcze. Benedict Cumberbatch, Martin Freeman i Mark Gatiss wypadli fantastycznie, a od któregokolwiek ujęcia z Sherlockiem (Cumberbatch) i Mycroftem (Gatiss) lub Sherlockiem oraz Watsonem (Freeman) po prostu trudno było oderwać wzrok.
Dodajmy do tego intrygującą Mary (Amanda Abbington) i uroczą Molly (Louise Brealey). Wspomnijmy, że poznaliśmy rodziców obu panów Holmesów oraz kilka możliwości rozwiązania nierozwiązywalnego problemu pt. jak skoczyć z dachu i przeżyć. Wreszcie zaznaczmy, że bomby mają wyłączniki, a po tym odcinku chciało się więcej i to znacznie…
Wiecie, że mogę tak nawijać bez końca?
Marta Wawrzyn: Zdecydowanie można tak bez końca! Czytałam na Twitterze – zły Twitter, zły! – opinie, że czegoś w tym odcinku zabrakło; że może przydałaby się zagadka kryminalna z prawdziwego zdarzenia zamiast takiego banału jak wyłącznik bomby. Mnie zagadki zupełnie nie brakowało, bo i bez niej było świetnie. 1,5 godziny minęło jak pięć minut – i od razu człowiek miał ochotę zobaczyć to wszystko jeszcze raz.
Dialog z fanami wypadł przepysznie, smaczków było co niemiara, Benedict Cumberbatch jak zwykle wyglądał doskonale w płaszczu. To dobrze, że zamiast skupiać się na odpowiedzi na pytanie "jak on to zrobił?" (i tak nie dałoby się zadowolić wszystkich!) Moffat z Gatissem postawili na emocjonalną karuzelę i pokazanie Sherlocka jako człowieka. Wszystkie elementy dopasowano do siebie perfekcyjnie, nawet ten króciutki występ zupełnie zwykłych rodziców dwóch niezwykłych ludzi był dokładnie taki, jak trzeba, i w tym miejscu, co trzeba.
Tak, to zdecydowanie jest powrót, na jaki czekałam.
"Community" (5×01-02 – "Repilot" i "Introduction to Teaching")
Bartosz Wieremiej: Umożliwienie wszystkim powrotu do Greendale. Zrobione. Wymyślenie dobrego powodu do powtórnego zasiedlenia pewnej sali i stołu. Załatwione. Sprezentowanie nowego blatu. Zero problemów. Odejście od kilku złych praktyk, tak męczących w poprzedniej serii. Również sukces.
Cieszę się bardzo, że raz jeszcze mogłem spotkać wszystkich bohaterów i ponownie zawitać do Greendale. Cieszę się, że już w tej pierwszej godzinie zegarowej zdążono zaliczyć solidnych rozmiarów rozruchy, a Jeff (Joel McHale) pokazał swoją groźniejszą stronę. Cieszę się także, że Abed (Danny Pudi) załapał się na porządne załamanie nerwowe, a na ekranie pojawili się m.in. Jonathan Banks i Kevin Corrigan.
Mam nadzieję, że "Repilot" i "Introduction to Teaching" są zapowiedzią nowych, lepszych czasów (finalnych – patrząc po wynikach oglądalności) dla "Community" i dobrze, że 4. seria nie była ostatnią.
Marta Wawrzyn: To jeszcze nie jest "Community" w najwyższej formie – ale nie mam wątpliwości, że takie właśnie "Community" w tym sezonie zobaczymy. Na razie najważniejsze, że wrócili scenarzyści, którzy potrafią pisać. Że wróciły luz i swoboda, bo poprzedni sezon był męczarnią chyba nie tylko dla widzów, ale i dla tych nieszczęśników, którzy widzów próbowali zadowolić.
Teraz wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Żarty są na starym dobrym poziomie, nie ma żadnych wymuszonych scen, aktorzy nie biegają po ekranie bez sensu, Abed znów jest Abedem, a nie swoim cieniem. I ten Jonathan Banks, w roli profesora Greendale momentami bardziej przerażający i jednocześnie bardziej skomplikowany niż Mike z "Breaking Bad"! Chcę go jeszcze więcej i chcę więcej takich odcinków – nie, chwila, co ja mówię: nie takich, a jeszcze lepszych odcinków chcę.
Ale nawet jeśli to jeszcze nie jest "Community" w formie najwyższej z najwyższych, "Repilot" to solidny restart serialu, a "Introduction to Teaching" to solidne wprowadzenie do nowego sezonu. I za to dajemy hit w tym spokojnym tygodniu.
"Treme" (4×05 – "…To Miss New Orleans")
Marta Wawrzyn: W "Pazurkiem po ekranie" już biłam się w piersi, że nie oglądałam "Treme" na bieżąco i nie poświęcałam serialowi Davida Simona tyle uwagi, ile powinnam była. A powinnam była poświęcać mu dużo uwagi, bo to świetny portret Nowego Orleanu i jego mieszkańców, takich zwykłych, żyjących swoim zwykłym życiem.
Finał w reżyserii Agnieszki Holland nie różnił się aż tak bardzo od innych odcinków "Treme". To po prostu było kolejne Mardi Gras, kolejny dzień w życiu bohaterów. Nie wydarzyło się nic wielkiego ani przełomowego, po prostu odwiedziliśmy każdego po kolei i zobaczyliśmy, co u niego. I zostawiliśmy ich wszystkich z przeświadczeniem, że aż tak bardzo nie zmienili się i już się nie zmienią. LaDonna zawsze będzie prowadzić bar, Davis zawsze będzie odchodził z radia i wracał do radia, a Sofia będzie wracać na Mardi Gras do domu, niezależnie od tego, co będzie w życiu robić. Pewne rzeczy po prostu pozostają niezmienne.
I za tę niezmienność pewnych rzeczy, za jazz, za gumbo, za indiańskie stroje, za ciemne knajpy, za dziury w drodze, których nikt nie łata, kocham "Treme". A teraz, kiedy już się skończyło, zachęcam Was do obejrzenia całości. Rzadko mamy do czynienia z serialami tak doskonałymi od początku do końca.
"Elementary" (2×12 – "The Diabolical Kind")
Bartosz Wieremiej: Ciekawe, że akurat w tygodniu bardzo, ale to bardzo oczekiwanej premiery "Sherlocka", "Elementary" zaliczyło jeden z najlepszych odcinków w swojej, dość krótkiej jeszcze, historii.
W "The Diabolical Kind" okazało się, jak wiele intrygujących rzeczy można zrobić z Moriartym w kobiecym wydaniu oraz jak bardzo pasuje ta rola Natalie Dormer. Dodatkowo, na przestrzeni tych około 42 minut, widać było, jak dużą wagę twórcy serialu przywiązują do dalszego rozwijania i komplikowania relacji pomiędzy poszczególnymi bohaterami – w końcu przedstawiono nie tylko obecny stan relacji pomiędzy Sherlockiem (Jonny Lee Miller), Jamie (Dormer) i Watson (Lucy Liu), ale również dopilnowano, by ostatnie zmagania z życiem Marcusa (Jon Michael Hill) i kapitana Gregsona (Aidan Quinn) nie zostały zbyt szybko zapomniane.
I wiecie, byłby to dobry odcinek, nawet gdyby zaniedbano nieco sprawę tygodnia. Jednak nie tylko nie zaniedbano, ale jednocześnie odważono się wpleść w "The Diabolical Kind" tak ryzykowny zwrot akcji, że nawet nie chcę myśleć, co zostałoby z tej produkcji, gdyby coś poszło nie tak…