10 moich największych rozczarowań roku
Marta Wawrzyn
19 grudnia 2013, 19:34
Fatalne "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", nieoglądalne "Under the Dome", mało odkrywczy 6. sezon "Mad Men", nierówne "Homeland", okropne zakończenie "Dextera"… Oto 10 moich największych serialowych rozczarowań roku. Uwaga na spoilery.
Fatalne "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", nieoglądalne "Under the Dome", mało odkrywczy 6. sezon "Mad Men", nierówne "Homeland", okropne zakończenie "Dextera"… Oto 10 moich największych serialowych rozczarowań roku. Uwaga na spoilery.
1. "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", czyli jedno wielkie WTF
Po nazwisku Whedon spodziewałam się wszystkiego, tylko nie takiej klapy. Pierwsze odcinki "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." w zasadzie są nieoglądalne. Fatalne aktorstwo, papierowe postacie, wymuszony humor jak z serialu z lat 80. i takaż fabuła, nawet gadżety i efekty specjalne jakieś takie… średnie. Jedna z najbardziej oczekiwanych premier roku to jednocześnie jedno z największych, jeśli nie największe rozczarowanie roku.
2. Don Draper znów wchodzi do tej samej rzeki
Nie zrozumcie mnie źle, kocham "Mad Men". Wciąż tak samo. Wciąż uważam, że to jeden z najlepszych seriali – tak, w tym roku, mimo wszystko, też. Ale za nami niestety najsłabszy sezon, w którym Matthew Weiner zaserwował głównie odgrzewane kotlety. Po ociekającej śmiercią premierze 6. sezonu – "The Doorway" – spodziewałam się, że dojdzie do jakiegoś dramatu czy też wielkiego i przełomowego wydarzenia, sama nie wiem. Tymczasem w "Mad Men" rok 1968 był niemiłosiernie nudny. Nie porwała mnie ani podróż Dona Drapera w głąb siebie (mam wrażenie, że Weiner przykłada za dużą wagę do trudnego dzieciństwa bohatera), ani jego najnowszy romans, tak podobny do poprzednich. Dopiero pod koniec sezonu Draper znów zrobił się interesującym facetem. Zdecydowanie za późno.
3. "Community" bez Dana Harmona
Ponieważ w "Community" zakochałam się dość późno – pod koniec zeszłego roku – długo nie dopuszczałam do siebie myśli, że 4. sezon nie nadaje się do niczego. Broniłam serialu przed Kitami tygodnia, mówiłam, że "o, ten odcinek to jak 1. sezon w najlepszym wydaniu", ale dziś muszę przyznać, że nie miałam racji. 4. sezon "Community" to jedna z najgorszych rzeczy, jakie widziałam w tym roku. To parodia starego dobrego "Community" z Danem Harmonem, tym bardziej koszmarna, że niezamierzona. Nie chcę już tego pamiętać, na pewno nigdy do tego nie wrócę i odliczam dni do "Repilota", czyli premiery 5. sezonu.
4. Niepotrzebny finałowy sezon "Misfits"
Niegdyś jeden z najulubieńszych seriali, dziś coś, czego nie chce mi się nawet recenzować. Bo niby o czym tu pisać – że to wszystko już było, tylko z fajniejszymi bohaterami, których imiona był powód pamiętać? OK, nie oglądało mi się w tym roku "Misfits" aż tak źle, ale gdyby tego sezonu nie było, naprawdę nie zauważyłabym różnicy. Podobne odczucia mam co do finału. Odważny, chropowaty serial, który nauczył mnie tylu cudnych angielskich przekleństw, nie powinien kończyć się w tak banalny i zachowawczy sposób.
5. Skasowanie "Bunheads"
Oj, tego nie wybaczę ABC Family! To właśnie dzięki "Bunheads" polubiłam specyficzny Amy Sherman-Palladino i obejrzałam "Gilmore Girls". Lepszych bohaterek kobiecych nie pisze nikt, takiej chemii w babskiej obsadzie, takich miasteczek, takich dziwactw, takich dialogów nie ma nigdzie. Jestem wściekła, że już nigdy nie dowiem się, jak poszło przesłuchanie Michelle i co dalej będą robić jej podopieczne. Wściekła!
6. Bardzo mało śmiechu
Fatalny rok dla komedii. OK, mamy "Parki", mamy "Brooklyn Nine-Nine" (czyli też "Parki", tylko na komisariacie), wróciło cudowne "Arrested Development", Jim Jefferies nieźle wystartował z "Legit"… Ale na tym chyba koniec. Mainstreamowe seriale komediowe dogorywają, fajnych nowości w zasadzie nie ma. To, co tej jesieni amerykańskie telewizje ogólnodostępne nazywają komedią, przerasta moje pojęcie. Mam wrażenie, że aż tak źle nie było od dawna.
7. Naiwny plan Saula i nierówny 3. sezon "Homeland"
Po świetnym finale, zamykającym zgrabnie jeden z głównych wątków nie chcę już znęcać się nad "Homeland". Ale w przeciwieństwie do "Mad Men", które nawet kiedy jest słabe, wciąż daje radę, produkcja stacji Showtime nie zmieści się w tym roku w moim top10 najlepszych seriali. Przez większość sezonu brakowało emocji, brakowało wrażenia, że gra toczy się o wysoką stawkę, brakowało tego charakterystycznego niepokoju, który kiedyś był w każdej scenie "Homeland". Pełen dziur, dziecinnie naiwny plan Saula i sposób, w jaki go zrealizowano, tylko pogłębiły moją irytację. Nie, to nie zdecydowanie nie jest serial, który dwa lata temu oglądałam z zapartym tchem.
8. "Mob City", czyli in-your-face noir
Jeszcze miesiąc temu to był jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie seriali. Teraz to męczące 1,5 godziny w tygodniu, które natychmiast zapominam. Owszem, "Mob City" jest piękne, klimatyczne i zawiera jeszcze przystojniejszego niż kiedyś Milo Ventimiglię, ale co z tego, skoro nie ma w tej historii nic interesującego, nie ma nic, czego nie widziałabym wcześniej. Dwója – i tweet Michała Oleszczyka raz jeszcze.
There"s noir, there"s neo-noir, and then there"s in-your-face noir. #MobCity
— Michal Oleszczyk (@michaloleszczyk) December 12, 2013
9. Nieoglądalne "Under the Dome"
Gdybym miała wymienić zalety "Under the Dome", powiedziałabym, że nikt wcześniej tak ładnie nie przepołowił krowy, a poza tym… OK, to chyba koniec zalet.
10. Marny koniec "Dextera"
Drwal, kurcze!